Chodnik śpiewał

Do Zabrza zawitała górnicza orkiestra i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że zamiast hajerów z gruby w jej składzie znajdziemy górników z kopalni miedzi na Dolnym Śląsku. Legnicki Teatr Modrzejewskiej ze swoją "Orkiestrą" w reżyserii Jacka Głomba świetnie wpisał się w surowy, postindustrialny charakter zabrzańskiej Kopalni Sztuki.

Zagrają nad tą trumną czy nie zagrają? Podejrzaną miał kolega przeszłość, nie zawsze wszystko się pięknie układało. Ale tradycja przecież nakazuje, by na pogrzebie górnika, który zginął pod ziemią, grała górnicza orkiestra, bez dyskusji. Na szczęście kolega Bieda jeszcze żyje, więc dyskusję o pogrzebie można czasowo odroczyć.

Dyskutują o tym członkowie orkiestry, których do kopalni przywiodły bardzo różne powody: Janek marzenia o konserwatorium muzycznym zamienił na podziemną rzeczywistość, Tolo dostał nakaz pracy w związku ze społecznym pasożytnictwem, Semenko wyleciał z partii, a Zenka kopalnia miała ocalić przed wódką. Każdy z nich wpadał w przerażenie, gdy pierwszy raz zjeżdżał szolą kilkaset metrów pod ziemię, każdego z nich przynajmniej raz porządnie ochrzaniła sygnalistka Arleta, każdy w chwilach zagrożenia mógł liczyć na obecność i wsparcie patronki górników Świętej Barbary i Skarbka, ducha podziemnych korytarzy. Ich życiorysy do jednego poziomu zrównała orkiestra, w której pod czujnym okiem kapelmistrza Piotra ćwiczą melodie spisane w niebieskiej książeczce otwartej zawsze na tej samej stronie. Grają na pogrzebach, pochodach i w górniczych karczmach. Kraciaste flanelki zmieniają wtedy na galowe mundury, a górnicze hełmy na czako z czerwonymi piórami. W czasie gdy pod ziemią wspominają, planują i pracują, na powierzchni, wprost nad nimi, przetacza się historia drugiej połowy XX wieku.

Ze wspomnień wyłania się obraz młodości Biedy i Janka, zaprzyjaźnionych chłopaków, których poróżniła zazdrość o Konczitę, córkę nadpobudliwej francuskiej towarzyszki. Z tymi, którzy na przełomie lat 50. i 60. woleli iść na randkę niż grać na waltorni w pierwszomajowym pochodzie, Urząd Bezpieczeństwa nie obchodził się najczulej. Życie nie rozpieszczało też braci Zdzicha i Zenka: pierwszy, gdyby się nie utopił, na dniach zostałby mężem obleczonej już w białą suknię Jadźki (wspaniała scena, gdy kondukt pogrzebowy i stypa zaczynają przypominać wesele), drugi zaś trafił do kopalni mimo najprawdziwszej klaustrofobii i zadatków bardziej na artystę niż na sztygara (nieważne, że sięgnął po mitologię tylko ze względu na nęcącą okładkę). Także Semenko miał co wspominać, zważywszy na to, że naprawdę nazywał się Helmut Jeschonek (warto zwrócić uwagę, jak za pomocą krzesła Rafał Cieluch przedstawia wojenną zawieruchę). Stale w pobliżu kręci się egzaltowana francuska repatriantka Yvonne, której zażyłość z towarzyszem Edwardem ostatecznie stanie się przyczynkiem do jej upadku na polu zawodowym. Choć różnią ich życiowe ideologie, przeszłość i plany na przyszłość, wszystkim w duszy gra muzyka, a niektórzy nawet słyszą, jak kopalniany chodnik śpiewa.

Tło historyczne jest w "Orkiestrze" równie istotne jak podziemne spotkania na szychcie, a twórcy nie unikają nawiązań czysto lokalnych, np. do zbrodni lubińskiej z '82 roku. Później gdzieś górą przewala się transformacja ustrojowa, rodzi się kapitalizm, zjawia się nawet cwaniacki gość z Zachodu (i ta niewidzialna ręka rynku, najwyraźniej plastikowa), strasząc widmem prywatyzacji. Wszystkie te wydarzenia docierają na dół wielokrotnym echem, zazwyczaj dotykając osobiście któregoś z członków orkiestry. I choć brygada ostatecznie się rozpada, to nie ma wątpliwości, że w centrum tej historii niezmiennie pozostaje człowiek ze swoją dumą, przyzwoitością i poczuciem wartości płynącym ze wspólnoty.

Odbiór tej wciągającej opowieści ułatwiają świetne, często zabawne pomysły inscenizacyjne, jak płonące rękawice na dowód odkrycia złóż ropy, plan wykurzenia niechcianych kretów z działki za pomocą podprowadzonego z kopalnianego magazynu dynamitu, przebiegający z kamerą reżyser obowiązkowo w wielkim, szarym swetrzysku czy szukanie różnic między żółwiem a Wenus. I tylko czasem na wierzch wychodzi zwykły, ludzki strach, który bohaterowie stale mają pod skórą. Świetnie to ujął coraz bardziej zafascynowany literaturą Zenek, szukając analogii między kreteńskim labiryntem i podziemnym światem kopalń: dostrzegł, że w obu tych miejscach czają się potwory.

Spektakl "Orkiestra" powstał na podstawie podsłuchanych anegdot, wspomnień i zapisków górników Zagłębia Miedziowego. Płynnie łączy faktograficzne dane z górniczymi legendami, tworząc bardzo udaną balladową całość, której oglądanie w pozornie nieteatralnej przestrzeni zabrzańskiej kopalni było przyjemnością. Właściwie szkoda, że "Orkiestra" nie powstała w teatrze w Katowicach, Sosnowcu czy Zabrzu.



Julia Korus
Teatr dla Was
29 października 2012
Spektakle
Orkiestra
Portrety
Jacek Głomb