Być albo nie być opolskiej kultury

Nie wiadomo, czy w Opolu powstaną nowe przedstawienia, wystawy i zagrają muzyczne sławy. Na pewno jednak teatr, filharmonia i muzea zajmą się ekologią i wesprą wykluczonych - pisze Iwona Kłopocka-Marcjasz w Nowej Trybunie Opolskiej.

Pieniędzy na kulturę będzie mniej niż przed rokiem. Cięcia sięgną 10-24 procent, bo już wiadomo, że dochody własne samorządu wojewódzkiego będą mniejsze, a to właśnie z tego źródła samorząd utrzymuje teatr, filharmonię, bibliotekę i trzy muzea. Żadne kwoty jeszcze nie padły, nikt niczego nie dostał na papierze, ale dyrektorzy już wiedzą, ile komu się obetnie. Mówić jednak o tym nie mogą. Dwa lata temu, gdy kultura przeżyła pierwszy szok znacznego niedofinansowania, w mediach rozlały się pretensje i narzekania. Całe odium spadło na marszałkowskich urzędników. Teraz, aby nie doszło do powtórki na jeszcze większą skalę, urząd zabronił instytucjom kultury porozumiewać się ze sobą za pomocą mediów. Powiedzieć wprost, co myślą o takim niedofinansowaniu i jego konsekwencjach, też nie bardzo mogą, bo w odpowiedzi pokazuje im się drzwi z sugestią, że może czas zmienić pracę.

Muzeum Wsi Opolskiej nastawia się na najmniejsze cięcia, czyli 10 procent. - Urząd marszałkowski zna naszą sytuację. Cięcia dwa razy większe oznaczałyby katastrofę - mówi Jarosław Gałęza, dyrektor MWO. - Przy budżecie mniejszym o jedną dziesiątą wystarczy nam na pensje pracowników, ale na utrzymanie już zabraknie. O działalności tym bardziej nie ma co mówić.

Muzeum Śląska Opolskiego liczy się z budżetem mniejszym o 15 procent. Po opłaceniu pracy muzealników "zostanie tyle co nic" - mówią.

Budżet Teatru Kochanowskiego ma być jeszcze bardziej zmniejszony. Perspektywa, którą dyrektor zna, ale o której nie chce mówić, zmusza do redukcji zespołu o 30 osób. Teatr już rozstał się z 9 pracownikami, choć na razie nikt nie wyleciał na bruk (odchodzą emeryci, zmienia się forma zatrudnienia).

Waldemar Olszewski, dyrektor Filharmonii Opolskiej, przymierza się do najgorszego, a więc cięcia budżetu sięgającego nawet 28 procent. - Oczywiście, że dalej będziemy działać, ale na jaką skalę? Jaka będzie jakość tego działania? Przyzwyczailiśmy naszych odbiorców do wysokiego poziomu. O to walczyliśmy. A teraz? Nie załamiemy rąk, ale będziemy mieli kłopot - mówi ostrożnie dyrektor.

Kłopot wyraża się kwotą o 2 miliony mniejszą niż w tym roku. Było ich w kasie prawie 8 mln, będzie przypuszczalnie ok. 6 mln. W 2010 roku budżet FO przekraczał 9 mln zł, a była to wtedy jeszcze mniejsza filharmonia, bo przed rozbudową. Ta rozbudowana za unijne pieniądze jest naszą chlubą, ale kosztuje.

Powierzchnia zwiększyła się o 30 procent i tak też wzrosły koszty energii i ogrzewania. A pieniądze na utrzymanie maleją. Muzeum Śląska Opolskiego też się rozbudowało. Powierzchnia wystawowa jest obecnie o 300 procent większa. Dyrektorzy obu placówek nie mają wątpliwości, że trzeba było korzystać z szansy na rozwój, jaką dały unijne euro. - Ale - mówią - ktoś "na górze" chyba miał też jakąś wizję tego rozwoju, wiedział, czy region na to stać? Tymczasem kurek z dotacją coraz mocniej się zakręca.

W naszych instytucjach kultury już dawno przestali czekać na mannę z nieba i z coraz lepszym skutkiem zabiegają o pieniądze z zewnątrz. 80 procent wydarzeń, które odbyły się ostatnio w Muzeum Śląska Opolskiego, nie generowało kosztów. Teatr Kochanowskiego zdobył 800 tysięcy złotych w ministerstwie kultury, 150 tysięcy zarobił na zagranicznych wyjazdach.

W sezonie 2013/14 zagrał 244 spektakle. Do kasy wpłynęło l mln 640 tysięcy zł, co jest rekordem w 40-letniej historii teatru.

