Ćwiczenia ze społecznej rehabilitacji

O tym, że niepełnosprawność to także różnosprawność i skuteczne artystyczne narzędzie społecznej zmiany przekonywali publiczność Sali Wielkiej CK ZAMEK aktorki i aktorzy warszawskiego Teatru 21. Od 2005 roku teatr ten pracuje z osobami z zespołem Downa oraz autyzmem.

NARODOWY OBRAZ PROTESTU

Spektakl "Rewolucja, której nie było" w reżyserii Justyny Sobczyk nawiązuje do protestu osób z niepełnosprawnościami oraz ich rodziców (RON) w Sejmie w dniach 18 kwietnia - 27 maja 2018 roku.

Protestujący domagali się wówczas dodatku rehabilitacyjnego w kwocie 500 zł miesięcznie oraz zrównania renty socjalnej z minimalną rentą z tytułu niezdolności do pracy.

Protest został zawieszony po czterdziestu wyczerpujących dniach, w trakcie których władze państwowe stopniowo ograniczały protestującym przestrzeń publicznego upominania się o prawo do godnego życia. Zawężono im wtedy dostęp do sanitariatów oraz możliwości spacerowania na terenie Sejmu. Najbardziej zapadły mi jednak w pamięć obrazy pełnych przemocy zachowań straży marszałkowskiej w stosunku do matek osób z niepełnosprawnościami.

W wersji "soft-polisz-were" mogliśmy usłyszeć o matkach Polkach, awanturnicach i wariatkach, co byłoby dość romantyczne, gdyby nie to, że im "się w dupach poprzewracało"; dane z "hard-polisz-were" mówiły o terrorystkach używających chorych dzieci jako tarcz do wyłudzania pieniędzy podatników.

Obraz protestu, który został wówczas przekazany przez mainstreamowe media, odzwierciedlał dominującą społeczną świadomość na temat osób z niepełnosprawnościami. Podsuwając albo patetyczną figurę męczennika, albo wielkiego bohatera w sprawie, o której uprzywilejowana "zdrowa" większość ma znikome pojęcie, wpisywał te osoby w polskie, idealizujące chorobę imaginarium.

Z doniosłej, romantycznej optyki protestu zniknęły niuanse i różnorodność osób z niepełnosprawnościami. Zatarte zostały również dysproporcje między ich złą sytuacją prawno-ekonomiczną a zmieniającą się na lepsze sytuacją społeczną i kulturową.

Do korekty tego wizerunku przyczynia się coraz więcej działających w Polsce organizacji pozarządowych oraz inicjatyw społecznych i artystycznych, które realizują współczesne, włączające dyskursy na temat zdrowia psychicznego i choroby. Warto wspomnieć, że w obszarze działań teatralnych w Poznaniu od 2014 roku realizowany jest projekt "Performanse wspólne", którego kuratorkami są Paulina Skorupska oraz Agata Podemska. W jego ramach organizują warsztaty artystyczne dla osób z niepełnosprawnością intelektualną, dla dzieci i dorosłych. Do ich prowadzenia zapraszają aktorów, tancerzy, plastyków, muzyków, pedagoga specjalnego i psycholożkę.

Od 2016 roku Skorupska wraz z Zuzą Głowacką współpracuje również z projektem "5 zmysłów". Wspólnie prowadziły warsztaty dla Specjalnego Ośrodka Szkolno-Wychowawczego dla Dzieci Niewidomych w Owińskach oraz warsztat dla osób niewidomych w ramach Dni Antydyskryminacji w 2018 roku. Obecnie realizują projekt społeczno-artystyczny "Chcemy całego życia", w ramach którego powstaje film, który będzie miał premierę w maju, oraz spektakl. Pod kierunkiem Małgorzaty Szaefer działa Galeria Tak, realizująca program "outsider art" nakierowany na osoby z zaburzeniami psychicznymi.

