Do bólu poprawni

"Fantazy" we Współczesnym - poważnie i w kostiumach z epoki. Minęły lata, zmieniły się czasy, granice, obyczaje, we wrzącym polskim tyglu najmniej zmienili się ludzie - wciąż jak dawniej bywają "niepoprawni" - takąż to ponadczasową prawdą reklamowali przed premierą swoje dzieło twórcy "Fantazego" z warszawskiego Współczesnego.

Czym, oprócz zmienionego tytułu, spektakl Macieja Englerta różni się od starszej o pół roku inscenizacji z - również warszawskiego - Powszechnego w reż. Michała Zadary? Oba widowiska są grane w kostiumach z epoki, w scenografii starającej się wiernie oddać miejsca opisane przez Słowackiego i z aktorstwem z trudem radzącym sobie z zawiłym wierszem wieszcza. Podstawowe różnice są dwie. Spektakl Zadary w Powszechnym zrobiony jest z rozmachem i oddechem, aktorom na wielkiej scenie towarzyszy pies, kopany jest dół, ziemia widowiskowo rozpryskuje się przed oczami widzów z pierwszych rzędów, suknie dam szeleszczą itd. Przedstawienie we Współczesnym dusi się zaś na małej, płytkiej scenie, podzielonej dodatkowo czarnymi zasłonkami, całość sprawia przykre wrażenie biedateatru.

Druga różnica to ton. U Zadary raził nadmiar satyry, reżyser bezmyślnie kpił ze wszystkiego i wszystkich, u Englerta zaś nuży nadmiar powagi i wiary w wielkie, ale puste diagnozy polskiego społeczeństwa. Tymczasem "Fantazy" Słowackiego jest celnym, momentami porywającym, momentami nużącym, portretem żyjącej pod zaborami polskiej szlachty z połowy XIX w., płynnie łączy satyrę z powagą, współczucie z szyderstwem. W ostatnich latach najbliżej oddania tego specyficznego połączenia był - paradoksalnie, bo inscenizacja była daleka od litery tekstu - Jan Klata w budzącym kontrowersje "Fanta$ym" sprzed dekady z Teatru Wybrzeże w Gdańsku.



Aneta Kyzioł
Polityka
22 grudnia 2015