Dwa Teatry już czas zacząć
Zawsze jest tak samo. Tłok. Ścisk. I westchnienia. To znak, że gwiazdy przyjechały. Że rozpoczął się kolejny, sopocki festiwal Dwa Teatry. Kulisy tego festiwalu wspomina Ryszarda Wojciechowska.Właśnie na tym festiwalu Artur Żmijewski przyznał się do tego, że przed laty był gruby i ważył... sto kilogramów. A Krzysztof Kowalewski marzył głośno o tym, żeby chociaż raz w życiu zagrać chudego. Z kolei Grażyna Szapołowska raczyła nas co chwilę złotymi myślami w stylu: - Ja każdego męża traktowałam jak film i kiedy się kończył, dochodziło do rozwodu. Mimo że na tym festiwalu najważniejszy jest konkurs, czyli wybór najlepszego teatru telewizji i słuchowiska radiowego, to i tak publiczność wie swoje. I najbardziej oblega miejsca, w których można spotkać gwiazdy. Najpierw miejscem spotkań była sopocka Willa Hestia, potem Dworek Sierakowskich. Ale i dworek okazał się za ciasny. I wtedy gwiazdy przeniosły się do Teatru Na Plaży. Jedno pozostało niezmienne. Gorąca atmosfera tych spotkań. Tak już było od pierwszego festiwalu. Wtedy ulubieńcami publiczności byli: kobieta jak wulkan albo elektrownia jądrowa, czyli... Krystyna Janda, i Marek Kondrat - mężczyzna, za którym przepadały wszystkie kobiety. Na spotkaniu z nimi w sopockiej Willi Hestia ściany drżały od śmiechu. To zwabiło nawet pannę młodą, która wyszła z własnego wesela (odbywało się w sąsiednim pomieszczeniu), żeby posłuchać kto i dlaczego tak dobrze się bawi. Publiczność komplementowała Jandę w stylu: - Jest pani kobietą o stu twarzach, niezwykle płodną... - Płodną? Tak. Oczywiście. Mam troje dzieci mówiła aktorka przy wtórze śmiechu. Potem Marek Kondrat wtrącił (a rzadko przy Jandzie miał do tego okazję), że gdyby Krysia została prezydentem, to męczyłaby nas codziennymi, kilkunastominutowymi orędziami do narodu. Na tym festiwalu błyszczał też Krzysztof Kowalewski. Publiczności wyznał, że aktor jest dwa razy nieszczęśliwy - jak gra i jak nie gra. - A w moim przypadku jest trochę inaczej. Nie jestem najszczęśliwszym człowiekiem, kiedy zaczynam. Natomiast szczęście mnie ogarnia, kiedy kończę. Kowalewski opowiedział też o swoim pierwszym kontakcie ze słuchowiskiem radiowym. To nie był jeszcze osławiony Pan Sułek. Ale audycja dla młodzieży "Błękitna sztafeta". - Jeździliśmy z tym po wsiach- opowiadał. - Mieliśmy czasami w ciągu dnia po dziesięć wyjść. Potem były jakieś uroczyste kolacje. Pamiętam, jak z Jurkiem Turkiem musieliśmy dojść na kolację w pewnej miejscowości Wyszliśmy z sali w której graliśmy, jako ostatni. A na drodze ani żywego ducha. Ruszyliśmy przed siebie. Wreszcie pojawiła się chałup?. Jasno oświetlona. Gwar. Wchodzimy. A tam stoły suto zastawione. I potwornie nawalone towarzystwo. Straszna ilość alkoholu. Jurek bez zmrużenia oka nalał nam. Wypiliśmy. Jeszcze raz nalał. Rozejrzeliśmy się. A wtedy Jurek mówi do mnie: - To chyba nie ta kolacja. Więc wstaliśmy i wyszliśmy po angielsku, żeby nie było afery. Taka to była "Błękitna sztafeta". Festiwal Dwa Teatry gościł z kolei takie gwiazdy, jak Jerzy Stuhr, Kazimierz Kaczor, Artur Żmijewski i Adam Hanuszkiewicz. Na tych wszystkich spotkaniach salka Dworku Sierakowskich pękała w szwach. Brakowało miejsc siedzących i stojących. Jerzy Stuhr mówił wówczas dużo o Shreku. - Ktoś napisał, że osioł to moja życiowa rola - opowiadał z uśmiechem. Przykro mi się zrobiło. W dodatku wczoraj ze zgrozą przeczytałem, że kręcą "Shreka II". Czy znowu będę osiołkiem? Pewnie być muszę. Naród by mi tego nie darował. Podniósłby się bunt - żartował Stuhr. Potem opowiadał o kuchni Shreka. - To była wtórna robota. Przy mnie siedział taki gość z wytwórni filmowej i pilnował. - Proszę pana, ja tu sobie mlasnę dwa razy - powiedziałem prosząco. Nie wolno - usłyszałem. - Bo Eddie Murphy nie mlaszcze w tym miejscu - powiedział mi ten gość. Jerzy Stuhr opowiadał, że z tym osiołkiem miał wiele przygód. Jeden z profesorów, wręczając mu nagrodę mówił: - Za to, że pan tak ładnie