Cud-owni politycy na normalnej scenie

W teatrze Groteska oberwało się wszystkim.

"Wojna domowa /Na polskiej scenie trwa /I polityczna, i wyznaniowa /To każdy Polak od lat nastu zna /Co dzień od nowa /I w tym jest cały wic, /Wybucha jakaś afera nowa /Polaków już nie dziwi nic" - tymi słowami Joli Łady, do dawnego przeboiku znanego z telewizyjnego serialu, kończyła się w sobotni wieczór w teatrze Groteska ósma już Reality Shopka Szoł pt. "Cud mniemany, czyli...". Po czym wszyscy uczestnicy w pełnej zgodzie ruszyli w tany, Jacek Kurski z PiS-u z Katarzyną Piekarską z SLD...


Tak, polityka na scenie Groteski, jedynego teatru w Polsce, który ma tak liczną reprezentację parlamentarną, jak żartował Adolf Weltschek, zarazem reżyser widowiska, wygląda naprawdę sympatycznie i radośnie. A zaczęła śpiewająco nasza redakcyjna koleżanka Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz, słowami Pawła Szumca, autora wielu znakomitych tekstów wygłaszanych tego wieczoru: "Witajcie, welcome, dzień dobry! /Wy, co nie chcieliście Ziobry! /I wy, co bilans liczycie dziś strat, /Bo wam się IV RP skończył świat! /Witajcie, welcome, dzień dobry! /Już ósmy raz, znów w szopce tej, tu w szopce tej...". Faktycznie obrywali wszyscy, z prawa, lewa - zewsząd: była wanna Zbigniewa Wassermanna, z której autoironizował tenże poseł, była choroba filipińska eksprezydenta, którą komentowały trzy rozśpiewane wiruski Teresa Starmach, Małgorzata Radwan-Ballada i Katarzyna Sieniawska, i oberwała służba zdrowia, m.in. od prof. Andrzeja Zolla, który świetnie wcielił się w ratownika medycznego. Z kolei eksposeł Janusz Masymiuk z Samoobrony użalał się: "Zbrodnia to niesłychana /część partii zapuszkowana". Janusz Sepioł kpił z PIS-u, a Jacek Kurski atakował obecnego premiera - "Masz lek ponoć na całe zło /Polsce każesz stosować go /Zwykła to lewatywa /Co rozsądek rozmywa /Zmąci każdy mózg, lek co zwie się Tusk". Aktualny premier obrywał zresztą nie jeden raz, a słowami najczęściej powtarzanymi tego wieczoru były cud i cuda. "Janku Mario, rozchmurz swą twarz" śpiewała na melodię przeboju Czerwonych Gitar Katarzyna Piekarska, a on sam jako Napoleon tłumaczył: "Adios parlamencie /Znów Polska na zakręcie /ja nie chcę w tym zamęcie /udziału dzisiaj brać", po czym słowami niegdysiejszego przeboju Ireny Santor zapewnił, że powróci tu. Na razie przedstawił napis na koszulce: JESTEM OSOBĄ PRYWATNĄ. Joanna Senyszyn wystąpiła jako niezwykle atrakcyjny Belzebub, a jej kolega "po lewicy" Bronisław Cieślak w sutannie, z kolei Piotr Boroń jako hipis, czyli "Wernyhora w kwiatach", jak żartowała udanie prowadząca wieczór Katarzyna Aleksandrowicz. Prof. Jacek Majchrowski wpisał się w rzeczywistość Matriksa, ks. Kazimierz Sowa wcielił się w kapitana, ale z koloratką, a Stanisław Bisztyga pokazał się jako capo di tutti capi. Znakomicie wypadł poseł Ireneusz Raś, a aktorską klasę mistrzowską wykazał krakowski Bogusław Krzeczkowski, który wykpił i toruńską rozgłośnię, i jej klientelę, i braci bliźniaków, i Romana Giertycha, jak i jego ojca, i pijanego na Ukrainie prezydenta, i zwis męski Stanisława Łyżwińskiego. Zdecydowana większość mówiła słowami cudzymi, jedynie Janusz Korwin-Mikke, atakując czerwonego, europoseł Janusz Wojciechowski, w przeróbce Georgesa Brassensa, i Bronisław Wildstein we fragmentach swego alfabetu wygłosili teksty własne. Absolutnie świetna zabawa, aż szkoda, że nie zobaczyli jej w całości telewidzowie całej Polski. Mogą być dumni z tego wieczoru i wykonawcy, autorzy tekstów (także Mariusz Parlicki, Adolf Weltschek, Włodzimierz Jasiński, Jan Polewka), i dyr. Adolf Weltschek, i Małgorzata Zwolińska (kostiumy i współautorstwo scenariusza), i także pracujący nad scenariuszem, jak i koordynujący całą produkcję Jacek Stankiewicz. Tak, tak, polityka na scenie Groteski, odbita w lustrze ironii i groteski, jest naprawdę sympatyczna.

Wacław Krupiński
Dziennik Polski
4 lutego 2008