Przed rozbudową filharmonia organizowała rocznie ok. 150 koncertów. W ubiegłym roku imprez było 340, a koncertów 320. Wcześniej przychodziło do niej 46 tysięcy melomanów. Teraz w ciągu roku musi przyjść 84 tysiące - taki jest wymóg Unii. I tyle przychodzi. Na koncerty symfoniczne i imprezy klubowe, gdzie grany jest każdy rodzaj muzyki. Takie było założenie, gdy wyciągaliśmy ręce po unijne dotacje - filharmonia ma rozbrzmiewać muzyką przez cały tydzień i dawać maksymalnie szeroką ofertę. Na koncertach symfonicznych frekwencja sięga 80 procent, ale nawet przy pełnej widowni w ciągu roku byłoby to zaledwie 25 tysięcy słuchaczy. Scena klubowa wypełniła ogromną lukę i zaspokoiła zapotrzebowanie opolan na różne formy muzycznej rozrywki.

Filharmonia Opolska do 8 milionów dotacji dorzuca 2 miliony zdobyte przez siebie, czyli 20 procent wkładu. To tylko z działalności artystycznej, bo na razie (przez 5 lat od rozbudowy) nie wolno jej zarabiać na wynajmie. - 20 procent to bardzo dużo. Kiedy niedawno powiedziałem o tym w ministerstwie kultury, wszyscy byli zdumieni. Jesteśmy w czołówce instytucji kultury, jeśli chodzi o zarabianie pieniędzy - mówi Waldemar Olszewski.

Im więcej jednak instytucje zarabiają, tym bardziej urząd ogranicza ich budżet. Zamiast pochwały i nagrody dyrektorzy dostają po głowie.

Nowe rozdanie

- Dochodów własnych, z których możemy finansować kulturę, będzie mniej i to są fakty, z którymi nie ma co dyskutować - podkreśla mocno wicemarszałek Barbara Kamińska. - Budżet w tym roku jest tworzony inaczej niż do tej pory. Aby nasze instytucje kultury mogły się rozwijać, trzeba je przygotować do zdobywania funduszy europejskich. To jest trudne, ale możliwości są ogromne.

"Pieniędzy z Unii jest mnóstwo, trzeba tylko umieć po nie sięgnąć. Na kulturę nie zabraknie, a nawet będzie więcej niż kiedykolwiek. Trzeba się jednak postarać" - słyszą od kilku tygodni dyrektorzy. To ma osłabić szok po zapowiedziach budżetowych cięć, a jednocześnie zmobilizować ich do działania.

Faktem jest, że Opolszczyzna z tzw. perspektywy finansowej 2014-2020 ma dostać prawie l miliard euro. To gigantyczne pieniądze, tyle że nie ma tam ani eurocenta adresowanego wprost dla kultury. Priorytety w tym rozdaniu finansowym są inne, m.in.: zielona energia, społeczeństwo informacyjne, włączenie społeczne i innowacje. - Kultura jest jedną z najbardziej innowacyjnych dziedzin - zapewnia marszałek Barbara Kamińska.

Urząd twierdzi, że da na pensje pracowników i utrzymanie obiektów (instytucje mówią, że to nieprawda), ale już nie na premiery, koncerty, wystawy, zakup książek. Tam nikogo nie obchodzi, czy filharmonia sprowadzi Konstantego Andrzeja Kulkę (jest taki zamiar, ale pewnie nie wypali, bo zabraknie na honorarium), a teatr zaprosi do współpracy Krystiana Lupę (nie ma takich planów). Urząd do "merytoryki", jak wdzięcznie to nazywa, się nie wtrąca. - Każdy dyrektor ma pełną autonomię i dotacją może gospodarować wedle swego uznania - mówią w urzędzie. Że dotacji nie starcza? No cóż, każdy dyrektor ma pełną autonomię... A teraz jeszcze dodatkowo perspektywę finansową 2014-20.

- Całą merytorykę, wszystko to, co nasze instytucje do tej pory robiły, trzeba wpisać w projekty ministra kultury i projekty unijne. Znamy unijne priorytety, trzeba się do nich dostosować - mówi Barbara Kamińska.

- Nie słyszałam o instytucji kultury, której działalność merytoryczną sfinansowano by z unijnych projektów - mówi Urszula Zajączkowska, dyrektor Muzeum Śląska Opolskiego.

Tęgie głowy od kultury kombinują jednak, jak się wpisać w ochronę środowiska i ekologię, jak wyjść naprzeciw wykluczonym. W urzędzie twierdzą, że w placówkach minęło już przerażenie nowym zadaniem i wyzwoliła się kreatywność. - Faktycznie siedzimy i wymyślamy. Niektóre pomysły są idiotyczne. Planujemy rzeczy, które nas absolutnie nie interesują i na których się nie znamy, w nadziei, że zdobyte ewentualnie pieniądze w jakiejś części odciążą nasz budżet - mówią ludzie od kultury.

