Człowiek z la, la, la

W Teatrze Polskim w Bielsku-Białej jakiś śpiewający wariat i obdartus podający się za rycerza nagabuje ludzi do przyzwoitości, uczciwości, miłości, honoru i innych szlachetnych czynów, wobec zbliżającego się niebezpieczeństwa utraty życia. Ale po kolei.

Spektakl opowiada historię Miguela de Cervantesa wtrąconego do więzienia (w którym więźniami zdaje się jesteśmy wszyscy), który chce się uchronić przed zgóry przesądzonym, skazującym wyrokiem współwięźniów. Wszyscy skazani poniosą ten sam tragiczny koniec, mimo to sami osądzają się wzajemnie. W swojej obronie poeta, pisarz, żołnierz opowiada "trybunałowi" historię wariata, obłąkanego rycerza Don Kichota. Do opowieści angażuje złoczyńców, którzy nie tylko biorą udział w przedstawieniu, nie tylko odgrywają role, ale w granych postaciach odnajdują siebie.

Początkowo bezradność Cervantesa wzbudza gromki śmiech i powszechną pogardę. Z czasem jednak wrzawa milknie. Opowieść zaczyna wywoływać głębsze emocje, wciągać i zastanawiać. Pod pozorem szaleństwa Cervantes przekazuje co jest naprawdę ważne w życiu, i w śmierci. W historii o wariacie przemyca życiowe prawdy. Czy dzięki opowieści o przygodach błędnego rycerza i jego wiernego giermka Sancho Pansy uda mu się uniknąć przerażającego, niesprawiedliwego wyroku?

Don Kichot to wariat, który nie wie co robi. Wzbudza pobłażanie i litość. Wydaje mu się, że wiatraki, z którymi walczy to olbrzymy, a nocnik to drogocenny hełm - śmiechu warte..., ale kiedy bohater zaczyna być szlachetny, odważny i dobry zaczynamy się zastanawiać, czy jest się z kogo śmiać i kim gardzić? Kiedy jest nieustępliwy w dążeniu do szczytnego celu przestaje śmieszyć. Bez wahania naraża życie w obronie honoru. Zaczynamy się gubić, czy to co poznaliśmy jako bezgraniczną głupotę nie jest przypadkiem niezachwianą odwagą.

Dobrze, że jesteśmy tacy mądrzy, że rozróżniamy wiatrak od potwora. Jacy jesteśmy oświeceni, że nie wkładamy nocnika na głowę, jacy wielcy, że nie wystawiamy się na pośmiewisko, i jakże jesteśmy okrutni, że zabijamy, jakże beznadziejnie głupi, że gwałcimy, jak bardzo zagubieni. I ten wariat świr, idiota, kretyn, debil, głupek, oszołom, psychol boleśnie nam to uświadamia.

Walka z urojonymi olbrzymami nie przynosi bohaterowi opowiadania żadnych pozytywnych efektów, jedynie obrażenia ciała - niepotrzebne rany i bezsensownie połamane kości. Ale czy szlachetne i czyste serce nie zwycięża z oprawcami? Nie ma chyba większego zwycięstwa niż życie według wartości takich jak uczciwość, honor, szlachetność, odwaga, miłość. To nie są wartości subiektywne, ale ogólnoludzkie, uniwersalne, ponadczasowe, unoszące się ponad mrokami dziejów i tragicznymi wydarzeniami w historii ludzkości. Don Kichot swoją postawą zdaje się przekonywać, że wbrew wszystkiemu i wszystkim, kto broni tego, w co wierzy, choćby zginął zwycięży. Uzbrojeni w rycerskość, szlachetność pokonamy każdą inkwizycję, wojnę, terroryzm. Dopiero walka z własnymi słabościami okazuje się przysłowiową, beznadziejną "walką z wiatrakami". Kto chciałby z naiwnym entuzjazmem walić głową w mur? Dzisiaj różne rodzaje szaleństwa można leczyć farmakologicznie, ale powinno się zacząć od duszy - prawda stara jak ludzkość.

