Czemu Klara ma być cwelem

Prawie wszystkie teatry w Polsce głownie „Zemstą" świętują 220 urodziny Aleksandra hr. Fredry. Nic dziwnego, że reżyserzy stają na głowach by wymyśleć coś oryginalnego. Tylko dlaczego skoro Fredro tyle wspaniałych innych sztuk napisał koniecznie trzeba grać „Zemstę"?

Takie pytanie trzeba postawić również rzeszowskiemu Teatrowi im. Wandy Siemaszkowej. Reżyser Remigiusz Caban sprawił, że jego „Zemsta" w tym teatrze dzieje się prawdopodobnie gdzieś w jakimś zakładzie karnym. Bo jak inaczej tłumaczyć powierzenie wszystkich ról kobiecych facetom? Chyba nie tradycją szekspirowską. Bo co ma Szekspir do Fredry?

U Remigiusza Cabana Podstolina,  facet ponury o aparycji podstarzałego kryminalisty dla ocieplenia wizerunku używa zamiast wachlarza numeru popularnego miesięcznika społeczno – kulturalnego „Nasz Dom – Rzeszów". Klara jest trzpiotowatym i cynicznym więziennym cwelem, który perwersyjnie trzyma w karminowych usteczkach podłużnego lizaka. Ten widoczny już w dwóch postaciach inscenizacyjny zamysł Remigiusza Cabana solidarnie wspiera kostiumolog Aleksandra Semenowicz, która wszystkich aktorów ubiera współcześnie w tandetne dżinsy, swetry i koszule i na dodatek każe im używać kolorowych szalików. Te w dzisiejszej Polsce kojarzone są słusznie jako symbol przestępstw stadionowych uznawanych za najbardziej spektakularne. Wspomniane szaliki w „Zemście" raz robią za kontusze, innym razem za słuckie pasy. W niektórych sytuacjach są kajdankami, w innych groźnym narzędziem, którym można kogoś uderzyć albo udusić. W takim ujęciu przedstawienie fredrowskiej „Zemsty" Remigiusza Cabana staje się inscenizacyjnie ciekawym i jednocześnie surowym przypomnieniem w jakich czasach żyjemy. Pokazuje ciemną stronę życia zdominowanego okrucieństwem i afirmacją wszechobecnej tandety. Tak materialnej, jak zwłaszcza umysłowej.

Może też dlatego, że cała rzecz dzieje się jakby w więzieniu, a spektakl „Zemsty" mógłby być grany przez jego pensjonariuszy aktorstwo w „Zemście" widzianej oczyma Remigiusza Cabana stymulowanie ociera się o stylizowane misternie amatorstwo. Co dla aktorów profesjonalnych jest wzywaniem szczególnym i trudnym. Mistrzowsko radzi sobie z nim jako Podstolina Waldemar Czyszak, który w swoim założeniu gra wspomnianą postać tak nienaturalnie, że niezwykle czytelnie staje się ona kwintesencją wspomnianej już tandety. Tą samą drogą próbuje iść Józef Hamkało w roli Klary, ale trochę na skróty, upraszczając i sprowadzając postać do wizerunku więziennego cwela, którego cynizm jest większy od będącego w nim w domyśle tragizmu.

Gra całego zespołu aktorskiego w „Zemście" w reżyserskim ujęciu Ramigiusza Cabana jest trochę niespójna.  Młodsi aktorzy, jak ubrany w skórzany strój drogowego pirata Robert Żurek – Wacław, wspomniany Józef Hamkało – Klara, świetny jako Śmigalski – Mateusz Mikoś, grają dynamicznie, chwilami ostro, co we fragmentach spektaklu z ich udziałem wpływa znakomicie na jego całość. Aktorzy starsi, jak wspaniale mimiką i gestem komentujący słowa Cześnika Wojciech Kawiatkowski – Dyndalski, Piotr Napieraj – Cześnik i zwłaszcza Stanisław Bredygant – Rejent, zdają się być bardzo przywiązani do kultury i jakości słowa wypowiadanego na scenie, do tradycyjnych technik gestu i ruchu, szanują Fredrę, i widać, że bez względu na ogólny kostium przedstawienia „Zemsta" zapisana jest dla nich wartością samą w sobie i zdecydowanie nadrzędną.

Na pograniczu tych dwóch rodzajów aktorstwa funkcjonuje z irokezem na głowie i w spodniach –  militarkach Papkin – Roberta Chodura, który jak zwykle jest bardzo staranny i wysmakowany w dobieraniu środków aktorskich i traktowaniu postaci. Szkoda tylko, że kiedy mówi słynne fredrowskie słowa: Znają Szwedy, Muzułmany, Sasy, Włochy i Hiszpany Artemizy ostrze sławne ... – tekst ten nie poparty wydobyciem szpady jaką Papkin zazwyczaj miewa u boku dla kogoś nie obkutego w „Zemście" jest zupełnie niezrozumiały. Identyczny problem ma Cześnik przy słowach: Pani Barska! Pod Chocimem, Podhajcami, Berdyczowem, Łomazami, dobrze mi się wysłużyła...! Kto u licha na widowni wie, co Cześnik ma na myśli skoro nie trzyma w ręku ukochanej  szabli?! Oba wspaniałe teksty do szerszej widowni nie są w stanie dotrzeć! A takich przypadków związanych zwłaszcza z archaicznym słowotwórstwem jest więcej. Dowód, jak trudno cokolwiek zmanipulować przenicowując Fredrę na współczesność i pozbawiając go zwyczajowych rekwizytów.

Tak samo, jak aktorzy, prawdopodobnie podzielą się widzowie tego przedstawienia. Starsi, którzy liczą na urokliwe zetknięcie ze wspaniałym klimatem i prześwietną polszczyzną Fredry mogą poczuć się  zawiedzeni i nawet może zniesmaczeni. Młodym widzom pewnie spodoba się perwersja niektórych postaci i prowokacja związana ze sprowadzeniem akcji „Zemsty" do dziania się w jakimś sensacyjnie patologicznym zakątku współczesnej Polski.  Oni zapewne kupią ten spektakl, choć większość z nich słów i kwestii  w rodzaju Artemida i Pani Barska nie zrozumie. Ale może do tego również sprowadza się prowokacja Remigiusza Cabana by każdy widz choć trochę nad sobą popracował i wykazał odrobinę dobrej woli? Taka sama, jak ta z odpychanymi dwiema ławami kościelnymi w spektaklu symbolizującymi spór,  w których zasiadają fredrowskie postacie, doskonały pomysł scenografa Sochy Szczęsnego, idealny symbol zapleśniałego katolicyzmu? W przeciwnym razie  można jedynie liczyć na wyrozumiałość pozagrobową hr. Fredry.

 



Andrzej Piątek
Dziennik Teatralny Rzeszów
26 marca 2013
Spektakle
Zemsta
Portrety
Remigiusz Caban