Eros z Amorem w porno świecie

Erotyka czy pornografia? Gdzie jest granica miedzy tymi pojęciami? I dlaczego to jest takie złe? W naszym społeczeństwie co raz częściej temat seksu, seksualności i przyjemności z tym związanych przestaje być tabu. I bardzo dobrze, w końcu! Nasze babki, matki często pomijały tę sferę życia, uważając ją za wstydliwa, niepotrzebną, etc. A wszystko sprowadzało się do grzechu! Tak, właśnie tak – przyjemność cielesna, to grzech (według niestety przeważającej części społeczeństwa). Skoro jest to złe, to wstyd o tym mówić.

 Mamy XXI wiek. Seks wyziera z każdego zakamarka naszej codzienności.

„Miła robótka" Ewy Stusińskiej ukazała się nakładem Wydawnictwa Czarnego i prezentuje historię przemysłu związanego z erotyką i pornografią. Autorka, doktor nauk humanistycznych, zgłębiła już podobny temat w swojej pracy doktorskiej nt. „ Dzieje grzechu. Dyskurs pornograficzny w polskiej prozie XX wieku." Sama przyznaje, że interesuje się tematem szeroko pojętej pornografii w myśl zasady: „W sercu mieć dobro, a w głowie – trochę dzikiego porno".

Już na pierwszych stronach stara się usystematyzować co rożni te dwa pojęcia i je zdefiniować. Lata 80te/90te, to dosyć szara Polska, gdzie każdy marzy o wielkim zachodnim świecie. I właśnie stamtąd napływa do nas to „bogactwo" i nowoczesność, a wraz z nim „gazetki i kasety VHS spod lady", ogólnie określane jako pornosy. Książka bardzo interesująco przestawia skalę zjawiska oraz chronologię jego rozwoju. I co ważne, autorka omawia ten rynek bez oceniania kogokolwiek i czegokolwiek. Trudno określić co było pierwsze – przemysł erotyczny czy zapotrzebowanie na niego, to trochę jak szukać odpowiedzi – jajko czy kura. Sceny „nagości" pojawiały się w filmach dużego i małego ekranu od początku rozwoju tej dziedziny sztuki, niemal zawsze wywoływały skandal obyczajowy, co znowu wzbudzało ciekawość i przyciągało widzów.

Potrzeba oglądania pięknych ciał, co ciekawe głównie kobiecych, w pełniej okazałości rosła w społeczeństwie, chociaż oficjalnie nikt do tego się nie przyznawał. Jednak trzeba zauważyć, że w latach 90-tych nisza ta została szczelnie wypełniona. Pojawiają się różnego rodzaju gazety – od tych typowo „obrazkowych" i niskobudżetowych, do czasopism o wysokiej jakości, zarówno zdjęć, jak i artykułów. Z zachodu napływają kasety VHS z filmami o nieskomplikowanej fabule. Telewizje satelitarne mają w swych ofertach „kanały dla dorosłych". Chwile świetności przeżywają linie telefoniczne 0-700... Ale nie tylko tego typu działania – wprost i bez cenzury. Pojawia się też literatura erotyczna skierowana do kobiet, chociaż żadnej z Pań nie przyszło do głowy tak jej nazwać. Wszak porno, skierowane do mężczyzn, to zło w czystej postaci, a erotyka – bardziej kobieca, to tematy wstydliwy. Ale pojawiają się właśnie całe serie typu „harlekin". Można powiedzieć, że to prototypy dzisiejszych serii o wymysłach pana Greya czy „365". Dzięki lekturze w mamy antologię kina i literatury dla dorosłych, która może służyć jako przewodnik – albo zakazany, albo otwierający drogę do poznania, ale poznania czego, każdy sobie odpowie sam. Bo o seksie, miłości fizycznej, erotyce, namiętności, intymności, chuci czy pożądaniu można rozprawiać bardzo długo i w niezliczonej ilości aspektów.

Zatem „Miła robótka. Polskie świerszczyki, harlekiny i porno z satelity", to bardzo interesująca opowieść o nie tak odległych czasach, które być może stały się początkiem rewolucji obyczajowej trwającej do dzisiaj.



Anna Kłapcińska
Dziennik Teatralny Kraków
10 maja 2021
Portrety
Ewa Stusińska