Czechow polifonicznie

Rosyjski, angielski, polski, grecki i fiński. Takie języki dochodzące z "Wiśniowego sadu" mogą oznaczać tylko jedno. Gra Teatr Pieśń Kozła.

Międzynarodowy zespół wrocławskiego teatru sprawia, że na scenie następuje niezwykłe zestrojenie energii i kultur. W nowym spektaklu, "Portrety Wiśniowego sadu" manifestuje się ono nie tylko w śpiewie, lecz także w żywiołowych układach choreograficznych i krótkich dialogach/monologach z Czechowa. Choć muzyka oczywiście dominuje. Skomponowali ją Brytyjczyk Guy Pearson oraz Maciej Rychły (lider folkowego Kwartetu Jorgi) na stałe współpracujący z Pieśnią Kozła.

Przygotowania do spektaklu trwały od 2012 r. Mimo to reżyser Grzegorz Bral wyjaśnia w krótkim wstępie, że wciąż mamy do czynienia z "pracą w toku, bo taka trudna materia nam się trafiła". Luksus pracy zespołowej z ludźmi, którzy mogą się jej poświęcić przez czas dłuższy niż standardowe trzy miesiące prób, to jeden z powodów, dla których spektakle Pieśni Kozła (m.in. "Pieśni Leara") mają swoją markę na świecie. Świadczą o tym kolejne nagrody przywożone z Fringe Festival w Edynburgu. Zresztą w sierpniu tego roku zespół zagości tam ponownie, tym razem z projektem "Return to the Voice", w którym weźmie udział Anna Maria Jopek. Artyści wykonają archaiczne szkockie pieśni w języku gaelickim. Językowa pasja Grzegorza Brala daje o sobie znać coraz wyraźniej.

W "Portretach" pozwala swoim bohaterom mówić po rosyjsku (cudowny Gajew na rauszu w wykonaniu Rafała Habla), martwić się po fińsku (Waria - Anu Salonen), przedstawiać się po polsku (Duniasza Katarzyny Janekowicz), świętować sukces po grecku (Łopachin grany przez Dimitrisa Varkasa) i śpiewać zespołowe songi po angielsku. Co najdziwniejsze, widz nie odczuwa żadnego dyskomfortu. Emocje płynące z tekstu Czechowa są oddane tak dobrze, że językowe niuanse przestają mieć znaczenie.

Można tego doświadczyć, zwłaszcza słuchając dramatycznych wyznań Raniewskiej (posągowo piękna i perfekcyjnie panująca nad głosem Julianna Bloodgood) czy jazzującej opowieści Szarloty (liryczna Emma Bonnici).

Choć Teatr Pieśń Kozła dużo podróżuje, trzeba choć raz odwiedzić jego wrocławską siedzibę, czyli XIII-wieczny klasztor przy ul. Purkyniego i. Akustyczna, kameralna sala i widownia na sto miejsc tworzą intymność i porozumienie, jakie trudno osiągnąć gdzie indziej. Dochodzi do tego obecność dyrygenta, reżysera i strażnika rytmu każdego spektaklu, czyli Grzegorza Brala. Grotowski i Staniewski mają swojego następcę.



Kamila Łapicka
W Sieci
30 lipca 2014