Zadaję sobie pytanie, co jest takiego w szaleństwie Don Kichota, że porusza serce. Niezłomność, szczerość, autentyzm, poświęcenie? Dochodzę do wniosku, że za tym właśnie tęsknię, że tych cech właśnie mi bardzo brakuje i chciałbym je mieć. Czyżbym oszalał?

Jak patrzę na ten nasz zamknięty oddział, widzę ludzi, którzy mają zakute łby, a wydaje im się, że są rycerzami, świetlanym przykładem do naśladowania. Ci rzeczywiście są pomyleni. Zauważam też, że taki szaleniec jak Don Kichot szanuje każdego, i nikogo nie uważa za wariata. Ten natomiast, kto sam nie uznaje się za pomyleńca, wyzywa i obraża wszystkich dookoła.

Czy od wariata można się zarazić? Pytanie niby głupie, ale przykład z przedstawienia podsuwa pewne odpowiedzi i podważa jego absurdalność. Nigdy nie wiadomo kiedy wariat żartuje, więc profilaktycznie zachowujemy dystans, ale jeżeli już znajdziemy się w jego zasięgu i będzie chciał nam na przykład pomóc lub nas pokochać sprawa się komplikuje. Pierwszym etapem choroby jest infekcja, czyli wariat po prostu jest i wykonuje te swoje dziwne (dla nas) zachowania. Widzi wyimaginowane stwory, inaczej ocenia rzeczywistość, zaskakuje działaniem. Budzi w nas politowanie. Pierwszą reakcją zainfekowanego jest spazmatyczny lub nieudanie tłumiony śmiech, radość z tego, że ktoś jest głupszy od nas i zachowuje się nieracjonalnie. Drugim objawem jest uczucie niepokoju, wyrażające się stwierdzeniem "Albo coś jest z nim nie tak, albo z nami." Trzecim objawem jest uzasadniona refleksja. Przeżyta refleksja może doprowadzić do kolejnej fazy choroby, do przekonania. Ostatnią fazą może być obrona wartości szerzonych przez wariata, połączona z ich przejęciem, w najcięższych przypadkach zakończona zgonem. Są jednak tacy ludzie, którzy wykazują wybitną odporność na zarażenie wartościami, i po wstępnym ataku śmiechu "upośledzenie" ustępuje. Wtedy jest już "po nich", wydaje im się tylko, że żyją, a prawdziwe życie omija ich szerokim łukiem. Takież właśnie przemyślenia nachodziły naszego bohatera z la Manchy.

A'propos zdrowia psychicznego, pozwolę sobie na dygresję medyczną. Niedawno dowiedziałem się, że "zakochanie" jest sklasyfikowane przez WHO (Światowa Organizacja Zdrowia) jako zaburzenie psychiczne, jednostka chorobowa, natomiast zachowania homoseksualne nie są w tej klasyfikacji w ogóle ujęte. Nie wartościując - ja na medycynie się nie znam, ale z doświadczenia wiem, że jak "chłop z chłopem", albo "baba z babą" to przedłużenia gatunku nie będzie. Przy zakochaniu zawsze jednak taka szansa istnieje.

Skoro o uczuciach mowa. W przedstawieniu bardzo poruszający jest motyw Dulcynei. Jak na wariata przystało Don Kichot w zaniedbanej prostytutce, bez życiowych perspektyw, skazanej od urodzenia na przerażający los zobaczył księżniczkę - damę swego serca. Gotów był poświęcić życie w obronie jej czci i dobrego imienia. Na początku znajomości "upadła" kobieta gardziła błędnym rycerzem podobnie jak cała gawiedź. Rycerz był jednak nieustępliwy w miłości i dostrzegł w Dulcynei godność, której nie widziała ona sama. Szaleniec stoczył zwycięską walkę w jej obronie. Kobieta odkryła w sobie to, co dostrzegał tylko błędny rycerz. Kierując się szlachetnością i przykładem Don Kichota, który realizował kodeks honorowy, pomagała opatrzyć rany pokonanym.

