Chorzowskie koty, ale czy tylko?

Musical „Koty" od lat zachwyca teatralnych widzów. Swojego czasu zyskał także kinową adaptację, która najprościej mówiąc nie podołała wielkości dzieła. Jak jednak kocie swawole wyglądają w Teatrze Rozrywki? Czy Chorzów, znany ze swojego ZOO, jest równie łaskawy dla „Kotów"?

„Koty" zostały skomponowane przez Andrew Lloyda Webbera na początku lat osiemdziesiątych XX wieku. Z kolei Trevor Nutt jest autorem libretta, w którym wykorzystane zostały wiersze T.S. Eliota. Co więc sprawia, że musical pomimo upływających lat wciąż przyciąga widzów, a jego inscenizacje powstały w ponad dziesięciu wersjach językowych? Show - w całym tego słowa znaczeniu.

Tuż przed wkroczeniem kocich łap na scenę, spoglądamy na widziany oczami zwierzęcia świat. Jest to przede wszystkim jego świat, a w związku z tym, że premiera ma miejsce w chorzowskim Teatrze Rozrywki, światem jest Górnośląski Okręg Przemysłowy.

Pierwszym, co uderza, jest scenografia - postindusstrialne, fabryczne obiekty, które od razu pokazują śląską naturę sztuki. Zaraz po niej (a raczej na niej/ przed nią) pojawiają się koty. I tu znów oczy coraz bardziej otwierają się na widok kostiumów, a więc także charakteryzacji postaci, za które odpowiada Dorota Sabak-Ciołkosz. Pojawienie się ów ludzkich kotów, bądź w tym przypadku nawet kocich ludzi nie jest dobrym określeniem.

Postacie poruszają się kocimi ruchami, nie wychodząc przy tym nawet na chwilę z roli. Uczestnictwo aktorów w warsztatach kociego ruchu prowadzonych przez Patryka Rybarskiego z Teatru Muzycznego Roma, a wczesniej w zajęciach z tańca współczesnego uruchomienia ciała instruowanych przez Macieja Cierzniaka było od razu wyczuwalne. Swoboda poruszania się każdej z postaci, kocie gesty, giętki kręgosłup, a także świadomość własnego ciała - wszystko to zostało opanowane do perfekcji. Każdy z kotów jest inny, ale ich natura jest taka sama.

Blisko czterdzieści kocich aktorów znalazło się na scenie. Trzeba podkreślić, że każdy z nich musiał odnaleźć się zarówno w warstwie wokalnej, jak i tanecznej. Nie ma tu podziału na aktorską, muzyczną czy baletową grupę. Jak więc spośród tak licznej grupy wybrać swojego faworyta? Rzecz zgoła trudna i śmiem twierdzić, że awykonalna. Jednak wybranie faworytów nie stanowi już takiego wyzwania.

Po pierwsze Grizabella, a więc Wioletta Białk. Siła głosu aktorki oraz jego tembr sprawia, że o postaci nie da się zapomnieć. Utwór „Memory" wystawiony na deskach teatru sprawia, że tytuł piosenki, sama piosenka, ale przede wszystkim jej wykonanie przez Wiolettę Białk pozostaje w pamięci miłym, poruszającym oraz trwałym wspomnieniem.

Na kolejne słowa zasługuje Ram-Tam-Tamek, czyli Piotr Brodziński. Przez cały występ nie mogłam oderwać wzroku od postaci. Bił z niej niewyobrażalny pokład charyzmy, swobody i amanctwa. Wybuchowa, ale jakże doskonała mieszanka kocich (ludzkich) cech. W całokształcie budowanej postaci czułam połączenie Jamesa Deana, Patricka Swayze i Zbigniewa Cybulskiego. Nie powinno więc dziwić poprzednie stwierdzenie, że nie mogłam oderwać wzroku - każde mrugnięcie mogłoby sprawić, że przypadkiem przeoczę jakiś istotny moment, a istotnym momentem było całe przedstawienie.

Oczywiście nie sposób nie wspomnieć o Myszołapie (Karol Drozd). Postać z ogromem samorezerwy, będąca jakoby środkiem kociego środkowiska. Nie brak mu przebojowości i otwartości, ale także gracji, determinacji i bijącego od niego ciepła. Gdyby zestawić ze sobą postać Ram-Tam-Tamka i Myszołapa od razu można zauważyć łamacza kocich serc i ich naprawiacza.

O kotach można by pisać i pisać. Każdy jest unikalny, każdy ma cechy przypisane tylko jemu. Jedno jest pewne, koty nawet na sekundę nie zmieniają swojej formy. Aktorzy nawet na moment nie wychodzą ze swojej roli. Gdy światła reflektorów skierowane są na jednych bohaterów, inny w ich cieniu nadal grają beztroskie zwierzęta.

Należy pamiętać, że musical „Koty" w Polsce wystawiane są po raz drugi. Pierwsza polska inscenizacja miała miejsce osiemnaście lat temu w Teatrze Muzycznym Roma w Warszawie. Wówczas w postać Ram-Tam-Tamka wcielił się Jakub Szydłowski, reżyser chorzowskich „Kotów".

Spektakl przeznaczony jest zarówno dla zagorzałego, jak i dopiero co wkraczającego na deski teatru widza. Dzieci, młodzież, dorośli, jak i starsi odnajdą tu coś dla siebie.

„I już nie łudzi raczej się, że kot tak bardzo różny jest od ludzi, choć imiona ma czasami trzy, a najmniej dwa, więc jedną sprawę tylko zważ, jak się do kota zwracać masz".



Vanessa Wilkołek
Dziennik Teatralny Katowice
7 maja 2022
Spektakle
Koty