Cena przemocy

Kiedyś grywane chętnie, od lat nieobecne na scenie sztuki Ireneusza Iredyńskiego (1939-1985) być może wrócą na afisz za sprawą "Kreacji" (wystawianej w Warszawie ćwierć wieku temu), przypomnianej właśnie na Scenie Studio Teatru Narodowego.

Nie był to tzw. tekst etapowy, raczej z gatunku dramatów społeczno-egzystencjalnych ze szczyptą metafizyki, dlatego zderzenie pogrążonego w alkoholizmie prowincjonalnego kopisty dzieł mistrzów (Jerzy Radziwiłowicz) z przybyszem z Warszawy, marszandem kusicielem (Marcin Hycnar), w którym uczestniczy związana z artystą bibliotekarka Gosia (Anna Gryszkówna), nabrało żywych kolorów. Przybysz ze stolicy każe się nazywać Panem, artystę zaś odziera z imienia i od tej pory nazywany jest on Nikt, co ma odniesienia kulturowe, a za sprawą podsuwanych malarzowi lektur Biblii, "Zbrodni i kary" i "Pod wulkanem" sytuuje rozgrywkę między bohaterami w tradycji wielkich sporów ideowych. Dramat rozwija się na wielu poziomach: może być czytany jako diagnoza zwichniętej komercjalizacją współczesnej kultury i rynku sztuki, gra o dominację, walka artysty o niezależność, opowieść o manipulacji i odkupieniu, ale tak naprawdę jest traktatem o przemocy, o gwałcie zadawanym człowiekowi przez drugiego człowieka.

Wszystkie te warstwy "Kreacji" obecne są w tym precyzyjnie skonstruowanym i doskonale zagranym (na miarę tytułu) przedstawieniu, rozgrywanym w oryginalnej przestrzeni utworzonej przez Jana Kozikowskiego - niewielka płaszczyzna Sceny Studio została poszerzona o boczną kieszeń (kuchnia artysty), otwieraną kieszeń horyzontalną (ogród, powiększony lustrzanym przeszkleniem) i żelazną konstrukcję schodów i podestów, rozbudowującą plan akcji o dodatkowe piętro. W tę przestrzeń wpisują się aktorzy tworzący dynamiczne, wyraziste postacie, dzięki czemu ich starcie jest czymś znacznie więcej niż retoryką, dowodzącą, że przemoc rodzi przemoc. W zawsze podpitym kopiście budzi się z czasem demon niezależności i zemsty, demoniczny Pan ulega triumfalizmowi skazanego na sukces gracza, a Gosia wychodzi z cienia, obrastając w materialne dobra. Bożena Suchocka inkrustuje spektakl zaskakującymi działaniami, zawsze jednak przemyślanymi i prowadzącymi do mocnego finału, który przybiera formę metafory: ostatnią scenę widz ogląda w wielkim lustrze, które zawsze sugeruje dotknięcie tajemnicy.



Tomasz Miłkowski
Przeglad
9 października 2010
Spektakle
Kreacja