MOŻNA SIĘ ŚMIAĆ

Aktorzy i aktorki w spektaklu "Rewolucja, której nie było" podjęli spore wyzwanie zmierzenia się z grubą kreską narodowego obrazu protestu osób z niepełnosprawnościami. Spektakl składał się z dwóch części. Pierwsza opowiadała historię oddzielenia i nawiązywała bezpośrednio do opresyjnych wydarzeń, które miały miejsce w polskim Sejmie w ubiegłym roku. Druga snuła narrację dotyczącą społecznej integracji. Była ona wyobrażeniem tytułowej "rewolucji, której nie było" i kontynuacją zawieszonego protestu poprzez działania teatralne.

Pierwsza część utrzymana była w konwencji politycznej farsy. To propozycja wspólnego terapeutycznego odreagowania - poprzez śmiech - traumy związanej zarówno z fatalnymi warunkami rzeczywistego protestu, jak i postrzeganiem osób z niepełnosprawnościami jako podmiotów o przede wszystkim ograniczonych możliwościach działania, pasywnych i niezdolnych do uczestnictwa w życiu politycznym.

Wada wymowy, powszechnie postrzegana jako ich negatywny atrybut, w spektaklu stała się zaletą. Aktorzy nie chowali się za nią, lecz używali jako narzędzia, które pozwalało im wcielać się w role różnych polityków.

Chodziło tu jednak nie tylko o bekę z polityki, dzięki której dość łatwo pozyskać uwagę publiczności; stawka, o jaką grali aktorzy dotyczyła uzmysłowienia nam, że dzięki zawieszonemu protestowi status obywatela stał się ważnym elementem reprezentacji osoby z niepełnosprawnością.

Mieszane uczucia części publiczności budziły niektóre sceny nadaktywności sprawnego aktora, grającego rolę pisarza i kronikarza protestu. Chodzi na przykład o wymazywanie osób z niepełnosprawnościami z publicznej debaty, przedstawione w spektaklu poprzez nakładanie i zdejmowanie z nich białych prześcieradeł.

Zarzuty pod adresem tej konkretnej sceny dotyczyły upozowania, które zostało odebrane jako strategia odbierająca osobom z niepełnosprawnościami sprawczość. Był to moment, w którym górę wzięła dosłowność w reprezentacji niewidzialności i widzialności - tak jakby osoby, których ona dotyczy, zostały poproszone o odegranie nieco naiwnej ilustracji na własny temat bez krytycznego udziału.

CHCIAŁABYM SIĘ POCAŁOWAĆ Z "NORMALNYM" MĘŻCZYZNĄ

Druga część spektaklu była musicalowa, emancypacyjna i afirmatywna. W większym stopniu dotyczyła sfery obyczajowej oraz tego, jak same osoby z niepełnosprawnościami postrzegają siebie. Teatr służył tu nie tyle przepracowaniu traum i urazów wynikających z rzeczywistych przeszkód i ograniczeń, ile poszerzeniu kulturowej normy.

Wybrzmiały indywidualne głosy aktorów i aktorek, którzy opowiadali o swoich życiowych planach, marzeniach, pragnieniach i potrzebie mniej obciążonej przeszkodami codzienności. Aktywność aktorów i aktorek była bardziej spontaniczna: tańczyli, śpiewali protest songi, wygłupiali się, stroili miny, manifestowali potrzebę wolności i smakowania życia. Bez wstydu czy poczucia winy mówili o tym, że widzą siebie w społecznych rolach partnerów seksualnych "normalnych" osób. Pokazali figę z makiem wszystkim tym, którzy pytają: "Jak to? Gdzie takie rzeczy?".

Warto to podkreślić, bo chociaż osoby z niepełnosprawnościami podważają normy mainstreamowej kultury seksualnej, to z badań przeprowadzonych przez Dorotę Żuchowską wynika, że stereotypowe postrzeganie w polskim społeczeństwie odmawia im potrzeb seksualnych.

