Donatella Versace mówi, że feminizm jest martwy

We włoskich odpowiednikach "Pudelka" sześć lat temu królował artykuł, w którym Donatella Versace ogłaszała śmierć feminizmu. Zabawnie brzmią jej słowa w kontekście rewolucji wywołanej akcją #metoo, a zwłaszcza kiedy w ciuchach Versace aktorzy Wrocławskiego Teatru Współczesnego grają w spektaklu, który można uznać za jeden z najsilniejszych głosów feminizmu w polskim teatrze.

Rodzima krytyka budowała własną opowieść o tetralogii neapolitańskiej Eleny Ferrante na przekór pełnym fascynacji wypowiedziom Zadie Smith czy Jamesa Wooda. Kinga Dunin opisywała serię jako płytę ze starymi hitami drugiej fali feminizmu. We wrocławskiej "Genialnej przyjaciółce" Weronika Szczawińska zakłada odmiennie, że kobiece doświadczenia przeniesione do sfery publicznej w latach 70. (przemoc seksualna, niechęć do posiadania dzieci, nieoczywista miłość macierzyńska) nadal powinny być przedmiotem rozmowy. Nie odbyliśmy jej jeszcze z dostateczną uwagą. Reżyserka przygląda się prozie Ferrante przez pryzmat doświadczeń współczesnych feministek z precyzją, wrażliwością społeczną i ogromnym poczuciem humoru.

Najpierw trzeba wyjaśnić, kto jest kim. Chór aktorów z plotkarską gorliwością przywołuje poplątane zdarzenia, relacje rodzinne i miłosne, które przypominają scenariusz opery mydlanej. W programie spektaklu można znaleźć podobny przewodnik po postaciach i wątkach stylizowany na suplement do kolejnych części tetralogii. Ferrante bawi się konwencją powieści formacyjnej, filtrując przez kobiecą perspektywę chwyty znane z męskich historii o kształtowaniu się artysty. Dramaturgiczny duet Szczawińskiej i Piotra Wawra jr podejmuje tę grę, dystansując się od holistycznej narracji powieści już w pierwszej scenie. Budują przedstawienie z wątków dotyczących aspiracji klasowych, macierzyństwa, seksualności i dojrzewania artystki, które wzajemnie rzucają na siebie światło. Zasada swobodnych skojarzeń rządzi niechronologiczną strukturą spektaklu na wzór sposobu działania pamięci Eleny Greco (Anna Kieca), narratorki "Genialnej przyjaciółki".

Radykalne rozróżnienie między kobiecością i męskością obecne w powieściach Ferrante zostaje przefiltrowane przez strategie trzeciej fali feminizmu. Unikalnie kobiecym doświadczeniom pierwszej miesiączki, wstrętu do rosnących piersi i macierzyństwa towarzyszą performanse tożsamościowe, w których płeć jest sprawą płynną. Paulina Wosik wciela się we włoskiego macho, a Mariusz Bąkowski w bokserkach Versace gra queerowo przegiętego bohatera. Wykonywane z wystudiowaną, dowcipną przesadą gesty podważają i przesuwają role społeczne przypisane do poszczególnych płci. Role w przedstawieniu też nie są dane na stałe: aktorzy porzucają postaci, wskakując w kolejne kreacje. Kieca jako Elena Greco i Lili Cerullo (funkcjonujące jak dwa aspekty jednej postaci) tworzy chwiejną kobiecą figurę przymierzającą się do społecznych oczekiwań.

Scenografia debiutującego w teatrze Karola Radziszewskiego nawiązuje do włoskiego dizajnu lat 50. i projektów grupy Memphis. Aktorzy grają między ławami, poduszkami i krzesłami barowymi przeznaczonymi dla publiczności, zwracając się do niej bezpośrednio. Przestrzeń łudzi obietnicą intymności, biografizmu i wtajemniczenia w opowieść, chociaż w postmodernistycznym saloniku tylko ten może poczuć się jak w domu, kogo stać na taki wystrój. Im wygodniej widzowi na dizajnerskiej pufie, tym bardziej czuje się wyobcowany siedząc w samym środku wystawki z życiem włoskich mieszczuchów. Dizajn i ciuchy Versace reprezentują aspiracje klasowe Eleny, które za sprawą niejasnej tęsknoty przywołanej przez scenografię stają się udziałem publiczności.

Konfesyjne sceny opowiadające o kobiecych wstydach, seksualności i przemocy brzmią wiarygodnie, bo Elena, pochodząca z neapolitańskich peryferii, jest obca w tej przestrzeni w takim samym stopniu co widzowie. Za pomocą scenografii między publicznością i bohaterką budowana jest osobista relacja, wciąż na nowo i dowcipnie podważana przez Szczawińską. Przy zgaszonym świetle Lena wspomina pierwsze doświadczenia erotyczne, a niedługo potem prosi jednego z widzów o przeczytanie fragmentu książki Ferrante opisującego akt seksualny. Właściwa opowieść znajduje się pomiędzy zwierzeniem a zmyśleniem. Reżyserka prowadzi grę z pozorną konfesyjnością prozy Ferrante. Zatarcie granicy między narratorką a autorką jest częścią literackiej zabawy, szczególnie gdy nieznana tożsamość pisarki daje mediom nieograniczone pole to spekulacji.

Wrocławskie przedstawienie to świeży głos na temat twórczości Ferrante, która w Polsce doczekała się recepcji skoncentrowanej w większym stopniu na zagadkowej tożsamości autorki niż samej literaturze. Koncepcja graficzna okładek jej książek odsyła lekceważąco do działu z romansami. Nawet entuzjastycznym odczytaniom towarzyszy paternalistyczny język. (Krzysztof Cieślik chwalił, że pisarka co prawda uzyskała "głębię psychologiczną", ale nie dorównuje stylem wielkim mężczyznom piszącym o kobietach - Tołstojowi, Jamesowi i Flaubertowi.) Scena spotkania autorskiego jest satyrycznym komentarzem do wrzawy wokół poczytnej twórczości pisarki, o której jedni mówią z protekcjonalną aprobatą albo bezmyślnością ("brawo, jakie to odważne!"), a inni pogardliwie odkładają na półkę z "literaturą kobiecą".

W intymnej opowieści głos zabierają też mężczyźni - stateczny Jerzy Senator odsłania poły szlafroka, problematyzując wstyd przed starzejącym się męskim ciałem. Traumatyczne doświadczenia kobiet stają się wspólną sprawą, kiedy aktorki i aktorzy w narastającym rytmie opowiadają o fizycznym upokarzaniu bohaterek, klaszcząc w dłonie przy każdym wymierzonym policzku. Twórcy wypracowują przestrzeń wspólnych doświadczeń i wzajemnego zrozumienia różnic.

Szczawińska mówi o przemocy empatycznie, ale bez czułostkowości i resentymentu. Nie odwołuje się do abstrakcyjnych haseł. Operuje na konkretnych historiach zapośredniczonych teatralnym skrótem. Ta strategia przywodzi na myśl etykę relacyjną opisaną przez amerykańską feministkę Carol Gilligan, w której komunikatywna wrażliwość i szacunek zastępują abstrakcyjne reguły moralne. W "Genialnej przyjaciółce" twórcy wypracowali język uruchamiający w widzach Gilliganowską uważność na innych.



Anna Majewska
e-teatr.pl
26 lutego 2018