Cień uwodzi, czyli wszystko zostaje jak było, tylko zmienimy dekoracje

Wojciech Kobrzyński po raz trzeci zmierzył się z baśnią dla dorosłych Eugeniusza Szwarca o Jego "Cień" to niezwykle zabawny flirt z komedią delParte z zaskakująco aktualną puentą.

Młody i zdolny uczony Christian Teodor (w tej roli, że się powtórzę, młody i zdolny Mateusz Smaczny) przybywa do wyimaginowanego państewka, by zgłębić jego historię. Cóż z tego, że nauka przychodzi mu z łatwością, kiedy nie zgłębił jeszcze natury miłości. A ta - jak wiadomo przynajmniej z literatury - potrafi spaść niespodzianie i ugodzić strzałą Amora, jak królewna zobaczona na balkonie. Ale jak pokazać ulicę, balkon, odległą piękność na niezbyt wielkiej przecież scenie? Wojciech Kobrzyński błyskawicznie hipnotyzuje widzów, kierując aktorami z niezwykłą precyzją i niezgorszym konceptem. Chwilę wcześniej widzimy, że półprzezroczyste parawany mogą grać rolę luster, więc aktor zwracając się do wyimaginowanego balkonu - mówi ze sceny do widowni, zaś ukryta w głębi Magdalena Bocianowska grająca królewnę, ukazuje się jako odbicie w lustrze. Takich iluzji będzie o wiele więcej.

Kostiumy z balu wariatów

Joanna Braun oprócz prościutkich zastawek, które pełnią rolę pokoju, ogrodowego labiryntu, czy pałacu, postawiła na oszałamiające kostiumy i jeszcze ciekawsze detale. Ci dobrzy, będący po "jasnej stronie mocy" ubrani są na biało i mają niczym nieprzysłonięte twarze. Za to urzędnicy -od taksatorow z miejskiego lombardu przez premiera czy ministra - każdy z nich kryje twarz za okularami - lustrzankami. Czasem przypominają atrybuty pewnych junt wojskowych, ale reszta kostiumu wyśmiewa ich pozycję do imentu. Dziennikarz darmozjad medale ma zawieszone nieco powyżej pleców, zaś wszechwładny minister finansów stroszy je niemal jak husarskie skrzydła. Cień, który z widma stał się człowiekiem, początkowo tylko rysami twarzy zdradza swoje podłe intencje, zaś kiedy dzięki chytrym intrygom zasiądzie na tronie, z miejsca przywdzieje okulary przypominające koronę - detal to pyszny i inteligentny.

Od komedii dellarte po mroczną baśń

W "Cieniu" nie brak elementów komediowych. Od zabawnego skojarzenia, że taksatorzy to dzisiejsi ludożercy po genialnie ograne gagi, jakie stają się udziałem krótkowzrocznej pieśniarki (w tej roli królująca na scenie Sylwia Janowicz-Dobrowolska). Komediowym kunsztem i budową postaci wraz z odpowiednimi kwestiami przebija ją tylko Ryszard Doliński. Poczynając od intonacji po błazenadę związaną z pozami, jakie przybiera w zależności od wpływu jaki chce wywrzeć na swoim rozmówcy, po cudowne uzdrowienie, wręcz uskrzydlenie. Reżyser zadbał także, by jego postaci poruszały się często w taneczny sposób, zaś finał, gdzie niepoślednią rolę odgrywa topór kata, przypomina, że oryginalny Cień - ten Hansa Christiana Andersena, kończył się utratą głowy.

Jak zachować się przyzwoicie

Pod pretekstem baśni i Eugeniusz Szwarc w mrocznych latach 40. XX wieku, i Wojciech Kobrzyński w XXI wieku w Polsce, stawiają pytania o godność człowieka. I nie tylko. Przy okazji przestrzegają przed postaciami, które mogą wyjść z cienia i zupełnie niespodziewanie, przy cichym przyzwoleniu mas, przejąć władzę. A co mają zrobić ci uczciwi? Machnąć ręką, patrzeć na całe zamieszanie przez palce? Jak zachować zdrowy rozsądek, kiedy takich rad udziela medyk, a Wojciech Kobrzyński w swoim opracowaniu tekstu wybija choćby kwestię o urzędnikach, którzy miast stać na straży porządku i sprawiedliwości, wszystko mają za nic.

Uczony w końcu wybierze prawdziwą miłość, ale układ, który chciał go zniszczyć, pozostanie nienaruszony. "Grunt to nie stracić głowy" mówią między sobą taksatorzy-ludożercy, a dla zmylenia gawiedzi, po prostu zarządzają zmianę dekoracji. Poza tym wszystko zostaje po staremu. Samo życie.



Jerzy Doroszkiewicz
Kurier Poranny
24 marca 2017
Spektakle
Cień