podłożył głos pod tego... I dalej, jego własny głos, odmówił mu posłuszeństwa. - Spokojnie, panie profesorze, może pan śmiało powiedzieć, że pod osła - dorzuciłem - wspominał aktor. Z Kazimierzem Kaczorem też było wesoło. - Dlaczego pan jest zapalonym żeglarzem? - dociekano. - Najłatwiej zwalić na to, że nazywam się Kaczor. I wszystko powinno być jasne - żartował. - Ale najpierw uprawiałem wioślarstwo. Startowałem nawet w zawodach wojewódzkich. Pewnego dnia wiosłuję Wisłą. Pod prąd. Zmachany. Patrzę, obok przepływa jacht. Na nim piękne dziewczyny z długimi nogami. Dwóch facetów brzdąka na gitarze. Pomyślałem sobie: - Panie Kaziu, bo ja zawsze tak do siebie mówię, skończ pan z tą męką. Rzuć wiosłowanie. Weź się za żeglowanie. No i wziąłem się. Najwięcej wzdychania podczas tamtego festiwalu było jednak na spotkaniu z Arturem Żmijewskim. - Jakie on ma piękne ręce - zachwycały się kobiety. Aktor przyznał się też do tego, że przed kilkoma laty ważył sto kilogramów. I był gruby. Jak to się stało - pytały kobiety. - Sam nie wiem. Kładłem się spać po sutej kolacji. Rano wstawałem. Patrzyłem w lustro. I nic nie widziałem. Dopiero kiedy musiałem kupić spodnie o trzy numery większe, uświadomiłem sobie, że jestem gruby. Aktor podzielił się też ze swoimi fankami dietą. Bynajmniej nie hollywoodzką, a rodzimą pod hasłem "NŻT", czyli nie żryj tyle, jak tłumaczył. - Byłem dobry dla siebie, bo rezygnowałem ze śniadań, a nie z kolacji. Ograniczałem się do białego mięsa i ryb. No i w dwa lata straciłem 23 kilogramy - wyznał. Adam Hanuszkiewicz rozbawił publiczność do łez przyznając, że wszystkie jego żony mają męski mózg. A on odwrotnie, ma babski. Na III festiwalu Dwa Teatry padł rekord publiczności. Na spotkaniu z Januszem Gajosem Dworek Sierakowskich był nie tylko oblężony wewnątrz, ale i na zewnątrz. Fani stali pod oknami, żeby móc aktora chociaż słyszeć. Ale opłacało się. Bo aktor odpłacał intymnymi wspomnieniami o ojcu, który mu nie mógł darować, że nie wybrał sobie uczciwego zawodu, takiego jak lekarz czy prawnik. Opowiadał też o tym, że najpierw był lalkarzem i terminował jako... szkapa dorożkarska, którą prowadził na dwóch kijach. Bawił anegdotami ze swojego życia. - Tuż po ślubie z obecną żoną Elżbietą - wspominał Gajos - jej poznańska rodzina chciała mnie zobaczyć w telewizji. Tak się złożyło, że telewizja pokazywała "Samobójcę" z moim udziałem. Grałem tam pijaczynę, brudnego, niechlujnego strasznie. Rodzina zasiadła przed telewizorem. Stara ciocia Bronia, która mnie nigdy nie widziała, również usiadła, żeby mnie obejrzeć. Ktoś jej powiedział: - Ciociu, to jest właśnie mąż Elżuni. Ciocia Bronia zasępiła się i powiedziała: - Oj, nie ma ta nasza Elżunia szczęścia w życiu. Potem były kolejne spotkania i kolejne gwiazdy. W ubiegłym roku Zbigniew Zapasiewicz tłumaczył publiczności: - Nie ma takiego zawodu jak gwiazda. Więc nie wiem, czemu to spotkanie z gwiazdami. Poza nim gościem festiwalu była także Maria Pakulnis, która mówiła, że w tym zawodzie trzeba umieć czekać. A potem apelowała do kobiet - nie tniemy się! Chodziło oczywiście o to, aby nie wariować na punkcie własnej urody. Maja Ostaszewska, również ubiegłoroczny gość festiwalu, opowiadała z kolei o swojej "gorącej" jeszcze roli w "Katyniu. I tak dalej. Można by powiedzieć... jak ten czas leci. Bo już w piątek po raz ósmy rozpocznie się w Sopocie Festiwal Teatru Polskiego Radia i Teatru TVP "Dwa Teatry". Poza konkursem jak zwykle będą spotkania z gwiazdami Tym razem w sopockim Teatrze Na Plaży będzie się można spotkać w sobotę z Martą Lipińską, Piotrem Adamczykiem, Olgierdem Łukaszewiczem, Krzysztofem Kolbergerem i Grażyną Barszczewską, a w niedzielę gośćmi Teatru Na Plaży będą: Grzegorz Damięcki, Dorota Segda, Henryk Talar, Marian Opania i Krzysztof Kowalewski. VIII Festiwal Teatru Polskiego Radia i Teatru Telewizji Polskiej "Dwa Teatry - Sopot 2008", 30 maja - 2 czerwca 2008 r.
Ryszarda Wojciechowska
Dziennik Bałtycki
30 maja 2008