Być albo nie być dzisiaj

Kolejna premiera na deskach Sceny Stu i kolejny sukces. „Błękitne krewetki" napisane przez Jacka Cygana i wyreżyserowane przez Krzysztofa Jasińskiego, to świetnie zrobiona i dobrze zagrana historia ludzkiego życia w piosence.

Tym razem autor tekstu i reżyser spletli ze sobą dowcipny pomysł wzięty z życia z nieśmiertelnym dramatem Szekspira. Wyszedł z tego bardzo dobry produkt, zawierający w sobie tak charakterystyczny dla życia motyw zmiany i przemijania, ilustrowany opowieściami dwóch aktorek, z których jedna, grająca Gertrudę (Beata Rybotycka), jest kobietą doświadczoną zawodowo i życiowo, druga zaś, odtwarzająca rolę Ofelii (Alicja Wojnowska) dopiero wchodzi w dojrzałe życie. Rozmowom kobiet odbywającym się w teatralnej garderobie podczas przygotowań do scenicznego występu, towarzyszy głos inspicjentki (Monika Lem) zapowiadający kolejne wyjścia aktorek na scenę i odtwarzane partie dramatu angielskiego poety, a krótkie rozmowy na temat bieżących wydarzeń z ich życia, odtwarzanych ról scenicznych, rozmów telefonicznych Gertrudy i komentarze sms-ów Ofelii przeplatane są znacznie dłuższymi partiami wokalnymi układającymi się w równoległą do tamtej, uniwersalną opowieść o ludzkiej egzystencji i wykonywanymi przez obie panie.

Co ciekawe, reżyserowi udało się przenieść ciężar sztuki z szekspirowskiego dramatu na dzieło własne, pozostawiając „Hamletowi" rolę dwuznacznego kontekstu zwłaszcza w zestawieniu z tytułowymi błękitnymi krewetkami i ich rolą w prywatnym życiu obu pań. Teksty Jacka Cygana rzadko bywają czysto dramatyczne. Nawet tam, gdzie trudno im odmówić powagi i racjonalnych przesłanek podszyte są mniej lub bardziej specyficznym humorem. Nie brak go i w tej realizacji. Połączone w sceniczną wypowiedź teksty polskich utworów muzycznych znanych autorów są raczej poważne, skłaniające słuchaczy do głębokich przemyśleń i mówiące o zjawiskach dla człowieka ważnych: uczuciach, przeżyciach, dramatach. W sumie przekaz trudno uznać za komiczny, niemniej jednak nie sposób nie zauważyć, co było widać zwłaszcza w reakcjach widowni, że w wielu momentach widowiska to aktorska interpretacja tekstu (i mówionego i śpiewanego) podsuwała widzom informację o tym, czy są one podawane na serio, czy z przymrużeniem oka.

Krzysztofowi Jasińskiemu udała się rzecz karkołomna. Zaledwie presuponując w swej sztuce obecność „Hamleta" przywołał jego kobiece postaci wraz z ciążącą na nich siedemnastowieczną interpretacją ich postępowania i wyborów. Wpisał je we współczesne życie dwóch kobiet, przekazując widzom starą prawdę, że życie i teatr stanowią w wielu aspektach swoje lustrzane odbicia.

Obu aktorkom wypada złożyć wyrazy uznania. Nie tylko za świetny wokal (przygotowanie Justyna Motylska, aranżacja muzyczna Krzysztof Herdzin), ale też głosową interpretację śpiewanych tekstów, dobrze zgraną z przekazem emocjonalnym i precyzyjnie dawkowaną nutą humoru obecnymi w rozmowach obu pań w teatralnej garderobie. Sceniczna Gertruda przywołuje kontekst matki Hamleta nie tylko dzięki imieniu postaci, którą w teatralnej rzeczywistości odtwarza na scenie, ale też dlatego, że koleje jej życia mają wiele punktów wspólnych z szekspirowskim dramatem. Warto jednak zauważyć, że zarówno interpretacja przez Beatę Rybotycką postaci dojrzałej aktorki, jak też traktowanie przez nią swojego życia i jego przypadłości z przymrużeniem oka, wyraźnie wskazują na odmienny sposób postrzegania tych samych zachowań czterysta lat temu i dziś, co widać było też w żywiołowych reakcjach publiczności. Niektóre wątki widowiska wyraźnie wskazują jednak, że czas wydarzeń nie ma wpływu na ciężar konsekwencji, jakie biorący udział w wydarzeniach ponosili dawniej i ponoszą dziś.

