Była już taka miłość

Pierwszym spektaklem trzeciego dnia Festiwalu Debiutantów "Pierwszy Kontakt" był "2084" w reżyserii Michała Siegoczyńskiego (Teatr Powszechny im. Jana Kochanowskiego w Radomiu). Para aktorów, oszczędna scenografia, dialogi niczym z popularnych seriali i ...smutek - bezbrzeżny, bolesny, prawdziwy

W 2084 roku (a dokładnie w styczniu) Ola (bardzo dobra Aleksandra Bednarz) i Krzysiu (Krzysztof Prałat) rozstaną się. Dlaczego? Bowiem miłość trwa tylko trzy lata: pierwszy rok wypełnia namiętność, drugi - czułość, później pozostaje już tylko nuda. Zakochani nie chcą być częścią masy, która w kapciach kona przed telewizorem, chcą dać sobie wszystko i odejść z poczuciem spełnienia, bez niepotrzebnych rozczarowań, bez żalu i goryczy.

Początek spektaklu: młoda para siada tuż przed widownią. Opowiada o początkach swojej znajomości, o pierwszych „razach", obskurnej kawalerce, codziennej mantrze miłosnych wyznań. Obydwoje bronią się od samego początku przed wtłoczeniem w ramy „typowego" związku, obydwoje od samego początku w ramy te wpadają. Język ich miłosnej opowieści to język reklam, telewizyjnych seriali, tekstów popularnych piosenek. Oko kamery niczym oko Wielkiego Brata stale i bacznie im się przygląda, oni zaś przeglądają się w nim. Obydwoje stwierdzają, iż oko to stanowi centralny punkt ich egzystencji, ich pragnień i wyobrażeń o sobie i życiu. Oko patrzy, ale i pozwala zaglądać w swoje czeluście, zaraża bohaterów obrazami, które nieustannie emituje, projektuje ich widzenie świata, skazuje ich na spoglądanie na wszystko poprzez określony filtr. Ola i Krzysiu są dzięki temu niczym bohaterowie wiecznie trwającego teledysku. Ich najbardziej intymne wyznania obciążone są klątwą schematu, kliszy; ich najbardziej intymny język nie jest ich językiem - jest zbiorem frazesów z „kultowych" filmów. W przełomowych momentach bohaterowie porozumiewają się za pomoc odśpiewywanych z playbacku piosenek. Oczywiście Ola i Krzysiu - co zapowiedzieli we wstępie - nie należą do masy przeciętniaków, dlatego też piosenki przez nich śpiewane należą do tych z wyższej (i modniejszej) półki. W jednym z wielu kryzysowych momentów, usadowieni na kanapie bohaterowie „odśpiewują" i odgrywają przed kamerą teledysk PJ Harvey i Nick\'a Cave\'a - jakby nie mieli w sobie odpowiedniej gamy słów i gestów, aby przekazać uczucia targające nimi w danej chwili.

Im bardziej bohaterowie próbują uciec od szablonów i schematów, tym bardziej szablonowi i schematyczni się stają. Kiedy tymczasowym remedium na kryzys staje się ucieczka do motelowego pokoiku, bohaterowie zaczynają rozmawiać na temat „Zagubionej autostrady" Davida Lyncha - filmu „przemielonego" przez popkulturę wzdłuż i wszerz, filmu, który zatonął właściwie w otchłani napuszonych rozmów, snobistycznych dywagacji, mody. Ze związkiem Oli i Krzysia jest jak z filmem Davida Lyncha. Popkultura tak go skaziła, iż stał się - będąc wartościowym - ciężkostrawny, wtórny.

Spektakl Michała Siegoczyńskiego jest obrazem dwojga ludzi, którzy - zrazu zachłyśnięci uczuciem - powoli staczają się w dół wypełniony cieniami wspomnień z początków związku, goryczą, oskarżeniami, jadem. Jest opowieścią o totalitaryzmie - bezwzględnej dyktaturze obrazów, gestów i słów, którymi karmią nas wszechobecne kamery. Dyktaturze, która zabiła intymny język miłości, język może często nieporadny, lecz własny, indywidualny, wewnętrzny. Dyktaturze, która sprawiła, iż nawet w momencie ostatecznego, wypełnionego bólem i żalem rozstania, parze kochanków przygrywa na gitarze walentynkowy aniołek.

Spektakl Michała Siegoczyńskiego posiada dwa plany: pierwszy z nich to plan słów: wyświechtanych, narzuconych z zewnątrz, cudzych. Drugi to plan spojrzeń: początkowo zespolonych ze słowami, po jakimś czasie tworzących odrębną przestrzeń - prawdziwą, wypełnioną własnym, nieskopiowanym z ekranów cierpieniem.



Anna Jazgarska
Dziennik Teatralny
24 maja 2011
Spektakle
2084