Chimery starszej pani, czyli co skrywa "Fasada"?
Wyobraźmy sobie iście sielankowy obrazek - zabytkowa kamienica, przed nią ławeczka, a na niej dwie starsze panie: jedna karmi ptaszki, druga robi na drutach. Gdzieś daleko grają muzykanci, przez okno widać, jak ktoś pracuje. Wydawałoby się, że to oaza spokoju, takie leniwe przedpołudnie, gdzie życie każdego biegnie swoim zwykłym torem. I tylko jeden mały szkopuł psuje tę harmonię - otóż jedna ze staruszek ma tę dziwną przypadłość, że pożera swoich lokatorów...Tak właśnie na pierwszy rzut oka wygląda świat Fasady - zabytkowy budynek jest spoiwem, łączącym życie wielu osób - muzyka, samotnej kobiety, małżeństwa z dzieckiem, dwóch pokojówek, dwóch staruszek, pijaka, szwędającego się gdzieś obok domu. Każdy z nich ma swoją odrębną historię, każdy żyje swoimi sprawami - czasami ktoś wchodzi z kimś w interakcje, ale cała grupa jednoczy się chyba tylko przy wypędzaniu pijaka. Wiadomo - obcy konsoliduje grupę. W miarę trwania spektaklu obserwujemy ich losy - tworzenie i romanse muzyka, kłótnie małżeństwa, pracę pokojówek, słowem kalejdoskop wydarzeń. Sztuka ma szybkie tempo - niekiedy nawet na scenie rozgrywa się jednocześnie kilka epizodów, taki wir codzienności. I tylko czasem, niepostrzeżenie któraś z postaci gdzieś znika tak dyskretnie, że można tego nie zauważyć. Fasada powstała jako owoc współpracy Białostockiego Teatru Lalek i Duda Paiva Pupettery and Dance - teatru lalek Eduardo de Paivy Souzy w mistrzowski sposób operującego tańcem. Pierwsze spektakle grane były nawet z holenderską ekipą - staruszkę animował wtedy sam Duda Paiva; teraz zaś, choć zespół DPPD zastąpili Polacy, przedstawienie wiele na tym nie traci - animatorowi staruszki brakuje jednak wdzięku i płynności ruchów Paivy. Lalki używane w spektaklu są, co najmniej ciekawe - wykonane z materiału, przypominającego gąbkę, niewiele się różnią od reszty aktorów. Granica między żywym a nieożywionym została całkiem mocno zatarta. Tym, co zwraca uwagę i dodaje barw Fasadzie, jest emocjonalność bohaterów. Wszystkie postacie to wyraziste charaktery o zupełnie innych cechach - ich kłótnie są siarczyste, miłości zaś pełne ognia. Nikt nie usuwa się w cień, nie ma głównego wątku - pokazuje to, co prawda równorzędność ich losów, ale czyni trudniejszym odbiór sztuki: w pewnych momentach nie wiadomo bowiem, w którą stronę patrzeć, bo w każdym kącie sceny coś się dzieje i w każdym co innego. "Danie główne" Fasady stanowi jednak taniec. Taneczne są ruchy animatora staruszki, spowitej w czerń postaci, która stanowi jak gdyby jej alter ego, odpowiedzialne za niechlubny proceder, tańczą również bohaterowie; prawdziwy pokaz zaczyna się jednak pod koniec. Wtedy to staruszka, uporawszy się ze swoimi ofiarami, tańczy wraz z nimi, spowitymi już w czerń tak samo jak animator. Taniec pokazuje walkę - dusze ofiar, bo tak chyba można to określić, walczą o swojego oprawcę, jedynym zaś, kto staje w jej obronie, jest pijak, przeganiany zewsząd menel. Dziecinne ciało staruszki między czarnymi kształtami przypomina trochę średniowieczny danse macabre, a trochę romantyczne tany upiorów i innych dziwowisk. Nie byłoby takiego efektu, gdyby nie muzyka - trójka aktorów BTL-u gra na żywo na akordeonie, skrzypcach i gitarze; do tego dochodzą piosenki o hipnotyzującym rytmie, przywodzące na myśl pieśni ludowe. Scenografię Fasady stanowi w zasadzie metalowa, dwupiętrowa konstrukcja, obrazująca kamienicę. Równie ubogie i proste są kostiumy aktorów. Detale widać tylko przy postaci Pijaka - ubrany jak najbardziej realistycznie, ma kosz wypełniony najróżniejszymi drobiazgami, do którego zbiera skwapliwie to, co inni bohaterowie zgubią lub wyrzucą. I choć z jednej strony czuć lekki niedosyt, to jednak zostaje ulga, że nie spłycono Fasady smętnym odtwarzaniem rzeczywistości. Pozwala to bowiem pokazać emocje bohaterów w laboratoryjnym wręcz środowisku - w oderwaniu od konkretnej rzeczywistości widać czysty mechanizm. Można Fasadzie zarzucić, że nie zawsze jest spójna, że czasem trudno dopatrzeć się głębszego sensu w korowodzie tańca i światła, że czasem trudno po prostu zrozumieć, co się dzieje teraz z bohaterami. To niedoprecyzowanie jednak powoduje, że każdy w niej znajdzie coś dla siebie, że każdy będzie mógł dopowiedzieć niektóre rzeczy według własnego uznania. Dla mnie jest to opowieść o codzienności, o ustalonym misterium, rozgrywającym się każdego dnia, o jej jasnej stronie, zapisanej w naszych terminarzach, ale też o tej ciemnej, która czasem ingeruje w jasną, ale zawsze czai się obok, jak animator za lalką. Białostocki Teatr Lalek "Fasada" pomysł, reżyseria, lalki: Eduardo de Paiva Souza współpraca reżyserska, scenografia: Paul Selwyn Norton opracowanie muzyczne: Marek Kulikowski przygotowanie wokalne: Augusto Valença, Marek Kulikowski asystent konstruktora lalek: Andre Mello reżyseria światła: Hans C. Boer wykonanie kostiumów, dekoracji oraz współpraca plastyczna: Leszek Augustynowicz, Jerzy Bakal, Lilia Bakal, Bogusława Borowik, Anna Gołębiewska, Małgorzata Koniczek, Adam Popławski, Jerzy Szostak Obsada: Eduardo de Paiva Souza / Zbigniew Litwińczuk, Mischa van Dullemen / Barbara Muszyńska, Augusto Valença / Artur Dwulit, Alicja Bach, Jacek Dojlidko, Ryszard Doliński, Sylwia Janowicz-Dobrowolska, Mirosław Janczuk (od 28 IX 2007), Grażyna Kozłowska, Krzysztof Pilat, Iwona Szczęsna, Paweł S. Szymański, Agnieszka Sobolewska, Adam Zieleniecki (do 27 IX 2007) Premiera: 13.04.2007r.
Sylwia Grygorowicz
Dziennik Teatralny Białystok
4 stycznia 2008