Dramat uczuć i wyobrażeń

Sztuka "Od -18 stopni w Białymstoku do -7 stopni w Trójmieście" to historia młodej, nieco zagubionej dziewczyny, która na siłę próbuje uciec od miejsc i ludzi znanych i pozornie bezpiecznych. Daje się wciągnąć przez nieznajomego mężczyznę, który wiedzie "życie bogate w czynności i ubogie w sens" w "grę na zapoznanie". Do końca nie wiadomo co jest prawdą, a co wyobrażeniem bohaterki. Teraźniejszość zderza się ze wspomnieniami z dzieciństwa, własne myśli ze słowami matki. Życie bohaterki opiera się po debiutancki tekst białostoczanki Anny Pawłowicz. Z trójką aktorów i muzyków stworzył depresyjny spektakl o toksycznych relacjach z matką, potrzebą oderwania się od przeszłości i miasta.

Całość wypadła dość pretensjonalnie i nierówno.

na toksycznych relacjach. Kolejny raz próbuje wyjechać z rodzinnego miasta, oderwać się od codzienności, odciąć od nadgorliwej matki, od której dostaje dużą dawkę miłość. Za dużą. Na scenie pojawiają się Krzysztof Koła i Paweł Rutkowski. Ich bohaterowie wywołują w głównej bohaterce różne emocje, powodują, że się otwiera.

Chciałoby się powiedzieć: Ale to już było. Nawet na tej samej scenie, konkretnie w sztuce "Błazenada", na dodatek w podobnej obsadzie. Agnieszka Findysz, uzdolniona młoda aktorka, świetnie oddaje swoją rozedrganą emocjonalnie, samotną i nieszczęśliwą 21-latkę. Tyle że robi to dokładnie w ten sam sposób co w ostatniej sztuce Dulkowskiego.

Nadmiar nerwowych gestów, przeintelektualizowanych, pseu-dopoetyckich fraz irytuje. Trochę tu prześmiewczych, ale trafnych spostrzeżeń o facebookowej rzeczywistości czy wartościach, którymi kieruje się młode pokolenie. Do tego sceny kipiące negatywnymi emocjami. Nagromadzenie wyzwisk i krzyków sprawia, że widz zupełnie wyłącza się i znie-

czula na tę depresyjną opowieści. Wulgaryzmy niepotrzebnie wykoślawiają sztukę, zamiast dodawać jej ekspresji i znaczenia. Tego typu ciężkie tematy czasem warto przełamać jakąś lekkością.

Tekst Anny Pawłowicz jest debiutem scenicznym, powstał jako efekt warsztatów dla młodych twórców teatralnych, dlatego na tę nierówność stylistyczną można przymknąć oko.

Jednak prócz silnego grania na emocjach z najnowszej sztuki TrzyRzecza nic nie wynika. Dużym atutem spektaklu jest muzyka, którą na żywo wykonuje trio Natasza Topor, Krzysztof Ustasz i Zbigniew Rusiłowicz. Ich nieco mroczne melodie dodają klimatu, ciekawie ilustrują emocje i relacje bohaterów.



Anna Kopeć
Kurier Poranny
31 stycznia 2014