Diabły pałatają figle!?

W warszawskim Teatrze Rampa, 27 marca miała miejsce premiera spektaklu "Mistrz i Małgorzata", opartego na wielowątkowej powieści Michała Bułhakowa o tym samym tytule.

Powieść rosyjskiego pisarza, przez wielu krytyków uważana jest za jedną z najlepszych powieści XX wieku. Bułhakow pisał ją 12 lat - zaczął w 1928; kiedy pierwszy rozdział wysłał do wydawnictwa, nie miał większych nadziei na to, że cenzura pozwoli na publikację. Ostatecznie, niezadowolony z rezultatów swojej pracy, spalił tę wersję utworu. Podczas gdy nagonka na pisarza ucichła, a on sam odzyskał nadzieję, rozpoczął pracę od początku. Pisarz dokonywał korekty i poprawiał powieść nie uzyskując aż do końca zadowalającej go wersji. Ostatnie poprawki i uzupełnienia dyktował żonie, przykuty do łóżka, niespełna miesiąc przed śmiercią. "Mistrza i Małgorzatę" wydano w wersji ocenzurowanej w latach 1966-1967, a w wersji prawie pełnej w roku 1973.

Liczne adaptacje powieści pojawiały się na scenach teatralnych wielokrotnie, nawet w wersji operowej. Najsłynniejszą polską inscenizacją powieści Bułhakowa, w reżyserii Macieja Englerta, z Krzysztofem Wakulińskim w roli Wolanda i Markiem Bargiełowskim jako Mistrzem był spektakl Teatru Współczesnego w Warszawie z 1987 roku. Przedstawienie utrzymało się na afiszu pięć lat (zagrano je ponad 350 razy). Kolejną wersję prezentuje obecnie reżyser Michał Konarski, który tak opowiada o swoim autorskim pomyśle - "To powieść wielowątkowa, my skupiliśmy się na tym, jak w Moskwie, w której Stalin rozkazał w 1931 roku wysadzić w powietrze największy rosyjski Sobór Zbawiciela, pojawia się szatan ze swoją świtą". Natomiast rzecznik Teatru Rampa zapewnił, że będzie to "zupełnie nowa adaptacja dzieła Bułhakowa". Reżyser dodaje - "Bułhakow ukazał w niej całą paranoję XX wieku, która trwała długo jeszcze po jego śmierci w 1940 r. Ukazał piekło na ziemi: czasy stalinowskie, II wojnę światową, zimną wojnę".

Spektakl, to opowieść o Szatanie odwiedzającym Moskwę w latach 30-tych XX wieku oraz mocno skrócona historia pisarza nazywanego Mistrzem i jego miłości do Małgorzaty Nikołajewny. Wszystko rozpoczyna się na Patriarszych Prudach. Pisarz - Michaił Aleksandrowicz Berlioz (przewodniczący organizacji literackiej MASSOLIT) i poeta Iwan Bezdomny, rozmawiają o religii i osobie Jezusa Chrystusa. Do rozmowy włącza się tajemniczy cudzoziemiec, podający się za specjalistę od czarnej magii. Nieznajomy jest zdumiony stwierdzeniem obu rozmówców, iż Boga nie ma i nie było, a już szczególnie oponuje wobec przekonania rosyjskich literatów o nieistnieniu Szatana. Opowiada też o niejakim buntowniku z czasów biblijnych, imieniem Jeszua i jego spotkaniu z Poncjuszem Piłatem. Następnie przepowiada, że jeszcze tego samego dnia Berlioz zginie przez Annuszkę i wylany olej. Przewodniczący MASSOLIT-u opuszcza park, aby telefonicznie zadenuncjować podejrzanego cudzoziemca, jednak po drodze wpada pod tramwaj i zgodnie z przepowiednią umiera z odciętą głową. Jego towarzysz - Bezdomny - rozpoczyna pościg za przybyszem i jego świtą .

Część widowni, wielbiciele powieści - arcydzieła rosyjskiego pisarza, ze zdumieniem dostrzegają, że słowo "adaptacja utworu" może oznaczać wersję bardzo, bardzo odległą - w charakterze i wymowie - od pierwowzoru. Kabaretowo - musicalowa realizacja komediodramatu, w którą reżyser wplata znane i - co tu kryć - lubiane utwory Izaaka Dunajewskiego, świadectwo czasów stalinowskich, pochodzące z radzieckich filmów propagandowych: "Wołga, Wołga" i "Świat się śmieje", doskonale pasują do takiej wizji. Ale migawki z moskiewskiego życia, jego pstrokacizna i jaskrawość przeplatają się z dotkliwymi udrękami codzienności tamtych lat. Groza zaatakowana żartem, sztywne porządki i rytuały przedrzeźniane, kompromitowane w "diabelski", cyniczny sposób. Diabły płatają figle, wyciągają konsekwencje, psują do reszty to, co nadpsute, łamią spróchniałe, namawiają do złego. Aferzyści, łobuzy, krzykacze, tępacy, malwersanci, donosiciele i kombinatorzy podlegają diabelskim doraźnym sądom. Zespół Wolanda (Marek Frąckowiak), to wyraźne, soczyste postacie, obdarzone zauważalną plastycznością. Korowiow (Piotr Furman), Azazello (Andrzej Niemirski), Behemot (Daniel Zawadzki) i Hella ( Magdalena Cwen-Hanuszkiewicz / Agnieszka Fajlhauer), przypominają brygadę fachowców, która ma konkretne zadania do spełnienia. A wszystko przybrane w szatę muzycznej komedii, z wesołymi przyśpiewkami, z humorem. Niestety, nie bez wulgaryzmów - sprzecznych z językiem literackim autora "Mistrza i Małgorzaty", który jakoś sobie poradził z całkiem dosadnym ukazaniem rosyjskiej "elity" i "inteligencji", unikając takich kwiatków. Mimo to bawią popisy Behemota, wieczorek u Gribojedowa (czyli w siedzibie organizacji literackiej), scena z Hellą - rozśpiewaną listonoszką, doręczycielką telegramów od dyrektora Warionuchy oraz seans w Teatrze Varietes, z delikatnymi nawiązaniami do współczesności ( perfumy Versace? Nie - "Być może" Polleny Urody). Jednak w spektaklu - by przybliżyć publiczności Bułhakowa? - reżyser, niemal na siłę, umieszcza również pozostałe wątki, ledwo je zaznaczając - mini spotkanie Jeszui i Piłata, (w powieści wątek zwany jerozolimskim, tu ograniczony do krótkiej rozmowy). Jest też Małgorzata Nikołajewna wraz z ukochanym Mistrzem, jakaś nieziemska, zupełnie oderwana od rzeczywistości (a przy tym pierwowzoru). Nadchodzi część druga, tragiczna, którą wypełniają dramatyczne krzyki Małgorzaty i miotające się meble. Teraz ani ci, którzy nie czytali powieści, ani ci, którzy ją dobrze znają, nie wiedzą o co chodzi. Do tego stopnia, że opadająca kurtyna wprowadza publiczność w konsternację - czyżby to koniec?



Anna Czajkowska
teatrdlawas.pl
6 kwietnia 2012