Don Kichot trzyma się świetnie

Don Kichot trzyma się świetnie, mimo ponad 400 lat "na karku". Będąc tematem wdzięcznym tak dla filozofów, reżyserów teatralnych jak i zwykłych marzycieli (choć czasami jednych od drugich ciężko odróżnić) powraca tym razem na scenę Teatru Groteska w Krakowie.

„Don Kichote” w reżyserii Bogdana Cioska to przede wszystkim opowieść o bohaterze oderwanym od otaczającej go rzeczywistości, który jednak bardziej niż szaleniec jawi nam się jako człowiek wolny, nie ograniczony żadnymi narzuconymi konwenansami. By uwydatnić odmienność jego charakteru, Ciosek kontrastuje go ze swoim najbliższym druhem. Sancho Pansa to postać z zupełnie odmiennego świata. Mocno stąpający po ziemi, w pełni realistyczny, znacznie poważniejszy – pozostaje mimo to oddanym i pomocnym przyjacielem. Ciężko nazwać go jednak współtowarzyszem podróży, bo do tych właściwie nie dochodzi – i to kolejna cecha wyróżniająca krakowską inscenizację. 

Scenografia Jacka Zagajewskiego wraz ze współgrającą reżyserską wizją tworzy bardzo charakterystyczną atmosferę spektaklu. Motywem przewodnim jest księga. Przypominająca wielkie wrota, jest symbolem wkraczania w inny wymiar wyobraźni – pozbawiony codzienności, przepełniony baśniową magią, nierealnością i małym szaleństwem. Sama postać Don Kichota, grana zresztą bardzo udanie przez Franciszka Mułę, to starszy jegomość, który otwierając raz za razem zakurzone tomisko, przeżywa znane wszystkim przygody. Najbardziej zapada w pamięć słynna scena z wiatrakami, której zabraknąć oczywiście nie mogło. Wiatrak, wiatraczek raczej, nazwany przez Don Kichota „olbrzymem”, to miniaturowa wycinanka schowana w książce. Lancą staje się ołówek w ręce szlachcica. W pierwszej chwili sytuacja ta bawi, po chwili jednak zwraca uwagę na siłę pełnych polotu ludzkich imaginacji. Wszystko dzieje się w naszej – i bohatera – wyobraźni, czyniąc z niej jeden z głównych tematów sztuki. Efekt otwierania książki i przekraczania ciasnych ram codzienności i realizmu wzmocniony jest przez zmianę muzyki i światła.

Jak zawsze w Grotesce nie mogło zabraknąć lalek – tym razem są to zazwyczaj miniaturowe postaci, pojawiające się na biurku bohatera. Znowu jest to pewnego rodzaju gra wyobraźni, z drugiej zaś strony wprowadzają one na scenę dużo humoru i zabawy. Ich wykonanie – co na szczęście równie typowe – nie odbiega od wysokich standardów, jakie narzuca sobie teatr.

Stale przeplatające się poezja i proza w „Don Kichocie” tworzą ciekawą historię o wyobraźni i jej granicach, którą… ciężko sobie wyobrazić. Dlatego tym bardziej warto odwiedzić krakowska scenę, zanurzyć się w nierealności i samemu na chwilę stać się wyzwolonym Don Kichotem...



Michał Myrek
Dziennik Teatralny Kraków
21 czerwca 2010
Spektakle
Don Kichote