Do samego rosołu

Komediowa pozycja w repertuarze Teatru Scena Stu "Kogut w rosole" wcale nie bazuje na nowym, niepowtarzalnym koncepcie. Jest to spektakl oparty na hicie filmowym "Goło i wesoło", ale w tym wypadku odświeżenie historii bezrobotnych mężczyzn szukających pracy w najbardziej niekonwencjonalnej dziedzinie, było zabiegiem zabawnym i sympatycznym

Już z pierwszych scen rozgrywających się w obskurnej piwiarni dowiadujemy się, jakich bohaterów przyjdzie nam oglądać. Są to prości mężczyźni, którzy swoje najlepsze lata mają już za sobą, zmagają się z przeciągającym sie bezrobociem, a na dodatek każdy z nich jest obarczony swoim własnym rodzinnym bagażem. Poznajemy więc Larrego, który za wszelką cenę chce zdobyć pracę i być może swoją kobietę; Dave’a, lekkoducha, który na każdym kroku wpada na genialny pomysł na biznes, co w rezultacie pogrąża go w długach i oddala od syna; oraz Gordona – pantoflarza, który w obawie przed żoną ukrywa, że już od sześciu miesięcy jest bezrobotny.

Nadzieję na poprawę sytuacji zaszczepia w przyjaciołach Dave, akurat on dla pieniędzy jest w stanie zrobić wszystko, nawet rozebrać się do rosołu. Pomysł striptizu, chociaż na początku wyśmiewany, zaczyna nabierać kształtów. Po wymyśleniu chwytliwej i wymownej nazwy, „ Dzikie buhaje”, zaczyna formować się zespół, do którego dołącza specyficzny gej Colin oraz młody i sprawny Mustafa, obcokrajowiec nie znający języka. W takim składzie buhaje rozpoczynają próby.

Jak się okazuje, plan, który w zamyśle wydawał się bardzo prosty – sukcesywnie rozbierać się do taktów muzyki - rodzi bardzo wiele komplikacji. Przede wszystkim na jaw wychodzą męskie kompleksy, niewiele ustępujące stereotypowym damskim problemom z własnym ciałem. Do tego trzeba dodać wątek sypialniany – striptiz to przecież widok przeznaczony jedynie dla żony. Pojawiają się też (całkiem zabawne) lęki związane z własnym „wyposażeniem”. Spektakl w bardzo obrazowy i bezpośredni sposób rozprawia się z wizerunkiem mężczyzny idealnego – pracującego, wysportowanego, traktującego kobiety z dominującej pozycji.

Ciekawie rozwiązano sytuację pokazywania nagości, która przecież stanowi główny wątek spektaklu. Bardzo sprytnie rozstawione elementy dekoracji chronią intymność aktorów, a rozbawionych widzów pozostawiają w sferze domysłów.

„Kogut w rosole” to porządna komedia, czerpiąca przede wszystkim dużo humoru sytuacyjnego, przeplatanego celnymi, ostrymi puentami. Reżyser (Marek Gierszał) nie stroni od pokazania „prawdziwej” męskiej natury, stąd na scenie wielokrotnie słychać przekleństwa i pieprzne komentarze rzucane przez przyjaciółm nad kuflem piwa. Gdzieś w tle przewijają się wątki kryzysu, zdrady, rozwodu, ale ani na moment nie dominują nad tonem komediowym. Jest śmiesznie, lekko i przyjemnie. To spektakl w sam raz na leniwy weekend.



Sonia Kaczmarczyk
Dziennik Teatralny Kraków
22 marca 2012
Spektakle
Kogut w rosole