Sceniczna Ofelia (Alicja Wojnowska) jest współczesnym odpowiednikiem córki Poloniusza. Delikatna, wrażliwa, stojąca u progu dorosłego i samodzielnego życia. Ale i ona w rozmowie ze starszą koleżanką wyznaje, że granie w dramacie sprzed 400 lat tylko częściowo sprawia jej przyjemność. I jest to powodowane tym, że we własnym życiu widzi odbicie losów córki szambelana. W jej postaci widoczne jest lekkie wycofanie, dystans do tego, co się wokół dzieje wynikający częściowo z przeżyć, jakich już doświadczyła, częściowo zaś z braku doświadczenia życiowego i umiejętności zdystansowania się do tego, co minęło, tak charakterystycznych dla postawy Gertrudy.

Kobiece postacie zostały przez aktorki doskonale wykreowane. Przy tym zaznaczyć trzeba, że ich indywidualne cechy dobrze współgrają z rolą. Gertruda Beaty Rybotyckiej to kobieta dojrzała, doświadczona przez życie, mająca za sobą trudne i mogące budzić opór wybory. Traktuje się jednak „z przymrużeniem oka", wychodząc z założenia, że o pewnych decyzjach i ich dalszych konsekwencjach decyduje życie i przypadek. W grze aktorki widać, że przemyślała sposób kreacji swojej postaci od pierwszej do ostatniej sceny, tak że stanowi ona dla niej pełną i wyrazistą postać, którą bardzo precyzyjnie odgrywa wykorzystując swoją umiejętność operowania głosem, ale też ekspresyjną mimikę twarzy i gestykulację. Jest naturalna, swobodna, wciąga widzów w humorystyczną konwersację zmniejszając dystans między sceną a widownią, co z jednej strony rozluźnia atmosferę widowiska, z drugiej zaś uświadamia widzom, że postacie na scenie to ludzie tacy jak my, żyjący w gruncie rzeczy w tej co nasza rzeczywistości. Ale jest też silna, by nie powiedzieć bardzo silna, co niestety momentami mocno przytłacza znacznie mniej wyrazistą, ale też tak, jak sądzę, tak napisaną postać Ofelii. Drobna, delikatna i nieco zamknięta w sobie dziewczyna, o znacznie delikatniejszej barwie głosu niż Gertruda sprawia wrażenie jej delikatniejszej jeszcze nie w pełni ukształtowanej wersji.

Widowisko jest przemyślaną konstrukcją, z dużym wdziękiem łączącą dramat elżbietański ze współczesnością, a przy tym balansującą na granicy powagi i subtelnego humoru, co jest znakiem rozpoznawczym większości przekazów Jacka Cygana. Jest wspaniałą ucztą dla każdego miłośnika teatru, dobrego aktorstwa i muzyki. Z rozmachem odsłania kurtynę prezentując dawny i współczesny dramat jednocześnie uchylając drzwi zapraszające do wspólnej gry w odkrywanie nowych emocji i doznań jakie sztuka teatralna niesie. Interpretację reżyser pozostawił widzom. Mogą przeżywać estetykę śpiewu i słowa zawartą w utworach muzycznych tworzących osnowę scenicznego przekazu, mogą też szukać intertekstualnych związków między przekazem Szekspira i Jasińskiego albo też szukać odpowiedzi na stawiane przez widowisko pytania dotyczące teraźniejszości. Każda z tych postaw będzie uzasadniona, każda będzie niosła z sobą odmienny, ale równie ważny i ciekawy rodzaj artystycznego przeżycia.



Iwona Pięta
Dziennik Teatralny Kraków
10 kwietnia 2019