Deziluzje kołtunerii

"Moralność pani Dulskiej, czyli w poszukiwaniu zagubionego Czakramu" w reż. Bartosza Szydłowskiego w Teatrze Łaźnia Nowa w Krakowie.

Fatalny w skutkach romans Zbyszka, młodego urzędnika prokuratorii skarbu ze służącą Hanką rozgrywał się w drobnomieszczańskim salonie - za zasłoniętymi roletami, wśród solidnych mebli, sztucznych palm i mahoniowych serwantek. W inscenizacji Bartosza Szydłowskiego wyściełaną trocinami scenę zdominowały innego rodzaju rekwizyty: fortepian i kamery. Oprócz "artystycznych" rzucają się w oczy przedmioty usytuowane na granicy kiczu, dające poczucie absurdu, jak na przykład zawieszona nad sceną krakowska szopka z migającym "kogutem" straży pożarnej. W podwawelskim salonie Dulskich panuje atmosfera artystycznej bohemy - jest trochę operetkowo, trochę komicznie, choć wyczuwa się w tym jakieś szyderstwo.

Teatralna sceneria zachowuje pozory "realności" mieszczańskiego wnętrza: ustawiono fotel z wizerunkiem głównego bohatera, Mela i Hesia wchodzić będą przez masywne, drewniane drzwi. Kamera stwarza jednak iluzję nowych planów. Powiększone w filmowych projekcjach działania aktorów wprowadzają w intymny świat głównego bohatera.

Operator Zbyszek Dulski

Sprawca "wszelkich dramatycznych komplikacji" w rodzinie Dulskich, kawiarniany bon vivant, zmęczony i apatyczny, w nonszalancko zarzuconej skórzanej kurtce - Zbyszek Dulski (Janusz Chabior) jest centralną postacią inscenizacji. W rozpoczynającej spektakl scenie rodzinnej psychodramy Dulska (Edyta Torhan) beszta tego "wiecznego studenta, który dostał się w końcu na wydział operatorski, chodzi po domu z kamerą, sypia z dziwkami". Jej gorzki monolog, tak jak w głośnym dokumencie Marcina Koszałki ("Jakiego pięknego syna urodziłam"), nagrywa syn. W uwspółcześnionej adaptacji Szydłowskiego młody Dulski jest niespełnionym artystą, reżyserem, który widzi świat przez pryzmat własnych emocji i zdeformowanych wyobrażeń. Filmy rejestrują jego uczuciowe perypetie, groteskowe relacje rodzinne, przestrzeń miejską. Postać ta wydaje się wrzucona w - z niezwykłą dynamiką zmieniający się - strumień scenicznych obrazów. Ich ciągły ruch kontrastuje z pasywnością bohatera, który ostatecznie .odmawia działania, skazując się na rozczarowanie, poczucie klęski i winy. Rozgoryczonym Dulskim miotają sprzeczne emocje: kontestuje zastaną rzeczywistość, marzy o zawodowym spełnieniu i o miłości (subtelne, intymne sceny z Hanką należą do najbardziej intrygujących), a zarazem poddaje się losowi. W zatopionym w swoich wizjach Zbyszku Szydłowski każe nam więc widzieć sceniczny portret artystycznej kołtunerii, pozbawionej talentu i autentyzmu, utkanej z "klisz, konwencji, trendów".

Krakówek i Nowa Huta

Spektakl w Łaźni Nowej rozpoczyna się spektakularnie: głos z offu przywołuje twórczość Wyspiańskiego, zaś nad sceną wiruje tradycyjna krakowska szopka. Miejsce akcji nie pozostawia wątpliwości - jesteśmy w Krakowie. Na ekranach oglądamy nowohuckie osiedla, w intermediach, w formie nowoczesnych teledysków rozbrzmiewają "dydaktyczne" ballady Macieja Maleńczuka. Scenę opanowuje tez żywioł Witkacowski - na fortepianie, w monstrualnym, ortopedycznym kołnierzu, wije się "opętana Dezyderatą" Dulska, z szaf wyskakuje "niedoszła adeptka sztuki aktorskiej "Hesia (Kalina Hlimi-Pawlukiewicz) i jej identycznie ubrana siostra, "teatrologiczna Mela" (Olga Szostak). Juliasiewiczowa okazuje się mężczyzną (Rafał Kosecki), "nieocenionym, ale i niedocenionym krakowskim kanapowcem". W salonie brylują goście w białych baranich maskach.

Polemiczny dialog Bartosza Szydłowskiego z artystyczną tradycją miasta przyjmuje formę szyderczego panegiryku, który nie stroni od niewybrednych gagów (na przykład podczas wizyty "krakowskich mieszczuchów" z głośników dobiegają odgłosy puszczania "bąków", w innym epizodzie Zbyszek kładzie stopę na kolanach Juliasiewiczowej, u której/którego ten absurdalny gest wywołuje seksualną ekstazę).

Spektakl składa się z luźno powiązanych - czasem wręcz chaotycznie - sekwencji, w których ostentacyjnie podkreślana jest teatralność. Szydłowski cytuje znane stylistyki (Hesia i Mela przypominają postacie Witkacowskie), nawiązuje do filmu Koszałki (w intrygującej pierwszej scenie spektaklu), szydzi (co zastanawiające) z Piwnicy pod Baranami. Artystyczny Kraków zostaje ukazany jako świat zdeformowany, absurdalny, komiczny.

W przestrzeni socjalistycznych bloków Nowej Huty, stającej się znów "modną dzielnicą", reżyser szuka wyrazistego kontrapunktu dla ukazanej w spektaklu dulszczyzny. Naturalistyczny dramat o kryzysie moralności wpisuje w lokalny kontekst krakowsko-nowohuckich stereotypów. W świat gry i pozorów "artystowskiego salonu" wprowadza postać "wkręconej Hanki" (Anna Wielgucka) i autentyczną historię Ryszarda Słabczyńskiego - naturszczyka, byłego boksera, który jako chrzestny ojciec Hanki (zdekonstruowana rola Tadrachowej) przytacza anegdoty ze swojego życia. Nad pogrążonym w findesieclowym splinie Krakówkiem triumfuje wyidealizowany obraz prostego, zwykłego życia. Jednak "Zaślubiny Krakowa i Nowej Huty" kończą się fiaskiem, niewinna dziewczyna opuszcza groteskowy salon.

Mimo interesujących pomysłów inscenizacyjnych spektaklowi brakuje uporządkowania. Szydłowski zbyt lekko gra uproszczonymi opozycjami, żongluje stereotypami, choć pewnie nie tylko dlatego jest to spektakl po prostu nierówny.

**

Karolina Szczepanowska - absolwentka dziennikarstwa i komunikacji społecznej
oraz teatrologii Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie.



Karolina Szczepanowska
Teatr
20 sierpnia 2009