Czy artysta w ogóle jest potrzebny?

W swojej najnowszej premierze Anna Augustynowicz stawia szereg pytań dotyczących artysty, jego roli i znaczenia w historii ludzkości. Pytania te pozostawia otwarte do indywidualnej interpretacji widza.

Spektakl, którego premiera miała miejsce na początku tego roku, traktuje o sztuce i jako sztuka funkcjonuje - to znaczy nie pozostawia jednoznacznych odpowiedzi i stawia nacisk na rolę widza. W pewnym stopniu nawet nobilituje rolę widowni - gdyż żaden artysta bez swojego odbiorcy nie funkcjonuje - przez co spektakl uzależniony jest od otwartości umysłów widzów. Augustynowicz podkreśla, że to, co artysta miał na myśli jest znacznie mniej ważne od tego, co odbiorca z jego dzieła wyciągnął dla siebie. Stąd multum interpretacji i różnorodnych spostrzeżeń, które zdołałem podsłuchać pośród ożywionej widowni opuszczającej Scenę w Malarni.

Abstrahując od tego, czy było to w intencji reżyserki, ponieważ jak bohaterowie spektaklu słusznie zauważają - a co jeśli artysta sam nie wie, co chce osiągnąć? - przedstawienie skutecznie angażuje widza w dyskusję i pobudza jego krytyczne myślenie. Kto decyduje o tym, co jest sztuką? Czy książeczka zilustrowana przez małe dziecko jest sztuką? W końcu każdy by mógł to zrobić. A jednak każdy zrobiłby to inaczej... Pytania, wątpliwości, refleksje rosną niczym kula śnieżna - taka, której nikt nie może skutecznie stawić czoła.

Tym, co czyni formę spektaklu skuteczną, jest mądrość reżyserki przejawiająca się w dystansie i bezustannej autoironii, nie tylko w kontekście siebie-artysty, ale też w odniesieniu do siebie-twórcy polskiego teatru. Augustynowicz zwraca uwagę na pewne chwyty, schematy i ich powtarzalność, po które artyści teatru sięgają by przypodobać się publiczności. Chwyty, z których świadomie korzysta i w tym przedstawieniu.

Spektakl utrzymany jest w abstrakcyjnej formie. Składa się z przeplatających się wzajemnie równolegle prowadzonych przez sześciu aktorów etiud. Warto w tym miejscu złożyć wyrazy uznania dla całej obsady. Niewątpliwie role w tym spektaklu, tak niezdefiniowane i luźno nakreślone, są trudne w utrzymaniu spójności - cechy szczególnie potrzebnej do przekonania i „kupienia" widza. Kolejnym wyzwaniem z pewnością musiało być funkcjonowanie w przestrzeni, w której niemalże jedynym punktem odniesienia był poprzedni fragment tekstu wygłoszony przez kolegę z obsady. Wszystko z tego względu, że spektakl pozbawiony jest realistycznej akcji - funkcjonuje on jedynie w obrębie scen formalnych.

Mądrość twórców przejawia się również w najróżniejszych środkach wyrazu, orbitujących wokół tematu sztuki i jej relatywności. Czy to w przypadku muzyki będącej kawiarnianym jazzem, który to na samym początku swego istnienia krytykowany był namiętnie i nieszczególnie zaliczano go do sztuki, a który dzisiaj postrzegany jest jako gatunek muzyki szczególnie szlachetny; czy to w przypadku minimalistycznej, surrealistycznej scenografii. Puste ramy na ścianach sceny przywodzą na myśl jedną z największych kontrowersji w świecie sztuki - suprematyczny „Biały kwadrat na białym tle" Kazimierza Malewicza, który to do dzisiaj budzi kontrowersję i stawia monumentalne pytanie „czy to jest w ogóle sztuka"? Najważniejszym elementem scenograficznym pozostają jednak cokoły. Poprzez ustawianie na nich aktorów w różnych pozach imitujących kompozycje rzeźbiarskie reżyserka zwraca uwagę na najważniejsze. Człowiek, samym sobą będąc sztuką - między innymi w teatrze - jest najistotniejszym elementem sztuki. Bo bez człowieka nie ma nic. Nie ma artysty, nie ma odbiorcy, nie ma uczuć, nie ma sztuki. Nie ma nic.

„Czy pan się uważa za artystę?" to spektakl na tyle wartościowy, na ile otwarty będzie nań widz. Na powierzchni słychać jedynie nielogiczny ciąg słów wygłaszany przez aktorów, widać tylko manierystyczne gesty, które nic nie muszą znaczyć. Pod powierzchnią jednak, jak na sztukę przystało, dostrzec i usłyszeć można całą sieć błyskotliwych skojarzeń tworzących spójną i przemyślaną całość, która przecież, w zależności od kreatywności odbiorcy, może znaczyć bardzo wiele.



Jan Gruca
Dziennik Teatralny Katowice
14 marca 2020