Bóg wszystko gmatwa, a potem mówi, że to człowiek jest zły

Tegoroczne Winobraniowe Spotkania Teatralne w Zielonej Górze rozpoczęła premiera „Czasami księżyc świeci od spodu" ostatniej części „opowieści wiejskich" - tryptyku Pawła Wolaka i Katarzyny Dworak. Trzeci spektakl z cyklu, jak każdy z poprzednich opowiada odrębną historię. Poznajemy ją uczestnicząc w rozmowie głównego bohatera-Jaśka z Bogiem. Wierzy on bowiem, że Bóg za dużo ma na głowie, żeby w ogóle wiedzieć o jego istnieniu.

Z tego powodu przedstawia mu historię swojego rodu. Dzieje się ona również na bieżąco, kiedy nadchodząca śmierć ojca zmusza do spotkania dwóch braci – Jaśka, który kierowany poczuciem obowiązku wobec rodziców nie jest w stanie wyrwać się z jedynego świata, który zna i Pawła wykorzystującego daną przez los szansę i układającego sobie życie w dużym mieście.

Ich zetknięcie się po wielu latach staje się okazją do rozmowy na temat długo skrywanych krzywd i poznania prawdy o sobie nawzajem. Śmierć ojca spowoduje również, że Jasiek będzie chciał poprowadzić swoje życie na zupełnie nowe tory. Ta historia, zupełnie jak w życiu, nie zakończy się jednak klasycznym happy endem. Nie jest to bowiem Disney'owska baśń, a „wiejska" opowieść. Absolutnym atutem spektaklu jest to, jak dogłębnie autorzy rozumieją mechanizmy rządzące przedstawionym światem. Mimo ciężaru tematycznego nie ma tu klimatu tragedii. Trudne losy bohaterów przeplatają się z często zabawnymi, luźnymi scenami. Ich życie po prostu toczy się na scenie. Widzimy tu wszystkie typowe i znaczące elementy wiejskiej rzeczywistości: proboszcza będącego niewątpliwym, ale znanym ze swoich słabości autorytetem czy sklepową reprezentującą majętną część wsi - kobietę obrotną, grubiańską i krzykliwą przez co również nieco śmieszną. Jest też miejscowa banda, której ulegają co słabsi i mniej zaradni mieszkańcy.

Głównym, a tak naprawdę jedynym elementem scenografii jest metalowa, okrągła klatka przypominająca wybieg dla lwów. Oddziela ona miejsce wydarzeń od pustej przestrzeni sceny. Tak wymyślona scenografia jest również swoistym instrumentem muzycznym. Poprzez przymocowane do sklepienia klatki naczynia (niczym w wiejskiej chacie) każdy ruch aktorów wywołuje falę dźwięków, którymi twórcy posługują się do budowania napięcia. Niewątpliwe ukłony za skonstruowanie tak nietypowego środka ekspresji należą się autorowi scenografii - Piotrowi Tetlakowi. Oprawę muzyczną spektaklu stanowi (również) muzyka perkusyjna na żywo w wykonaniu Artura Krawczyka (Gai). Spośród kostiumów przygotowanych przez Katarzynę Tomczyk uwagę zwracają stroje pozornych żałobników, czyli miejscowej szajki. Szare dresowe spodnie i bluzy z czerwonymi elementami wyróżniają się pośród raczej stonowanych, najczęściej czarnych ubiorów pozostałych postaci. Dzięki nim od samego początku widz wyczuwa jaki charakter będzie mieć ich obecność na scenie. W „Czasem księżyc świeci od spodu" na uwagę zasługuje świetna forma zespołu aktorskiego Lubuskiego Teatru. Wyróżnia się tutaj kreacja Jaśka zagrana przez Ernesta Nitę. Stworzył on bardzo prawdziwą postać wiejskiego mężczyzny, który nie miał szansy wyrosnąć z roli syna i młodszego brata, człowieka pogardzanego za swoje pochodzenie, za brak wykształcenia i majątku, rozgoryczonego, a jednocześnie tym rozgoryczeniem zbuntowanego wobec otaczającego go świata. Jasiek chciałby pójść w nieakceptowane wcześniej ślady brata Pawła, żeby w sprzyjających okolicznościach móc coś w końcu zmienić, stać się panem własnego życia.

Jego wyjaśnianie własnego pochodzenia przed Bogiem, to nie rozpamiętywanie dawnych cierpień i upokorzeń, a jedynie próba zrozumienia tego, co spowodowało, że historia jego rodziny potoczyła się tak, a nie inaczej. Co było przyczyną, że jego ojciec stał się tak trudnym i wyniszczającym człowiekiem. Rozmowy z bratem wyjaśnią mu również, dlaczego ten nie przyjechał, nie pomógł własnemu młodszemu bratu. Dużo łatwiej jest bowiem wybaczyć wyrządzone krzywdy, kiedy rozumie się postępowanie drugiego człowieka.

Przedstawiona saga rodzinna osadzona jest w konkretnych wydarzeniach historycznych. Trudne tematy relacji polsko-ukraińskich oraz polsko-niemieckich, nie są tu podjęte w celu wzniecenia dyskusji, czy wspominania polskiej martyrologii. Uświadamiają, że historii takich jak ta działo się wiele. W każdej wsi, w rodzinach, w domach krążą podobne opowieści i są zwykłą, choć często skrywaną częścią życia.

Pierwsza premiera tego sezonu w Teatrze Lubuskim jest niewątpliwym sukcesem. "Czasami księżyc świeci od spodu" zmusza widza do zatrzymania się i refleksji nad własną historią. Jest spektaklem przemyślanym - sprawnym, emocjonującym, a przede wszystkim angażującym co, jak wiemy, nie tak często wydarza się w sztuce.

Tym spektaklem, jego autorzy Paweł Wolak i Katarzyna Dworak zamykają temat. Sądzę jednak, iż nie zamykają się oni na swoje przemyślenia, na wrażliwość na otaczający ich i nas świat. Życie i życiowe doświadczenia, umiejętność wnikliwego patrzenia oraz kolejny sukces tej interesującej pary autorów beż wątpienia spowodują, że jeszcze nie jeden raz przeżywać będziemy chwile tak ciekawe i tak pełne emocji jak podczas zielonogórskiej piątkowej premiery.



Iga Januchta
Dziennik Teatralny
7 września 2016