Cztery wymiary teatru

"Makbet" w reżyserii Zbigniewa Lisowskiego to personifikacja ludzkiej podświadomości. Wiwisekcja człowieczej natury; mrocznych zakamarków duszy. Wnętrze bohaterów, ich pobudki i doznania symbolizują surrealistyczne postaci z obrazów Hieronima Boscha i Salvadora Dalego

Spektakl spina klamrą obraz tego ostatniego „Miasto szuflad”, przedstawiający ciało człowieka, z którego torsu wysuwa się szereg skrytek. To studio antropomorficzne symbolizuje tu odkrywanie kolejnych zakamarków wnętrza bohatera. Stanowi jego zapowiedź. Podobnie jak odwołanie do obrazu Rembrandta „Lekcja anatomii doktora Tulpa”.

Najpiękniej teatralnie przedstawiona jest projekcja środkowej i lewej tablicy tryptyku Hieronima Boscha „Ogród rozkoszy ziemskich”. Obraz niczym hologram przenika przez prawie przezroczystą tkaninę, jakby okleja grających za nią aktorów i zatrzymuje się na tylnej ścianie sceny. To aluzja do zawieszonych pomiędzy rajem i piekłem ludzkich istot. Fragmenty prawej części, jakby wycięte z obrazu, funkcjonują na scenie w postaci rekwizytów- symboli. Tak, jak i elementy z obrazu Boscha „Kuszenie św. Antoniego”.

Bardzo oryginalnie pokazana jest w spektaklu scena pojawienia się ducha Banqua. Nie widzimy postaci, ale oddzielone od siebie, usytuowane na postumentach, jakby żyjące odrębnym istnieniem, gigantyczne elementy ludzkiej twarzy, tors…

O ile Lech Majewski zbudował swój film „Młyn i krzyż”, animując postaci z „Drogi krzyżowej” Pietera Breugla, o tyle Zbigniew  Lisowski każe tu grać samym obrazom, albo wyłuskanym z nich fragmentom.

Ponadczasowość problematyki dramatu zaznacza muzyka. Bardzo zróżnicowana w charakterze, pochodząca z rozmaitych epok i miksowana na żywo przez siedzącego na scenie didżeja; nieprzypadkowo w kostiumie współczesnego chirurga. I ona bowiem uczestniczy w tym scenicznym misterium rozszczepiania człowieka na elementy, wnikania w jego głąb.

Tekst Szekspira obrasta na scenie w przepiękne plastycznie wizje, osiągane także poprzez mistrzowskie operowanie światłem, piękne układy choreograficzne, tłumiony jest przez kompozycje dźwięków, melodie,

które to zabiegi z pozoru go przytłaczają, odsuwają na dalszy plan; w istocie jednak - dookreślają, niekiedy tłumacząc lepiej, niż aktorzy.

Zarówno Makbet, jak i Lady Makbet mają tu swoje alter ego. Przedsięwzięcie owo służy wyeksponowaniu walczących w nich sprzeczności, pokazuje zmaganie się dobra ze złem, a także obnażaniu tego, co podświadome przy tym, co bohaterowie o sobie wiedzą, lub chcą wiedzieć. Służy pogłębianiu psychologii postaci bardziej, niż samo aktorstwo.

Od strony aktorskiej najciekawiej prezentuje się Mariusz Wójtowicz jako Makbet. Gra bardzo naturalnie, współczesnymi środkami. Pomimo popełnionych zbrodni nie postrzegamy tu Makbeta, jako potwora, ale jako słabego człowieka, który uległ pokusie władzy. Współczujemy jego cierpieniom.

Edyta Łukaszewicz-Lisowska świetnie gra zwłaszcza w scenie podżegania Makbeta do zbrodni.

W jednym momencie w czasie tego przedstawienia autentycznie przeniknął mnie dreszcz - kiedy Jacek Pietruski jako Macduff wyjawia Makbetowi tajemnicę swego przyjścia na świat. Ogromna jest ekspresja tej sceny.

„ Makbet” Lisowskiego to bardzo nowoczesne i oryginalne potraktowanie Szekspira. Reżyser nie tylko udowadnia ponadczasowość tej literatury, ale i ukazuje uniwersalność jej filozofii głęboko obecnej także w innych dziedzinach sztuki.

Najnowsza premiera Lisowskiego daje widzom chyba maksimum tego, co teatr może zaoferować nie wychodząc poza granice dobrego smaku. Jakże rozległą trzeba mieć wyobraźnię twórczą, aby stworzyć tak oryginalne dzieło.



Anita Nowak
Teatr dla Was
22 września 2011
Spektakle
Makbet