Dostojewski z ducha Camusa

W październiku 2006 Jacek Wakar pisał w piątkowym dodatku do "Dziennika": "Dla ludzi teatru Dostojewski jest jak szczyt wysokiej, oblodzonej góry. Taki Mount Everest - piekielnie niebezpieczny, acz pociągający. Dlatego raz po raz decydują się na te karkołomne wyprawy. A potem bardzo często pozostaje tylko lizanie ran po upadku".

Z „Idiotą” przegrał Grzegorz Jarzyna (Mikołaj Warianow), wygrali – Barbara Sass i Krzysztof Babicki. Rudolf Zioło zrobił z „Biesów” „potworny, czterogodzinny bryk”, lubelski reżyser z kolei „odmalował na scenie szaleństwo pogrążającego się w chaosie świata”. Wzorcem metra z Sevres wciąż pozostają krakowskie spektakle Andrzeja Wajdy. Sass nie udała się „Zbrodnia i kara”. A Babickiemu? Zdecydowanie tak. 

W katowickim spektaklu na plan pierwszy wysuwa się metafizyka. Pijany Marmieładow krzyczy, by go ukrzyżować, Matka w liście pyta Raskolnikowa, czy się modli, Porfiry z kolei chce się dowiedzieć, czy student wierzy we wskrzeszenie Łazarza. Sam Rodion w rozmowie z Sonią mówi, że już dawno nie czytał Ewangelii i nie pamięta, kiedy ostatni raz był w cerkwi. Przedrzeźnia dziewczynę, mówiącą, że Ukrzyżowany nie dopuści, by jej siostrzyczki poszły w jej ślady, głośno, na granicy krzyku pyta „A co, jeśli Jego nie ma?”, by w końcu cisnąć Pismem Świętym o ziemię. W końcowym monologu stwierdza, że jest niewierzący, ale tylko Bóg wie, dlaczego tak jest. Skoro tyle mówi się o Stwórcy, musi pojawić się również Diabeł. W przedstawieniu rolę tę spełnia Swidrygajłow – kiedy przedstawia się Raskolnikowowi jako „sąsiad zza ściany”, przypuszczamy, że nie chodzi jedynie o realną sytuację mieszkania obok. Wszelkie wątpliwości rozwiewa scena, kiedy adorator Duni pojawia się nagle w lustrze.  

Po raz kolejny Krzysztof Babicki współpracuje z Barbarą Wołosiuk, Markiem Braunem i Markiem Kuczyńskim. Słyszymy więc znaną już m.in. z „Panny Julii” niepokojącą, podbarwioną elektroniką muzykę, pojawia się również nowy element – chóry, kojarzące się z cerkiewnymi śpiewami. W głębi sceny oglądamy mieszkanie Lichwiarki i pokoik Sonii. Pojawiające się w razie potrzeby stół i kilka krzeseł tworzą kolejne przestrzenie – szynk, miejsce pracy Porfirego, mieszkanie Marmieładowów, norę Raskolnikowa. Ciekawie rozwiązano scenę czytania listu od Matki, znakomicie posłużono się rekwizytem – fotelem bujanym.  

Kiedy ogląda się na stronie Śląskiego zdjęcia z prób, trudno rozpoznać w Sonii tę ładną dziewczynę, która występuje w „Mateczce”. Za sprawą charakteryzacji i kostiumu bohaterka Małgorzaty Daniłow to kobieta, postarzona wskutek trybu życia o jakieś dziesięć lat. Zupełnie inaczej wygląda to z perspektywy drugiego balkonu. Sonia w scenie z Klientem, Porucznikiem i Raskolnikowem wygląda jak nastolatka, wciśnięta na siłę w strój prostytutki. Rozmazana czerwona szminka, ogromny dekolt, w kolejnych scenach - zbyt duży sweter – aktorka nie ma oporów przed zagraniem osoby nieatrakcyjnej, nie zastanawia się, czy grymas na twarzy sprawi, że przestanie być ładna. Zapadające w pamięć kwestie wygłasza Grzegorz Przybył jako Swidrygajłow, rozmyślający o wieczności – izbie z pająkami i wspominający – niczym sędzia-pokutnik z „Upadku” Camusa – o rozpuście. Również Marmieładow (Adam Baumann), który opowiada, jak to Zbawiciel wybaczy nawet pijakom, to przecież Jean Baptiste – Clamence, mówiący o „Sprawiedliwych sędziach” i sam czujący się Bogiem. Porfiry Wiesława Sławika to początkowo jedynie wesoły, starszy pan, bez przerwy rozprawiający o „mieszkanku”, „przykładziku” i „idejce”. Podobnie, jak radca Behrens w „Czarodziejskiej górze”, przykrywa własną melancholię maską wesołka. Jemu już nic nie pomoże („Jestem człowiekiem skończonym”), ale dla Raskolnikowa jest jeszcze nadzieja. W pewnym momencie zirytowany Porfiry krzyczy studentowi prosto w twarz: „Nie widzisz, że chcę ci pomóc?”. Temu śledczemu przyszpilenie Raskolnikowa słowami „Pan zabił!” wcale nie sprawia satysfakcji. Marek Rachoń jest przezabawny jako zakochany w Duni Razumichin. Z kolei Katarzyna (Violetta Smolińska) autentycznie wstrząsa, gdy mówi o mężu: „Dobrze, że zdechł”. Porucznik Andrzeja Dopierały okazuje się być równie ohydny jak ci, których codziennie aresztuje. Nie tylko nie ratuje Sonii przed jednym z jej klientów, ale sam by chętnie skorzystał z jej usług. W spektaklu Babickiego Lichwiarka (Ewa Leśniak) to złośliwa wiedźma, zasługująca na cios siekierą. Podobnie, jak Anastazja (Alina Chechelska), naśmiewająca się z wykształcenia Raskolnikowa. Mikołka (Zbigniew Wróbel) z błogim uśmiechem na twarzy przyznaje się do zabicia Lichwiarki, aktor gra również m.in. mężczyznę w szynku. Raskolnikow Macieja Wiznera bywa zirytowany (ponagla Porfirego, by wyłuszczył w końcu swoją „idejkę”), odrażający (siedząc na łóżku Sonii z ręką między nogami, rzuca dziewczynie „Podejmuj gościa!”), ale i dumny (mówi Porucznikowi, że jest studentem i nie pozwoli na siebie krzyczeć). Nie żałuje tego, co zrobił. Mówi, że chodzi o formę – zabójstwo siekierą jest nieestetyczne, gdy tymczasem tych, którzy w trakcie wojen zabijają pociskami, się nagradza. Spektakl Babickiego zostawia widza z wieloma pytaniami, ale nad tym jednym warto się po wyjściu z teatru zastanowić szczególnie.



Tomasz Klauza
Dziennik Teatralny Katowice
1 czerwca 2009
Spektakle
Zbrodnia i kara