Czarny humor w warzywnym wydaniu

Po lewej stronie sceny siedzi trójka muzyków ubranych na czarno. Na środku stoi krzesło, a po prawej znajduje się stół i kolejne krzesło - widzowie usadzeni na wprost akcji scenicznej mają możliwość przyglądania się kuchni teatralnej, która rozgrywa się na owym stole. Obszar przeznaczony dla muzyków wytacza granica czarnej części ściany, środek sceny to kolor biały, dostatecznie oświetlony - przeznaczony dla aktorów. Natomiast widoczne dla publiczności zaplecze teatralne zostaje subtelnie wyciemnione i nie rzuca się w oczy pomimo swojego białego tła.

Dzięki minimalizmowi scenograficznemu widzowie mają szansę zbudować za pomocą wyobraźni swój własny obraz tego dziwacznego miasta.

Scena Pokój na ulicy Starowiślnej zamieniła się w "Soup City" nierozwiązanych tajemnic. Warzywną metropolią rządzi jej najmniej praworządny obywatel - Marcellus Ogórek. Na scenie panuje klimatyczny półmrok, który - podobnie jak w filmach z gatunku noir - ma za zadanie wprowadzić aurę tajemniczości i nieoczywistości. Sceniczna pustka sprawia, że na pierwszy plan wysuwają się wspaniałe lalki o przedziwnych facjatach; brawurowo operują nimi artyści. Aktorów na scenie pojawia się trójka, ale ról jest nieco więcej. Za pomocą animacji lalek-kukiełek młodzi artyści wcielają się w poszczególne postaci, które posiadają charakterystyczne tony głosu oraz sposób poruszania się. Pojawi się tutaj najbardziej mroczny charakter tej opowieści - Ogórek. Czym byłby jednak prawdziwy gangster bez pięknej wybranki - Susie Kalarepy, oraz dwójki niezbyt inteligentnych osiłków, czyli Pana Rzodkiewki i Pana Ziemniaka. Tytułowy Charlie Brokuł wcale nie jest tym największym i najważniejszym detektywem, a jedynie jego powidokiem, twarzą policji, której zadaniem wcale nie jest łapanie przestępców. Losy bohaterów krzyżuje pomyłka Stevie Buraka, który dla każdej z postaci jawi się jako ktoś inny.

Wielkim atutem przedstawienia jest muzyka na żywo - wiolonczelista, bębniarz i gitarzysta nadają przedstawieniu tempo. Wprowadzają również specyficzny klimat, kojarzony z czarno-białymi komediami gangsterskimi - melodia jest szybka i zabawna, odzwierciedla nastrój kolejnych sytuacji. Sceny, w trakcie których aktorzy bezpośrednio zwracają się do muzyków, podkreślają zależność jednych od drugich. Obraz pozornie groźnego "Soup City" wybrzmiewa w dialogach bohaterów, które mimo wszystko bardziej bawią niż przerażają.

"Soup City. Ostatnia sprawa Charlie Brokuła" to spektakl nie tylko dla dzieci. Z pewnością ta detektywistyczna komedia pełna czarnego humoru zadziała na wyobraźnię najmłodszych, a teatralna kuchnia pozwoli obserwować zmiany ról (lalek), których dokonują aktorzy. Brak morału i pozytywnego zakończenia nie jest wcale rozczarowujący - wręcz przeciwnie - absurdalna historia nie kończy się bajkowo, posiada pewne realne ramy. Owe ramy z pewnością zostały zainspirowane filmami z gatunku noir, które znane są raczej dorosłym. I to właśnie ta dojrzalsza część widowni odnajdzie w spektaklu masę odwołań, aluzji i podtekstów. Susie Kalarepa to nie tylko najpiękniejsza w całym "Soup City" łamaczka męskich serc, ale przede wszystkim uwodzicielka, która osiąga to, czego chce, korzystając z tego, czego pragną mężczyźni. Natomiast Charlie Brokuł to upadła gwiazda - z wielkiego detektywa zrobił się zwyczajnym nieudacznikiem, ulegającym swojemu męskiemu instynktowi. Wygranym wydaje się być ten pozornie najsłabszy - Stevie Burak, który dzięki zbiegowi okoliczności na nowo zdobywa szansę godnego i szczęśliwego życia. "Soup City" jest więc komedią o nieudacznikach oraz zgubnych namiętnościach. Historia została tutaj pozbawiona happy endu - podobnie jak w filmach z gatunku noir. Nie ma wielkiej miłości, orderu za zasługi ani pomnika chwały. Szczęśliwy finał zostaje zastąpiony widokiem samotnego Charlie Brokuła z wyimaginowanym kotem na kolanach.

"Soup City. Ostatnia sprawa Charliego Brokuła" jest spektaklem podróżującym, głoszącym historię o absurdalnych bohaterach - rodem z warzywniaka w kolejnych miastach, nie tylko w Polsce. Spektakl powstał w ramach współpracy pomiędzy Rytmisk Musikkonservatorium w Kopenhadze, Akademią Teatralną w Warszawie oraz Central School of Speech and Drama w Londynie. Przedstawienie zachwyca błyskotliwym humorem, dopracowaniem poszczególnych postaci, które łączy się jednak z pewną swobodą ruchu aktorów. W "Soup City" nic nie jest takie, jakie wydaje się na pierwszy rzut oka. Historia zaskakuje widza zmianami akcji, dzięki którym losy bohaterów krzyżują się ze sobą. W czasie spektaklu nie ma czasu na nieśmiałe rozglądanie się widowni, świetnie bawią się nie tylko dzieci - to dorośli momentami śmieją się najgłośniej.



Monika Siara
Teatr dla Was
6 sierpnia 2015
Teatry
Scena Pokój