Czy bać się baśni?

Przyzwyczajeni do wybuchów ferii kolorów w telewizorze i do bogato zilustrowanych książek najmłodsi widzowie otrzymują surowe w barwach i trudne w odbiorze przedstawienie. Teatr Arlekin zaprasza na "Kwiat paproci" według Kraszewskiego.

Spektakl rozpoczyna się bardzo tajemniczo i groźnie. Niejedno dziecko krzyknęło ze strachu czy chociażby zadrżało na widok scenicznej Kostuchy (Joanna Stasiewicz) i Diabła (Marcin Truszczyński). Pojawiają się trzy razy i trzy razy zaskakują oświetlani przez szybkie, punktowe światło, w trzech różnych miejscach sceny. Wrażenie potęgują odpowiednie kostiumy postaci. Kostium Śmierci doskonale oddaje i wytwarza symboliczną aurę wokół niej - lekkie, białe materiały powiewają i odbijają się od świateł reflektorów. Natomiast strój Diabła stanowi charakterystyczny kontrast dla Kostuchy, jest ciężki, wielofakturowy. Są to jedyne postaci w przedstawieniu grane w żywym planie. Najprawdopodobniej chciano podkreślić, że cała opowiadana historia wydarzyła się za sprawą tych dwóch bohaterów. I to właśnie Śmierć i Diabeł doprowadzą opowieść do końca. 

Wszyscy, pozostali bohaterowie - Jacek (Maciej Piotrowski), Matka (Anna Zadęcka) i Ojciec (Robert Wojciechowski), przedstawieni są za pomocą marionetek sycylijskich. Lalki zostały doskonale poprowadzone przez aktorów, którzy nie tylko wprawili ich mechanizmy w ruch, ale ożywili na kilka chwil. Z przyjemnością przyglądamy się poszczególnym ruchom. Każdy krok, czy ruch ręką marionetki, wydaje się naturalny. Można zapomnieć, że nad lalkami stoją animujący nimi aktorzy. A wszystko rozgrywa się na małej, zbudowanej scenie, ze zmienianym, malowanym ręcznie tłem. Umowność i symbolika scenografii pozwala skupić się jedynie na lalkach. Do akcji włączają się czasem Śmierć i Diabeł, którzy podszywają się pod zagubionego wędrownika i schorowaną babcię. 

Przedstawiona historia, przypomina widzom o ludowych obyczajach związanych z Nocą Świętojańską. Inscenizacja „Kwiatu paproci” jest bardzo mroczna i smutna. Przyglądamy się jak dobroduszny Jacek chciałby uszczęśliwić swoich biednych i schorowanych rodziców. Postanawia wyruszyć w poszukiwaniu tytułowego kwiatu paproci. Po trudnościach wędrówki (brawo za scenę w mrocznym lesie) udało mu się go odnaleźć, jednak wiązało się to z tragicznymi wydarzeniami, których bohater nie może powstrzymać. Kwiat wrasta w niego i nie pozwala mu cieszyć się szczęściem wraz z innymi. Zapomina nawet o swoich rodzicach, dla których miał odnaleźć paproć. Pamiętajmy, że na początku opowieści Śmierć i Diabeł założyli się o duszę chłopca i to oni kierują wszystkimi wydarzeniami. 

Powstaje pytanie do kogo skierowany jest „Kwiat paproci”. Wydawałoby się, że na baśń Kraszewskiego powinno przyjść się z dzieckiem, aby mogło poznać klasykę polskich bajek. Niestety symbolika, umowność konwencji i formy zastosowanej w spektaklu może okazać się zbyt trudna dla najmłodszych, a ogólny charakter przedstawienia raczej odstraszy maluchy, niż zachęci do wizyt w teatrze. Wiadomo, że widz dorosły zna już mądrości przekazywane w bajce, więc będzie ją oglądał jedynie pod czysto technicznym kątem. Więc dla kogo? Dla młodzieży z gimnazjum, która już nie lubi chodzić do teatru?



Agata Siuta
Dziennik Teatralny Łódź
8 maja 2009
Spektakle
Kwiat paproci