Lista pomysłów jest na razie bardzo robocza, do napisania wniosków i ubiegania się o pieniądze jeszcze daleko. Ale pomysły zinwentaryzować i policzyć koszty ewentualnych projektów trzeba, bo korzystanie z unijnych pieniędzy wymaga wkładów własnych. Urząd musi wiedzieć, ile trzeba ich "zabezpieczyć" w budżecie, od tego uzależniona jest wielkość tzw. dotacji organizatora dla każdej placówki.

Jako robocza, lista jest na razie tajna. Placówki kultury o swych zamiarach też mówią bardzo powściągliwie. Np. Muzeum Śląska Opolskiego od dawna marzy o właściwym wykorzystaniu swych przebogatych, gromadzonych od 1900 roku zbiorów przyrodniczych na Górze św. Anny. Zdaniem urzędu dobrze byłoby to zrobić razem z czeskim partnerem, rozpoczynają się rozmowy.

Udało nam się jednak dotrzeć do pewnego fragmentu tej roboczej listy z pomysłami sześciu instytucji. Jest ich już kilkadziesiąt. Koszt hipotetycznych projektów, czyli pieniędzy, które opolska kultura en bloc zamierza wydrzeć z unijnej kasy - kilkakrotnie przewyższa jej dotychczasowy roczny budżet. Filharmonia Opolska proponuje, że w ramach ochrony bioróżnorodności regionu może prowadzić warsztaty dla dzieci z całej Opolszczyzny i zorganizować 12 koncertów symfonicznych dla "osób starszych lub z domów opieki nad osobami wykluczonymi społecznie".

Wojewódzka Biblioteka Publiczna będzie na różne sposoby wspierać włączenie społeczne niepełnosprawnych. Muzeum Śląska Opolskiego zorganizuje "Patrzenie przez dotyk", czyli ścieżkę dydaktyczną dla niewidomych i słabowidzących. W skansenie pod hasłem "Uczymy się tradycyjnych zawodów" będą warsztaty dla "wykluczonych zawodowo".

Bezrobotni nauczą się, jak kiedyś kryto dachy i robiono stoły. Z kolei w Teatrze Kochanowskiego dowiedzą się, jak uszyć krynolinę albo kontusz.

Teatr podejmie też kwestie ekologiczne. - Dzieci na warsztatach będą robiły elementy scenografii z materiałów pozyskanych z recyklingu - mówią w departamencie kultury urzędu marszałkowskiego. Zapowiadają też ekologiczne przedstawienie. Cały projekt nosi roboczą nazwę "Suseł".

Zanosi się więc na to, że ze sceny padnie słynne "być albo nie być". Nie wypowie go jednak bohater Szekspira, lecz przedstawiciel reintrodukowanego na Opolszczyźnie gatunku. Hamlet czy Suseł - rozterka jest do bólu prawdziwa.

***

Kulturalna ekonomia

Wyprodukowanie przeciętnego przedstawienia (przyzwoitego, ale bez rozrzutności) kosztuje co najmniej 120 tysięcy zł na Dużej Scenie Teatru Kochanowskiego i co najmniej 80 tysięcy na Małej Scenie. Teatrowi opłaca się grać kameralne i małoobsadowe sztuki, w skromnej scenografii i dla niedużej widowni. Kiedy jednak gra 4 aktorów, jak w "Szklanej menażerii", 23 pozostałych nie zarabia i ma pretensje do dyrektora.

Robienie wielkich widowisk z całą obsadą jest kosztowne w produkcji i eksploatacji. Bogate scenograficznie i wymyślne kostiumowo "Opowieści z Narnii" pochłonęły ok. 300 tysięcy złotych. Choć przedstawienie cieszy się dużym powodzeniem, a od premiery minęło pół roku (łącznie z wakacjami), koszty jeszcze się nie zwróciły. Dyrekcja teatru nie ma jednak wątpliwości, że "Narnia" na siebie zarobi.

***

Budżet polityki spójności 2014-2020

Polska otrzyma 82,5 mld euro. Fundusze polityki spójności zainwestujemy poprzez 6 krajowych programów operacyjnych, w tym jeden ponadregionalny dla województw Polski wschodniej. Te programy to: Infrastruktura i Środowisko (27,41 mld euro), Inteligenty Rozwój (8, 61 mld euro), Polska Cyfrowa (2,17 mld euro), Wiedza Edukacja Rozwój (4,69 mld euro), Polska Wschodnia (2 mld euro), Pomoc Techniczna (700,12 min euro).



Iwona Kłopocka-Marcjasz
Nowa Trybuna Opolska
6 listopada 2014
Portrety
Tomasz Konina