Bromance na końcu świata

Mniej więcej co dwa lata Teatr Atelier im. Agnieszki Osieckiej, obok koncertów i widowisk słowno-muzycznych, prezentuje premierę teatralną produkowaną lub koprodukowaną przez Teatr im. A. Mickiewicza w Częstochowie. Poprzednie propozycje w reżyserii dyrektora i założyciela sopockiego teatru André Hübnera-Ochodlo (m.in. "Hamlet" i "Proca" wg Nikołaja Kolady) spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem publiczności i były sukcesami artystycznymi.

Zapowiedź kolejnej premiery wzbudzała zrozumiałą ciekawość, tym bardziej, że na jubileuszowy, 25. sezon, Ochodlo przygotował polską prapremierę sztuki autora nieznanego do tej pory w polskim teatrze. Amerykanin Richard Dresser, rocznik '51, to autor wzięty i wszechstronny, ma na swoim koncie kilkanaście sztuk, musicale i seriale telewizyjne.

Do fabryki, położonej gdzieś bardzo daleko w innym kraju, przybywa Dobek, nowy pracownik. Audytor, który ma pomóc w osiągnięciu planowanej produkcji kompleksu trzech fabryk, które pracują dwadzieścia cztery godziny na dobę i produkują siedem tysięcy sto osiemdziesiąt sześć sztuk w ciągu ośmiogodzinnej zmiany. Sztuk czegoś, prawdopodobnie czegoś nie końca zdrowego dla środowiska. Dobek uzupełnia dział, który tworzą z nim: Hanran - także audytor i zarazem współlokator maleńkiego pokoju oraz ich szef, Merkin. Monotonna praca potęguje poczucie samotności i wyobcowania, cały dział jest odcięty od świata (jedyny kontakt to listy) i od pozostałych pracowników. Jedynie Merkin komunikuje się telefonicznie ze swoim szefem, dyrektorem regionalnym. Wydarzenia zewnętrzne są nieliczne i dowiadujemy się o nich pośrednio: dziwne zwierzęta na terenie fabryki, spektakularna awaria (płonąca rzeka) oraz impreza z okazji odzyskania płynności finansowej i Dnia Restrukturyzacji. Ale to, co najważniejsze, rozgrywa się wewnątrz działu i pomiędzy jego członkami.

Zgorzkniały Hanran, wyniosły i apodyktyczny Merkin, usłużny Dobek - takimi jawią się nam na początku bohaterowie. Hierarchia wydaje się niepodważalna, wszyscy są podporządkowani: audytorzy szefowi działu, Merkin "górze". Odhumanizujący automatyzm bezmyślnej pracy zaczyna oddziaływać na ludzi. Poznajemy ich lęki i traumy, odsłaniają przed sobą najskrytsze tajemnice, przynajmniej ich fragmenty. Nie wiemy, czy mówią prawdę, czy wszystko jest grą. Ostateczne konsekwencje dwóch wydarzeń, które wiążą się z nadzieją na zmianę położenia (akcja ratunkowa po awarii oraz impreza integracyjna), okazują się wielkim rozczarowaniem.

Prawdopodobnie, gdzieś, coś, chyba, może - tajemnica, niedopowiedzenie, lakoniczność. Tekst Dressera jest niezwykle otwarty na interpretacje i odnajdywanie własnej wersji właściwie wszystkiego. Fabryka ogrodzona jest zasiekami, skromne, niczym obozowe wnętrza, labirynt bramek, mężczyźni ubrani raczej jako strażnicy niż audytorzy, czy też nasze wyobrażenie audytorów. Ta fabryka na końcu świata jest niczym zesłanie. Albo ucieczka.

