Bohaterowie Gogola pozostawieni na lodzie

Petersburska inscenizacja "Ożenku" urzeka prostotą, finezją i poczuciem humoru. Pokazuje, że Rosjanie potrafią śmiać się z samych siebie

Festiwal europejskich teatrów narodowych w Warszawie zainaugurował słynny Teatr Aleksandryjski z Petersburga prowadzony od lat przez Walerego Fokina. Jak zawsze artysta z pietyzmem potraktował autora sztuki. Inscenizacja wydaje się bardzo gogolowska, a przy tym bardzo współczesna. Całość rozgrywa się w ascetycznej i funkcjonalnej scenografii projektu Aleksandra Borowskiego. Na scenie obrotowej wzniesiono półokrągłą ścianę z białych desek z wąskim oknem. Po stronie wypukłej jest ona niewielkim pokojem Podkolesina, kiedy przekręca się o 180 stopni, staje się przestronnym salonem Agafii, w którym podstarzali kawalerowie zabiegają o jej rękę. Niektórych bohaterów Fokin kreśli grubą kreską. Swatka Fiokła (Maria Kuzniecowa) i służący Stepan (Iwan Parszyn) wezwani na spotkanie z Podkolesinem z wyglądu przypominają pracowników niedawnych kołchozów. Są kompletnie pijani i słabo rozgarnięci.

Ciekawym pomysłem jest salon Agafii przedstawiony jako wielkie lodowisko. Zatwardziali kawalerowie chcący zrobić wrażenie na przyszłej wybrance serca czują się tu wyjątkowo niepewnie. Niektórzy mogą jednak zaprezentować się efektownie, wykonując skomplikowane piruety. Mają też świadomość, że kiedy ich starania zostaną odrzucone, poczują (dosłownie!), że zostali na lodzie.

Fokin z przymrużeniem oka odnosi się do tekstów na temat wyższości Rosjan nad innymi narodami. Słowa, że język rosyjski jest najważniejszy na świecie i mówią nim wszyscy święci, wypowiadane są przez swatkę z nadmiernym patosem i tonem nieznoszącym sprzeciwu. Podobnie jest z tekstem o wyższości robotnika nad przedstawicielami innych warstw społeczeństwa.

Spektakl Fokina prezentuje aktorstwo wysokiej próby. Można potraktować go jak satyrę na wybujałe, niespełnione ambicje, ale też doszukać się w tej opowieści innych tonów.

Zarówno Agafia, jak i grupa starych kawalerów z Podkolesinem na czele marzy o lepszym życiu, o wyjściu poza „własny krąg”. Są jednak na tyle słabi, że nie potrafią podjąć wyzwań, które podsuwa im życie. Nowa rzeczywistość ich fascynuje, ale też przeraża.



Jan Bończa-Szabłowski
Rzeczpospolita
6 października 2009