Wyidealizowany obraz tych osób zakłada albo ich zależność od opiekunów, albo heroizm.

Godne odnotowania są wielkie osiągnięcia tych osób, ewentualnie mniej dostrzegane bohaterstwo związane z pokonywaniem codziennych drobnych przeszkód, wynikających z nieprzystosowania do ich potrzeb publicznych przestrzeni. Dlatego też w tej części spektaklu, kolektywne problemy ustąpiły miejsca pojedynczym doświadczeniom, potyczki ze strażą marszałkowską - przerzucaniu mostów do publiczności, a barwne kostiumy zastąpiły opresyjne szablony niezbyt ekscytujących ról społecznych.

Ciekawe było to, że twórcy spektaklu potraktowali własne fizjonomiczne cechy (jak migdałowate oczy w przypadku osób z zespołem Downa) jako biologicznie nabyte, na których można budować symboliczny kapitał. Relatywizacja ograniczeń poprzez scenę zabawy oczami służyła zacieraniu granic między sprawnością i niesprawnością. Twórcom spektaklu nie chodziło jednak o infantylną neutralizację różnic, lecz raczej o rozbudzenie w osobach sprawnych umiejętności innego, całościowego patrzenia na siebie i na "Innego". To ważne w pofragmentowanym społeczeństwie, które zatraciło tę zdolność na korzyść "widzenia detali".

REWOLUCJA, KTÓREJ NIE BYŁO...

Rewolucja to wydarzenie o charakterze politycznym, mające na celu zmianę struktury społecznej oraz obowiązującego systemu wartości. Żyjemy w pełnym sprzeczności społeczeństwie potransformacyjnym, w uboższej, ale nie w najbiedniejszej części świata, gdzie nadal w siodle mocno siedzą religijne klisze na temat pomagania chorym, trzymające ich na dystans i stawiające ich wyłącznie w roli słabszych.

Powoli kruszeć zaczynają obowiązujące od lat 90. ubiegłego wieku neoliberalne modele powodzenia i osiągania społecznego statusu.

Dzięki środowiskom queer coraz więcej mówi się nienormatywności. Słowo "porażka" stało się osobną kategorią sztuki życia, a "sukces" przedmiotem coraz liczniejszych drwin artystów.

Zarazem część środowiska queer bardzo mocno nastawiona jest na nieznoszącą słabości rywalizację w zakresie kwestii związanych z wizerunkiem. Nawet najbardziej żałosna kreacja odnosząca się do dominujących modeli kobiecości czy męskości nierzadko wymaga sporych nakładów finansowych. Szukanie sojuszy potrzebuje uważnego rozglądania się - patrzenia tam, gdzie wyczerpuje się model gospodarczy oparty na produkcji, konsumpcji i - kluczowym dla ich obiegu - sprawnym, efektywnym, zdrowym ciele. Każdy z nas w jakimś stopniu doznaje dziś na nim uszczerbku.

Prospołeczne nastroje w Polsce, ostatnio podbijane nabierającym rozpędu strajkiem nauczycieli, uwalniają potencjał transformacyjny coraz liczniejszych grup społecznych. W zasadzie każda z tych niedowartościowanych grup mierzy się ze spuścizną hegemonicznego kapitalizmu, mitami na własny temat, dyskryminacją, lękami i społecznymi fobiami.

Przy okazji tego strajku znów do głosu dochodzą deficyty empatii Polaków, a normą jest dysfunkcja w zakresie zrozumienia głodnego przez sytego. Dlatego potrzebujemy protez w postaci spektakli takich jak ten, który stworzył okazję do wspólnych ćwiczeń ze społecznej rehabilitacji i poszerzonej identyfikacji z pełnowartościowymi, różnosprawnymi osobami.



Ewelina Jarosz
www.kulturaupodstaw.pl
13 maja 2019