Dobro zwycięży

Jaki jest przepis na pokonanie zła? Jedno pudełko huków i jedno pudełko szmerów. I ja w to wierzę. A jeśli ktoś ma co do tego wątpliwości, niech wybierze się na musical "Czarnoksiężnik z Krainy Oz" w Teatrze Muzycznym Capitol. Znikną w mgnieniu oka.

Powieść L. Franka Bauma przeniósł na scenę Jerzy Bielunas. Udało mu się wyreżyserować spektakl, który nie tylko pozwala uwierzyć w to, że dobro zawsze zwycięży, a wszystkie słabości można pokonać,jeśli tylko polubimy siebie samych.

W musicalu Bielunasa, podobnie jak w książce Bauma, nie brakuje czarów, barwnych postaci i autentycznych emocji. A najlepszym ich barometrem była obecna w Capitolu, złożona z kilkulatków publiczność. Krzyczała ze strachu (kiedy na telebimie pojawiła się wizualizacja Oza), podskakiwała i klaskała ( kiedy bohaterowie śpiewali piosenki Mateusza Pospieszalskiego w bałkańskim rytmie), piszczała z zachwytu z powodu mieniącej się kolorami scenografii Grzegorza Policińskiego) i machała z przejęciem do aktorów na koniec przedstawienia.

Dorotka (Aleksandra Listwan) podąża z Blaszanym Drwalem (Mikołaj Woubishet), Tchórzliwym Lwem (Maciej Maciejewski) i Strachem na Wróble (Adrian Kąca) szlakami baśniowej Krainy Oz. Dziewczynka i jej piesek Toto zostali porwani przez trąbę powietrzną z rodzinnego Kansas i chcą prosić Czarnoksiężnika o możliwość powrotu do domu. Drwalowi marzy się prawdziwe serce, Lwu odwaga, a Strachowi rozum. W trakcie podróży do Szmaragdowego Grodu bohaterowie poznają wiele baśniowych stworów, walczą z wronami czy Bezgłową (świetna Justyna Szafran) i, oczywiście, zaprzyjaźniają się.

Spektakl ogląda się znakomicie dzięki kostiumom Anny Chadaj. Szkoda tylko, że w musicalu jest tak mało muzyki. Brakuje w nim także piosenek, które można by było nucić po wyjściu z teatru. Sukcesem spektaklu jest jego formuła: akcja prowadzona jest szybko, nie brakuje zaskoczeń, a całość podana jest w pozbawiony przesadnego moralizowania sposób.



Marta Wróbel
POLSKA Gazeta Wrocławska
7 października 2010