Dobrze być czarownicą

Pod warunkiem że jest się dobrą czarownicą. Otfried Preussler rozwija tę myśl lekko, dowcipnie i bez nachalnego dydaktyzmu. Przedstawienie stara się dotrzymać mu kroku

Malutka Czarownica jest w świecie czarownic dzieckiem, no może podlotkiem. Liczy sobie zaledwie 127 lat i jest za młoda na doroczne tańce w Noc Walpurgi. Jest zaledwie pilną uczennicą i kandydatką na dorosłą wiedźmę. Ale jest też panną niesforną, bo zakrada się na zakazane tańce. Zdemaskowana, ma z wyroku głównej czarownicy przez rok ćwiczyć się w "wiedźmowej" profesji, a gdy zostanie dobrą czarownicą, być może zostanie dopuszczona do tańców.

Kruk Abraksas, jej mentor i opiekun, objaśnia, że dobra czarownica to taka, która pomaga innym. Malutka Czarownica rusza więc energicznie do spełniania dobrych uczynków. Staruszkom zbierającym chrust wyczaruje wiatr, który obłamie suche gałązki, groźnego leśniczego zmieni w miłego i uczynnego człowieka, papierowym kwiatom doda zapachu, by sprzedająca je biedna dziewczyna coś zarobiła, ciężki los biednego konia pociągowego uczyni znośniejszym. Aż się okaże, że źle zrozumiała, co to znaczy być dobrą czarownicą. Dobra czarownica według dorosłych wiedźm to nie taka, która pomaga, ale taka, która czyni zło. Ale że Malutka Czarownica jest osobą krnąbrną - i przyzwoitą - wszystko kończy się dobrze.

W spektaklu Lecha Wrońskiego tytułowa bohaterka (Iwona Olszewska) jako jedyna nie nosi maski ani nie jest wielką lalką. To miła, żywiołowa, roztańczona, uśmiechnięta dziewczyna, której czarowanie-pomaganie sprawia przyjemność. Udał się też lalkowy (głos i ruchy - Lech Walicki) kruk Abraksas, który wygląda trochę jak ptasi Dottore z commedii dell\'arte - w dostojnej czerni, z siwymi włosami, nosem-dziobem i w białych kamaszkach na łapkach. Trochę zrzędliwy, trochę wystraszony nadaktywnością swojej wychowanki, ale mądry i poczciwy.

Spektakl toczy się sprawnie, sporo jest scen i postaci dowcipnych i zabawnych - choćby znękany, ale i pogodzony z losem koń gnębiony przez woźnicę czy piecyk do pieczenia kasztanów, podskakujący tanecznie na zziębłych stopach i rytmicznie kichający. Ale scenografia jako całość nie jest atrakcyjna - ciężka, ciemna i niezbyt pomysłowa. Wielkie lalki czarownic są konwencjonalnie paskudne - haczykowate albo spłaszczone nosy, brodawki, złe miny. Sprzedawcy na targu wyglądają jak chodzące stragany - ten od owoców nawet maskę ma owocową, ten od naczyń - talerz na głowie. I choć wciąż nawołują do kupowania, jakoś nie widać klientów. I nikt za nic nie płaci, nawet kwiaciarce, której zaczarowane kwiaty sprzedają się natychmiast. A przecież zwierzała się płaczliwie Malutkiej Czarownicy, że musi przynieść pieniądze mamie.

Malutkie czarownice na widowni chyba były zadowolone z przedstawienia - kilka nawet ruszyło w finale do tańców.

Teatr Groteska. Otfried Preussler "Malutka Czarownica". Reżyseria - Lech Wroński, adaptacja - Barbara Cieślak, scenografia - Jan Polewka, muzyka - Ewa Kornecka, choreografia - Kazimierz Knol. Premiera 30 stycznia 2010 r.



Joanna Targoń
Wyborcza Kraków
2 lutego 2010
Spektakle
Malutka czarownica