Dramaturgiczna "przekrętka"

Z Jarosławem Jakubowskim o "Generale" w IMCE rozmawia Wiesław Kowalski

Rzadko się zdarza dzisiaj, by prapremierowy spektakl oparty na tekście młodego dramaturga przyniósł taką lawinę opinii i recenzenckich omówień, co „Generał”, wyreżyserowany przez Marka Kalitę i Aleksandrę Popławską w Teatrze Imka. W czym upatrujesz, jako autor tego dramatu, tak duże zainteresowanie mediów tym spektaklem? Czy tylko w tym, że odnosi się on do naszej zbiorowej podświadomości, narodowej tradycji i wciąż żywej historii?

Polska widownia czeka na teatr mówiący poważnie o polskiej polityce, historii, polskiej rzeczywistości. Może jest już zmęczona powtarzaniem w kółko Macieju tych samych ogranych motywów z wyssanym z mlekiem matki polskim antysemityzmem, obskurantyzmem i katolicyzmem, który koniecznie musi być ciemnogrodzki. Sam, jako widz, czuję znużenie tą problematyką, to znaczy mam wrażenie, że jej obecność wynika bardziej z kalkulacji twórców niż z autentycznej potrzeby społecznej. Ciekawiło mnie dlaczego takim powodzeniem cieszyła się "Norymberga" Wojciecha Tomczyka, poruszająca temat odpowiedzialności ludzi , budujących w Polsce komunizm. Po namyśle stwierdziłem, że sztuka zastępuje realną dyskusję, realne rozliczenia. Co nie powinno mieć właściwie miejsca, bo sztuka nie jest wymiarem sprawiedliwości. Ale wobec braku poważnego rozliczenia komunizmu w Polsce to sztuka, głównie teatr, ale też kino, wzięły na siebie ciężar rozprawienia się z tamtym systemem. W "Generale" chciałem pokazać tę polską przeklętą dwoistość: konieczność sądu idzie w parze z niemożliwością sądu. Chyba trafiłem w oczekiwania społeczne, bo zarówno tekst sztuki , jak i spektakl na jej podstawie, wywołały rzeczywiście "lawinę".

Wiem, że Tobie jako dramaturgowi niezręcznie jest oceniać wartość warszawskiego przedstawienia, dlatego zapytam, co czujesz, kiedy słyszysz rozprawiających o „Generale” krytyków sztuki w TVP Kultura? I czy takie dyskusje dotykają sedna tego, co dla Ciebie jest w tym dramacie najważniejsze?

W dyskusjach, które do tej pory śledziłem, uderzył mnie podział na "starych" i "młodych". Starym nie podoba się to, co doceniają w spektaklu młodzi, to jest odejście od rozliczenia Generała i jego ekipy na rzecz ukazania dramatu człowieka zamkniętego w pudełku przeszłości, z którego nie ma wyjścia. Widać też, że spektakl odbierany jest przez pryzmat podziałów politycznych. Pokazały to dwie symptomatyczne recenzje, w "Gazecie Wyborczej" i tygodniku "Nie". Obie biorą w obronę prawdziwego Jaruzelskiego przed moim Generałem i obie napisane są na zasadzie: ten spektakl miał być o tym i o tym, ale niestety powstał spektakl o czym innym. To ciekawe, że recenzentki wiedzą lepiej o czym miał być spektakl i na tym budują swoje teksty zamiast na tym, co zobaczyły na scenie. To zresztą ciekawa metoda, dzięki której można zdyskredytować właściwie dowolne dzieło. Wystarczy napisać, że jest nie tym, czym miało być. Na szczęście w tej dyskusji przeważają recenzje odnoszące się do faktów, a nie wyobrażeń autorów recenzji. To prawda, debiutujący na dużej scenie dramatopisarz nie mógłby wymarzyć sobie lepszego rezonansu.

Myślę, że istoty tego, co w Twoim tekście jest najważniejsze, dotyka Jacek Sieradzki pisząc w „Przekroju”: „Jarosław Jakubowski napisał rzecz nieczęstą w polskiej dramaturgii - groteskowo-złośliwe studium obsesji. Studium, można rzec, bernhardowskie (…). Niegdyś wszechwładny wielkorządca znanego nam kraju, dziś zamknięty w willi, wokół której krążą demonstranci, przygwożdżony procesem sądowym, żyje tym, co wyrzuci z siebie w spazmatycznych monologach. Międli w kółko tyrady obrończe, parska na świat, który mu się znarowił, tyranizuje, kogo się da. Męczy i tumani, upajając się wystudiowaną pozą uciśnionej niewinności i nienagannego dżentelmena. Sztuczny i żałosny, godzien litości i pogardy, niewolnik i pan własnych fantazmatów”.