"Poniżej pasa" (Below the belt, 1995) to jeden z dwóch dramatów Dressera, który doczekał się już adaptacji filmowej. Twórcy wersji ekranowej zatytułowali ją "Human error". Dehumanizacja i samotność jako efekty monotonnej, bezrefleksyjnej pracy, to tylko jeden z tropów, pozornie oczywisty. Ale to raczej podłoże, baza do nadpisania ciekawszych i bardziej złożonych znaczeń. Wszyscy trzej mężczyźni przegrali swoje życie i swoje małżeństwa (jeden z kluczowych wątków) a beznadziejna praca na końcu świata jest rozpaczliwą ucieczką i formą terapii. Nie do końca udaną, bo każde przypomnienie dawnego życia przynosi ból. Jak w każdym układzie zamkniętym, ważna jest hierarchia. Przybycie Dobka wprowadza zakłócenia w relacji Hanran-Merkin. Między mężczyznami rozpoczyna się gra, której stawką jest dominacja a co najmniej zachowanie status quo relacji. Wydaje się, że karty rozdaje Merkin, Hanran do pewnego momentu walczy o zachowanie pozycji a na pewno Dobek jest jedynie narzędziem.

Wreszcie najbardziej złożona i ukryta relacja. To, co łączy Hanrana i Merkina, można interpretować jako nieco brutalny, pozbawiony ozdobników, bromance. To nowe pojęcie, jeszcze mało rozpowszechnione nad Wisłą, ale znajdujące coraz więcej egzemplifikacji w kulturze. Najkrócej, definicyjnie, bromance to nieseksualny związek dwóch mężczyzn, głębszy i bardziej intymny niż przyjaźń. Relacja Merkin-Hanran to ani nie urocza, miękka relacja Frodo-Samwise Gambee czy najbardziej mroczna ze znanych Hannibal Lecter-Will Graham. To nieuświadomiony związek dwóch outsiderów, którzy są sobie potrzebni, by przeżyć. Dominator Merkin, gdy czuje, że może utracić choćby część Hanrana, nie cofa się przed zadaniem mu bólu.

Psychodrama Dressera to mistrzowski popis dwóch aktorów Teatru im. A. Mickiewicza w Częstochowie. Michał Kula (Hanran) w masowej świadomości to Barszczyk z "Pitbulla", Waldemar Cudzik (Merkin) koncentruje się, jak do tej pory, na teatrze. Kula gra szeroko, zamaszyście, po zapasiewiczowsku rzec by można. Smakuje słowa, pławi się w ich dźwięku. Cudzik jest diaboliczny, konwulsyjny, szybki. Bawi się intonacją, mimiką, gestykulacją, gra całym ciałem. Kula walczy szablą, Cudzik szpadą. Obaj znają chyba wszystkie sztychy, ich gra to popis fechtunku na najwyższym poziomie.

André Hübner-Ochodlo ma już na tyle bogaty dorobek i rozpoznawalny styl, że możemy pokusić się o próbę charakterystyki. Teatr tego niegdyś przede wszystkim pieśniarza a dziś doświadczonego reżysera, to komunikatywność, precyzja, przestrzeń dla aktorów, zaproszenie do nieograniczonej refleksji. Spektakle Ochodlo wyróżniają się dopracowaniem najmniejszych szczegółów i kompatybilnością użytych środków wyrazu. Ważną rolę odgrywa w nich oczywiście muzyka, za którą odpowiedzialny jest Adam Żuchowski, uznany kontrabasista i kompozytor. Osobnym rozdziałem jest reżyseria świateł. W "Poniżej pasa" Ochodlo przeskoczył w tym zakresie normy osiągane przez Wincentego Pstrowskiego i wzbogacił dramaturgię spektaklu (choćby finałowe oczy zwierząt). Zaprojektowana także przez reżysera scenografia powiększyła przestrzeń kameralnej sceny i sprawiła, że oglądaliśmy po prostu pełnoformatowy spektakl, co nie jest oczywistością w tak małych salach. Ochodlo kocha aktorów i daje im rzadki prezent, jakim jest możliwość zaprezentowania pełni swych możliwości. Wreszcie szef Teatru Atelier daje wybrzmieć tekstowi, nad pychę artysty i konieczność wylania swych fantazmatów przedkłada pokorę wobec tekstu, współpracowników i widza. Dzięki temu możemy poczuć się zaproszeni do współudziału, własnej interpretacji i możemy potrzymać w sobie przekaz sceniczny dłużej niż zazwyczaj. To wszystko sprawia, że do teatru André Hübnera-Ochodlo warto i trzeba przychodzić.



Piotr Wyszomirski
Gazeta Świętojańska
19 lipca 2018
Spektakle
Poniżej pasa