Nie wyśmiewać pokonanych? Opatrywać im rany? - to jakieś dzisiejsze kuriozum. Tylko wariata na to stać. Wiadomo, że wróg się podniesie i zaatakuje jeszcze raz, może skuteczniej, z większą zaciętością... a może przestanie być wrogiem... Czy tylko wariaci potrafią to dostrzec? Czy tylko oni mają przed oczami wartości ponadczasowe?

Im bardziej Dulcynea starła się pomóc oprawcom, tym surowsza spotkała ją "kara" za szlachetność. Za wielkie serce jakie okazała niedoszłym oprawcom zapłaciła wielką cenę. Byłem bardzo ciekaw, co powie Don Kichot spektakularnie zbezczeszczonej, pozbawionej czci, godności i nadziei, swojej ukochanej księżniczce. Jak poradzi sobie z nieopisanym okrucieństwem, bezwzględnych oprawców. Czasu przecież nie cofnie. Byłem cholernie ciekaw jak zmaże tę ranę, krzywdę, niesprawiedliwość. Odpowiedział bez namysłu "Nieważne, dla mnie zawsze będziesz księżniczką". Mógł powiedzieć coś lepszego? W jego świecie nic się nie zmieniło pomimo okrucieństwa. W sercu uchronił ją na zawsze przed nieszczęściem, na zawsze w sercu zachował jej godność. Tej godności nikt jej już nigdy nie odbierze.

Kto ma odwagę dziś być wariatem? Kto ma odwagę powiedzieć kurwie, że jest księżniczką i dostrzec w niej godność? Śmiem twierdzić, że raczej okażemy jej pogardę.

Czy nie jest wariatem ten, kto traktuje wrogów jak przyjaciół, wierzy im, ufa, widzi w nich tylko dobre strony?

Wariaci często biorą krzywdy za "dobrą monetę". We wszystkim widzą pozytywy, próbują zrozumieć motywację oprawców, wybaczają. Historia Don Kichota dowiodła, że nawet najbliższa rodzina może okazać się wrogiem.

Rycerz Posępnego Oblicza porusza swoim postępowaniem jeszcze jedną ważną kwestię. Tak naprawdę tylko wariaci sięgają gwiazd - trudno się z tym nie zgodzić. Tylko oni są na tyle niezłomni i zdeterminowani by przekraczać granice. Tylko oni sięgają po nieosiągalne.

Przykład Don Kichota zdaję się nam mówić, że wszyscy jesteśmy skazani na śmierć. Jednak zasadniczą kwestią nie jest to, że umrzemy, ale jak żyjemy. Czy przypadkiem nie jest szaleństwem branie życia takim, jakim jest, a prawdziwą normą jest jego kształtowanie, i życie według najszlachetniejszych zasad?

Życie wariata to nieustanna walka w obronie ideałów i postępowanie według kodeksu honorowego (dzisiaj honor najczęściej zastępowany jest honorarium). Realizacja wzniosłych idei zamienia się w rany, najbardziej fizyczne i bolące, całkiem realny ból i cierpienie.

Wymyślona postać szaleńca z Manchy nieugięcie twierdzi, że najlepszym lekarstwem na rozpacz i przemoc tego świata jest miłość. Nie pokonamy rozpaczy rozpaczą, nienawiścią nienawiści, kłamstwa kłamstwem.

Są głupcy, których należy izolować, ale są też "wariaci", których należy naśladować. Tylko wybitne jednostki, (najczęściej osamotnione) potrafiły porwać tłumy, zmienić serca i sposób myślenia, a nawet historię świata. Wariaci są jak ludzie.

Co zrobić z tym Cervantesem? Uniewinnić? Może stanąć w jego obronie? Może wyśmiać? Każdy wobec siebie musi odpowiedzieć, czy przekonuje go opowieść o błędnym rycerzu. Musi podjąć decyzję, po której stronie stanie stronie, i jaki wyda wyrok.