Jacek Sieradzki ładnie oddał to, o co mi chodziło. Cóż mogę dodać? Bernhard chyba się nie obrazi (gdziekolwiek teraz jest), gdy powiem że "Generał" wziął się z fascynacji jego frazą. Bo właśnie fraza jest chyba w tej sztuce najważniejsza. To tekst bardzo literacki, czego mam świadomość i dlatego piekielnie trudny w przeniesieniu na scenę.

Jednocześnie redaktor naczelny „Dialogu”, podobnie jak Zdzisław Pietrasik w „Polityce”, wskazują na to, że para reżyserów rezygnując z zapisanej w tekście pointy i tym samym zmieniając konstrukcję dramatu, nie dała szansy „na syntezę i spojrzenie powyżej personalnych aluzji”. Taka opinia, mogłaby by być przyczynkiem do rozmowy na temat tego, jak dalece reżyser ma prawo dzisiaj ingerować w tekst, który wystawia w teatrze. Co Ty o tym myślisz?

No to powiedzmy o co chodziło w tej poincie: Generałowa i towarzysze broni Generała okazują się uczestnikami mistyfikacji mającej w Generale zbudować przekonanie, że wkrótce zostanie on osądzony. Prawda zaś jest taka, że żadnego procesu już nie ma, sprawa została umorzona, a "wyrok" na Generale jest grą, komedią. Ta dramaturgiczna "przekrętka" stanowi o atrakcyjności tekstu. Czy również o atrakcyjności przedstawienia? Reżyserzy dokonali skrótu, wycinając fragment wyjaśniający o co chodzi z tym rzekomym procesem. W końcowej części, co można sprawdzić w tekście drukowanym w "Dialogu" nr 12/2010, następuje zagęszczenie sytuacji o bardzo wysokim ładunku emocjonalnym, m.in. próba samobójcza Generała. Po poprzedzającej je scenie ze strzelaniem ślepakami mogłoby to stanowić problem do przełknięcia dla widza. Ostatnia scena spektaklu - porównywana do "Ostatniej taśmy Krappa" - w której Generał odsłuchuje ten sam fragment swoich wspomnień, odnoszący się do możliwości przystąpienia do solidarnościowego zrywu, w moim przekonaniu "ratuje" pointę. Jedno, czego mi żal, że wypadło ze spektaklu, to ładna scena "piety" Generałowej i Generała. Czy można pogodzić wizję autora z wizją reżyserską? Pewnie można, pod warunkiem, że autor reżyseruje, ale i to nie zawsze. Rzecz bowiem dotyczy dwóch różnych płaszczyzn: tekstu i inscenizacji.

Aleksandra Popławska już przed premierą mówiła: ” Nie interesuje nas rekonstrukcja osobowości prawdziwego Jaruzelskiego, odtworzenie jego motywacji psychologicznych. Robimy krok w stronę uniwersalizacji bohatera, szukamy w nim typowych cech polityka i dyktatora, bo nie chcemy odnosić się do faktów znanych z konkretnej rzeczywistości”. Tymczasem dla Ciebie chyba model psychologiczny nie był do końca bez znaczenia?

Powiem krótko: wizja Aleksandry Popławskiej i Marka Kality przemawia do mnie, bo jest konsekwentna formalnie i myślowo. Może zresztą dobrze tej sztuce zrobiło pójście w kierunku uniwersalizacji? Poza tym, mam nadzieję, że inscenizacja "Generała" w Teatrze Imka nie będzie jedyną. Czas już zerwać z fatalnym obyczajem, że nowe polskie dramaty mają tylko jedną prapremierę. Dyskusja nad "Generałem" pokazuje, że jest potrzeba innych spojrzeń reżyserskich na ten tekst.

Jedno jest pewne – przedstawienie w Imce nie chce być seansem publicystyczno-historycznym. Nie chce ani oceniać, ani oskarżać. Dlatego wykorzystuje elementy konwencji snu, bliskie poetyce filmów Davida Lyncha. To dla kogoś kto, tak jak ja, jeszcze tego spektaklu nie oglądał bardzo ciekawa perspektywa.

Chciałbym powiedzieć jeszcze coś: Marek Kalita i Małgorzata Maślanka stworzyli w tym spektaklu prawdziwe kreacje. Na brawa zasługuje cały zespół aktorski: Natalia Kalita, Janusz Chabior, Krzysztof Ogłoza i Robert Wabich. Podziękowania należą się też autorowi muzyki Jackowi Grudniowi i scenografii Katarzynie Adamczyk. No i Tomkowi Karolakowi, który zechciał dać szansę mojemu "Generałowi".



Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
21 maja 2011
Spektakle
Generał
Portrety
Paweł Sala