Cyrk to miejsce magiczne

Z Martą Kuczyńską żonglerką, akrobatką i animatorką spektaklu "Alicja w krainie..." na Festiwalu Sztukmistrzów rozmawia Sylwia Hejno.

Kiedyś w cyrku na scenę wychodził klaun, wygłupiał się, a publiczność się śmiała. Teraz jest trochę inaczej – ten, kto wybiera się do cyrkowego namiotu, nastawia się na coś szczególnego i magicznego. Bo jeśli widzę, że ktoś w niesamowity sposób żongluje albo wygina ciało w nieprawdopodobny sposób, to ma to w sobie coś z magii...

Część ludzi chce zobaczyć dzikiego zwierza.

W dobie globalizacji nie jest to potrzebne, bo jest telewizor. Osobiście jestem przeciwna cyrkom ze zwierzętami i je bojkotuję. W tzw. nowym cyrku nie ma zwierząt.

Jak się zaczęła Twoja przygoda?

Przez jakiś czas mieszkałam w Amsterdamie. Tam wzięłam udział w młodzieżowym projekcie „Circus de Soleil” - uczono tam wszystkiego: od akrobatyki, przez żonglerkę, po klaunadę. Potem zaczęłam występować na ulicy, bardziej zgłębiać te umiejętności. W pewnym momencie stwierdziłam, że nie lubię pracować sama i zaczęłam zapraszać różnych ludzi. Ktoś mógłby zapytać: Dlaczego mam machać maczugami, a nie np. zagrać w szachy? Wbrew pozorom te dwie rzeczy mają ze sobą wiele wspólnego. Sprawiają, że uruchamiają się nieużywane zazwyczaj sfery mózgu. Przy żonglerce ręce wykonują różne ruchy, dzięki czemu aktywują się obie półkule. Takie ćwiczenia rozwijają koncentrację, wpływają nie tylko na ciało, ale i na ducha.

Czy masz jakąś stałą, etatową pracę? 

Nie. Dużo podróżuję. Mam też ten komfort, że mogę wsiąść w samochód i zarabiać pieniądze w dowolnym miejscu, na ulicy. Na co dzień nie tylko występuję, ale i organizuję festiwale. Pewna doza pracy biurowej jest nieunikniona, ale połączenie stałego zatrudnienia z cyrkowymi podróżami byłoby niewykonalne.

Festiwal Sztukmistrzów, sobota-niedziela, plac Po Farze, Błonia pod Zamkiem



Sylwia Hejno
Kurier Lubelski Polska
1 sierpnia 2009