Droga do szczęścia lekkomyślnej siostry

- Perzyński stworzył postać, która wyprzedzała swoje czasy. Maria nie podjęła się roli bycia matką. Kobieta, która zostawia roczne dziecko i wyjeżdża... to nawet dziś brzmi szalenie odważnie - mówi Agnieszka Glińska.

W Teatrze Narodowym na Scenie przy Wierzbowej trwają ostatnie próby przed sobotnią premierą "Lekkomyślnej siostry" Włodzimierza Perzyńskiego. Spektakl reżyseruje Agnieszka Glińska, którą zobaczymy też na scenie. Zagra Marię - tytułową lekkomyślną siostrę.

Rozmowa z Agnieszką Glińską

Dorota Wyżyńska: Kiedy teraz przed premierą czytałam na nowo "Lekkomyślną siostrę", pomyślałam o dwóch filmach, które są obecnie na ekranach. O "Ile waży koń trojański" Juliusza Machulskiego, w którym bohaterka, cofając się w czasie zaledwie o kilkanaście lat, zauważa, jak bardzo zmieniło się myślenie o kobiecie - otoczenia, ale też kobiety samej o sobie. I o "Happy-Go-Lucky" Mike\'a Leigh. Poppy jak Maria z "Lekkomyślnej siostry" - z perspektywy otoczenia - to taka dziwna kobieta, która kieruje się emocjami...

Agnieszka Glińska: To prawda. W "Happy-Go-Lucky" jest nawet scena jak z Perzyńskiego, kiedy Poppy odwiedza swoją siostrę, która przykładnym życiem stara się dostosować do oczekiwań społecznych. Kilka dni temu oglądałam "Drogę do szczęścia" Sama Mendesa. To też film o tym, że kobieta ze swoim potencjałem emocjonalnym, intelektualnym nie mieści się w roli społecznej, która zostaje jej wyznaczona. Rozsadza świat wokół. U Perzyńskiego kilkakrotnie pojawia się zdanie, że "porządna kobieta potrafi się zmusić do miłości", albo że "porządna kobieta, jak kocha, to wszystko przecierpi". Odgórnie wyznaczona społecznie rola kobiety. Ostatnio przeglądałam stare numery "Wysokich Obcasów" i uderzyło mnie, jak często w listach od czytelniczek powracał ten problem.

Ale mimo świadomości, którą dziś mamy, nawet w domach, w których czyta się co tydzień "Wysokie Obcasy", możemy śmiało wyobrazić sobie sytuację jak z "Lekkomyślnej siostry". Że jedna kobieta jest wyklęta przez rodzinę, bo zostawiła męża i dziecko, idąc za głosem serca. A druga "uczciwa", bo ukrywa swój romans.

- Bo to jest nasza Polska. Ta sztuka jest korzeniami wrośnięta w naszą mentalność. Są kobiety, które nie chcą zmieniać świata, inne uważają, że im nie wolno. Niektóre bezmyślnie powtarzają rolę, która im została napisana. Inne się wyzwalają, ale cierpią z tego powodu. "Lekkomyślna siostra" mówi o tym, że nie wiadomo, jak żyć. Czy się do tych reguł stosować i zabijać siebie? Dusić swoje prawdziwe tęsknoty, pragnienia, wyobrażenia o życiu? Albo pójść za impulsem i ranić innych? Te racje się ze sobą ścierają, odsłaniając przy okazji tego starcia nasze - celowo mówię nasze, a nie bohaterów - przedziwne zakłamanie. Mnie samej ten mechanizm nie jest obcy. I to jest najbardziej przerażające odkrycie, jakie poczyniłam przy okazji prób "Lekkomyślnej siostry". Jednego dnia myślę: "Nie będę robiła reklam, bo to ogranicza, psuje". A jak dostaję propozycję, to zmieniam zdanie: "Co mi szkodzi, raz zrobię reklamę, to przecież nic się nie stanie, zarobię pieniądze, wyjadę na fajne wakacje". W jednej sekundzie potrafię swoje myślenie przewrócić podszewką na druga stronę.

Perzyński stworzył postać, która wyprzedzała swoje czasy. Maria nie podjęła się roli bycia matką. To nawet dziś brzmi szalenie odważnie. Kobieta, która zostawia roczne dziecko i wyjeżdża. Obecnie też byłaby za to potępiona. Nikt nie zastanawia się, ile to ją kosztuje. Ona próbuje być uczciwa wobec siebie, ale rani też innych. Perzyński świetnie rozłożył racje pomiędzy swoich bohaterów.

Perzyński, którego też inną sztukę - "Szczęście Frania" - reżyserowałaś kilka lat temu w Teatrze Telewizji, bywa porównywany z Zapolską, której z kolei "Moralność Pani Dulskiej" wystawiłaś w Łodzi. Co dla ciebie jest ważne w twórczości Perzyńskiego?

- To chyba skłonność do łatwizny sprawia, że wszystkich, czy to Perzyński, Zapolska, czy jeszcze Bałucki, wrzuca się dziś do jednego worka. Zapolska uderza w kołtuna. To jest obcesowe i dotkliwe, ale trudniej u niej o uogólnienia. Twórczość Perzyńskiego wyrasta ze szkoły rosyjskiej. Otarł się o MChaT, o Stanisławskiego. To, co proponuje Perzyński, to nie jest tylko krytyka mentalności mieszczańskiej. W "Lekkomyślnej siostrze" i "Szczęściu Frania" mówi o dziwnym mechanizmie naginania kręgosłupa. Pokazuje, jakie akrobacje potrafimy wykonać z własnym mózgiem, aby przystosować się do oczekiwań społecznych.

To Andrzej Wajda, powierzając ci rolę w "Katyniu", przypomniał, że jesteś też aktorką. Choć po ukończeniu studiów aktorskich, a potem reżyserii skutecznie się przed tym broniłaś. Jak to się stało, że teraz zdecydowałaś się powierzyć rolę Marii właśnie Agnieszce Glińskiej? Kiedyś w jednym z wywiadów powiedziałaś, że jeśli miałabyś wyjść na scenę, to chciałabyś zagrać Wokulskiego.

- Powiedziałam to kilka lat temu, ale jak dotąd nikt mi roli Wokulskiego nie zaproponował. A rolę Mani zaproponował mi dyrektor Jan Englert słowami: "Ty to zagraj", czy coś takiego.

Nie żałujesz, że wcześniej broniłaś się przed aktorstwem?

- Myślę, że dobrze, że przez te lata nie grałam. Nabrałam zdrowego dystansu. Ale też nie traktuję pracy w "Lekkomyślnej siostrze" jako powrotu do aktorstwa.

Teatr Narodowy: "Lekkomyślna siostra" Włodzimierza Perzyńskiego. Reżyseria - Agnieszka Glińska, scenografia - Agnieszka Zawadowska, muzyka - Maciej Małecki. Występują: Krzysztof Stelmaszyk, Ewa Konstancja Bułhak, Paweł Paprocki, Zbigniew Zamachowski, Agnieszka Glińska, Patrycja Soliman, Piotr Grabowski, Wiesława Niemyska. Premiera w sobotę (14 lutego) na Scenie przy Wierzbowej.



Rozmawiała Dorota Wyżyńska
Gazeta Wyborcza Stołeczna
11 lutego 2009