Dogonić legendę

W którym miejscu w życiu Kaliny Jędrusik kończyła się kreacja, a rozpoczynała prawdziwa opowieść? Więcej w nim plotek, anegdot, mitów czy faktów? Choć od śmierci aktorki minęło 25 lat, nadal nie tak łatwo odpowiedzieć na te pytania. Jędrusik wciąż się wymyka. Odważną próbę zgłębienia jej biografii podjęła w Teatrze Nowym Anna Mierzwa. Poszukując w historii ikony polskiego kina uniwersalnych treści.

Wydaje się, że to rola idealnie skrojona dla Anny Mierzwy. Bo tylko aktorka nie dająca się łatwo zaszufladkować, wciąż otwarta na nowe wyzwania, świetnie czująca się zarówno w roli Kuli w spektaklu dla najmłodszych, jaki i w kolejnym wcieleniu Elvisa Presleya, obdarzona mocnym, wielobarwnym głosem, talentem kabaretowym i oryginalną urodą, może wziąć na warsztat postać tak niejednoznaczną i żonglującą wcielaniami jak Kalina Jędrusik.

To spotkanie obarczone było jednak dużym ryzykiem. W końcu to rzecz o "tej" Kalinie Jędrusik: "Niech mówią - kochała życie, muzykę, mężczyzn. Niech się mnie boją, niech mnie podziwiają, nienawidzą, ale niech nikt o mnie nie powie: była taka przeciętna" - te słowa aktorki zostały przypomniane w programie spektaklu. Wszystko zatem jasne. Opowieść o Kalinie Jędrusik musi być "jakaś", zdecydowanie więcej niż "jakaś", musi być "ponadprzeciętna". Anna Mierzwa rozpoczyna ją od szlagieru "Bo we mnie jest seks" - żeby nie było najmniejszych wątpliwości o kim jest ten spektakl. Potem jest już zdecydowanie mniej oczywistości.

Tylko nie "żadna"

Chciała stać na jednej półce obok Marilyn Monroe. Szukała swojego miejsca w kinie i teatrze, wciąż czekając na tę jedną rolę. Lubiła prowokować, szokować, choć na "największą seksbombę PRL- u" podobno bardziej kreował ją mąż, Stanisław Dygat, niż wynikało to z jej faktycznych predyspozycji. Ponad wszystko nie chciała być "żadna", "nijaka", "przeciętna". Chciała, by ją zapamiętano.

Jej biografia, przypominana przy różnych okazjach, to ciąg niekończących się anegdot, w których swoje role grają i Zbigniew Cybulski, i Jeremi Przybora, i Daniel Olbrychski... Spektakl Mierzwy też uszyty jest z anegdot: a to przemawia z ekranu towarzysz Wiesław, który ponoć kazał usunąć Jędrusik z telewizji za epatowanie krzyżykiem na głębokim dekolcie, a to słuchamy monologów, wyjętych żywcem z filmów Stanisława Barei, a to poznajemy sekrety bezpruderyjnej alkowy Dygatów. Kabaretowy talent Mierzwy daje tu mocno znać o sobie. A publiczność śmieje się coraz odważniej.

Drugi spektakl

Ale kabaretowe szarże co jakiś czas zatrzymuje gorzki monolog. Wtedy staje przed nami nie kobieta-wamp, kobieta-symbol seksu, a kobieta nieszczęśliwa, niespełniona, ofiara własnej legendy. W tych momentach udaje się twórcom spektaklu oderwać nas na moment od biografii "polskiej Marilyn" i przenieść historię Kaliny Jędrusik w bardziej uniwersalny wymiar. W chwili zdjęcia czarnej peruki, odklejenia sztucznych rzęs, Anna Mierzwa zaczyna grać drugi spektakl. Szkoda, że wydaje się on jakby nie poprowadzony do końca.

Muzyka w spektaklu także pozwala przypuszczać, że nie o przeczytanie na scenie biografii Kaliny Jędrusik chodziło twórcom. Jej największe przeboje brzmią w spektaklu Mierzwy inaczej. Przearanżowane przez Krzysztofa Nowikowa, a wykonywane na żywo przez skład: gitara/perkusja/gitara basowa/instrumenty klawiszowe transportują historię w czasy współczesne. I tam ją zatrzymują.



Sylwia Klimek
kulturapoznan.pl
2 listopada 2016
Spektakle
Kalina