Dziwna prośba dziwnych ludzi

Sztuka "Proszę, zrób mi dziecko" gości na scenie bielskiego teatru już dziesięć lat. Osobiście życzyłabym sobie, żeby nie znikała z repertuaru przez kolejną dekadę.

Ukazana na scenie historia osnuta jest wokół tytułowej prośby. Bez znajomości fabuły, można by przypuszczać, że chodzi o feministkę, która potrzebuje mężczyzny, po to tylko, by ją zapłodnił. Jednak ta czeska sztuka traktuje o czymś znacznie poważniejszym, choć w formie niezwykle zabawnej. Grube Szkło (prawie ślepa telefonistka) pewnego dnia wypowiada owe magiczne „proszę, zrób mi dziecko” w stosunku do obcego, pijanego mężczyzny (dworcowego kasjera z nogą, która nie chce mu się zginać w kolanie). I tak zawiązuje się akcja. Dwie osoby – kalekie i samotne – spotykają się po to, by począć dziecko. W gruncie rzeczy niezwykle tęsknią za bliskością, ciepłem i poczuciem bycia dla kogoś najważniejszym. Ich starania o maleństwo trwają bardzo długo, gdyż okazuje się, że nie tak łatwo jest zajść w ciążę. Tym bardziej, że marzy im się syn i dlatego mają coraz to nowe sposoby na spłodzenie potomka. Ich staraniom towarzyszą nieustannie zabawne sytuacje., a ich wzajemna relacja przypomina miłosne podchody zakochanych małolatów. A to się przekomarzają, a to próbują sobie nawzajem udowodnić, jacy to są niezależni, a to znowu się obrażają się śmiertelnie na siebie, by za chwilę wrócić i wtulić się w swoje ramiona.

Trudno sobie wyobrazić lepszą parę na scenie niż tę, którą stworzyli: Barbara Guzińska i Kazimierz Czapla. Ona – z grubymi okularami i On – nieporadny, z wiecznie wyprostowaną nogą stanowią niezwykle zgrany i zgrabny duecik. Się okazuje, że perypetie ludzi z prowincji też mogą bawić do łez.

Niemożliwym jest porównywanie tej sztuki z innymi komediowymi propozycjami repertuaru bielskiego teatru. Niemożliwe jest bowiem, by kameralne „Proszę, zrób mi dziecko” mogło konkurować z tak popularnymi „Szalonymi nożyczkami”, „Maydayem” czy „Testosteronem”. Spektakl o perypetiach czeskiej pary stał się kultowym, jakby na przekór obecnej modzie. Udowadnia, że śmieszy nie tylko nadmiar gagów czy wulgaryzmów, ale też to, co nieporadne. I nie od razu musi to być bezczelne wyśmiewanie się z niepełnosprawności. Nie ma ideałów. Jednym nie zgina się noga w kolanie, inni mają dużą wadę wzroku, a jeszcze inni są za wysocy , za chudzi, mają jedną pierś większą i tym podobne. Defekt może być źródłem depresji, ale też siły. Może też prowokować masę śmiesznych sytuacji, które ostatecznie prowadzą do arcyzabawnego finału, zupełnie sprzecznego z planem.



Anna Hazuka
Dziennik Teatralny Bielsko-Biała
24 grudnia 2009