Czy wobec okrucieństwa świata można nie zwariować? Dziw niewymowny bierze, jak bardzo brutalny może być człowiek. Obroną przed "nieludzkim" światem ludzi, może być udawanie wariata lub autentyczne szaleństwo. Czy jesteśmy w stanie te okropności pokonać poświęceniem i ofiarą? Sprawa tylko dla wybitnych jednostek. Kto chciałby podjąć się walki z góry skazanej na porażkę.

Kogo dzisiaj stać, na życie według rycerskiego przykładu. Kto z nas jest nieugięty i z uporem maniaka broni słabszych, szanuje każdego człowieka, jest uczciwy i zdolny do poświęceń? Zaryzykowałbym nawet stwierdzenie, że raczej skłonni jesteśmy oceniać obronę tych wartości jako zaburzenie psychiczne.

Sztuka wywołuje mocne przeżycia. Ukazuje wiele życiowych prawd i refleksji nad człowieczeństwem, bardzo umiejętnie przekazanych widzom. Człowiek nie zmienia się, przez wieki popełnia te same zbrodnie, jest sprawcą tego samo cierpienia, nieustannie wyzyskuje niszczy i upadla.

Jak zakończył się "proces" Cervantesa? Czy opowieścią można cokolwiek zmienić? Czy można wzruszyć bezwzględne serca żądnych krwi agresorów?

Sztuka nie unika drastycznych kwestii, przeciwnie - podnosi je, ukazuje z całą szczerością i prawdą. Bohaterom ciągle towarzyszy niepokojący lęk i traumatyczny strach. Zwycięstwo miesza się cierpieniem. Opowieść jest wzruszająca i przerażająca zarazem, przesiąknięta nienazwanym bólem. Atmosfera grozy, niepewności, ciągle grożącego niebezpieczeństwa towarzyszą postaciom nieustannie. Bohaterowie nie mogą zaznać spokoju.

Przedstawienie porusza wyobraźnię, pomimo, że dzieje się w jednym miejscu przenosimy się po różnych stanach świadomości. Pomimo obskurnych warunków więziennego pomieszczenia przeżywamy niesamowitą, trudną, lecz bardzo ubogacającą podróż. Nie brakuje w niej poruszających emocji.

Spektakl podobno nie był najtańszy. Było to widać szczególnie po kostiumach, na które już chyba brakło funduszy. Jak kostiumolog z tego wybrnął? Zachęcam do podziwiania kunsztu.

Cervantes grający Don Kichota - spoko - cherlawy taki, chudy, taki jakiś chorowity - przekonywujący. Dulcynea? Nie podobała mi się - trochę za ładna. Z ostatniego rzędu na balkonie widziałem śnieżnobiałe zęby, ja bym jej wybił chociaż jednego, ale głos jak dzwon, słyszałem w ostatnim rzędzie.

Mimo oszczędnych środków przedstawienie pobudziło moją wyobraźnię, w teatrze wszystko jest możliwe. Musicalowa forma wielokrotnie sprawdzona na Broadwayu sprawdziła się także w Bielsku-Białej (to na "B", i to na "B"). Jeżeli można tak powiedzieć - trudne kwestie ujęte w atrakcyjny przekaz, szczególnie za sprawą opracowania muzycznego. Przedstawienie z rozmachem, brała w nim udział cała obsada teatru w Bielsku-Białej.

Don Kichot kojarzy mi się z Ojcem Chrzestnym kiszącym kapustę. Nie wiem dlaczego, pewnie to pierwsze objawy szaleństwa...

Sporządziłem na własne potrzeby subiektywną listę osób, które mają coś z Don Kichota:

święta Matka Teresa (za dostrzeganie wartości w każdym człowieku), reprezentacja Polski w piłce nożnej podczas meczu z Niemcami (2:0) (za nieuzasadnioną wiarę w zwycięstwo), Józef Piłsudski (za odwagę), Lech Wałęsa, Janusz - mój kumpel, który choruje na białaczkę i niedawno urodził mu się syn (za niezłomność), Anna Golędzinowska (za przebaczenie zbiorowego gwałtu), Thomas Edison (za dziesięć tysięcy nieudanych prób przed skonstruowaniem żarówki).



Damian Górecki
www.2bstyle.pl
9 listopada 2016