Etiuda z molestowaniem w tle

Parafrazując hashtag #metoo, można byłoby zapytać #onteż? W prokuraturze ruszyło śledztwo w sprawie Ryszarda A., kandydata na stanowisko dyrektora olsztyńskiego teatru Jaracza i niechlubnego bohatera reportażu "Masz zrobić striptiz przede mną. Po aktorsku".


Każda taka historia to o jedną za dużo. Bo doświadczenie molestowania to doświadczenie przemocy w jej najbardziej ohydnej i upokarzającej wersji. Co gorsza, psycholodzy potwierdzają, że to upokorzenie, które powinno być przecież odczuwane raczej przez osobę dopuszczającą się takich haniebnych czynów, często przechodzi na ofiarę przemocy seksualnej. A ta, zawstydzona i przekonana, że poniesie większą karę niż oprawca, bo przecież "sama jest sobie winna", często decyduje się milczeć.

Tak też mogło być i tym razem. I wygląda na to, że przez jakiś czas było, bo wiele wskazuje na to, że trauma kobiet, na drodze których stanął Ryszard A., trwa nie od wczoraj. Zacznijmy jednak od początku.

Kim jest Ryszard A.? Na co dzień - dyrektorem Teatru Akademickiego, który przez ćwierćwiecze działał pod patronatem Uniwersytetu Warszawskiego. Przedstawiciele uczelni nabrali wody w usta i nie chcą publicznie opowiedzieć o przyczynach zerwania współpracy z Ryszardem A., ale wiemy, że od 2013 roku z nazwy teatru zniknął Uniwersytet Warszawski, a kontrolę nad teatrem sprawuje już nie uczelnia, lecz Fundacja Teatr Akademicki zarządzana przez A.

Kim był? Lubi przedstawiać siebie jako człowieka z teatralnego towarzystwa. Chwali się swoim dorobkiem i kontaktami. Jego dokonania można zweryfikować, przeglądając portale poświęcone teatrowi. O sukcesach aktorskich trudno jednak mówić, bo Ryszard A. wystąpił w kilkunastu sztukach, a żadna z jego ról nie została zapamiętana jako wybitna. W latach osiemdziesiątych najczęściej stawał na deskach Teatru im. Stefana Jaracza w Olsztynie. Do stolicy Warmii ma chyba sentyment, bo chce tu wrócić. Tym razem w roli dyrektora olsztyńskiego teatru. Czy mu to się uda? Nawet gdyby jury konkursu było mu przychylne, może nie wystarczyć mu czasu na dyrektorowanie, bo wygląda na to, że przyjdzie mu się gęsto tłumaczyć ze swoich poczynań. Prokuratura już zabrała się do pracy. Sprawa bulwersujących poczynań Ryszarda A. zelektryzowała Polaków tydzień temu, kiedy w programie "Superwizjer" wyemitowano reportaż o zakulisowym obliczu Teatru Akademickiego. Dziennikarka stacji TVN Iwona Poreda-Łakomska przedstawiła w nim szokujące metody pracy Ryszarda A. Nie wystarczyły jej relacje kobiet, które zwierzyły jej się ze swoich traumatycznych doświadczeń, więc zdecydowała się wziąć udział w zajęciach prowadzonych przez dyrektora Teatru Akademickiego.

Na własne oczy przekonała się, jak wyglądają próby, w czasie których dyrektor dzieli się swoją wiedzą i doświadczeniem. I wszystko byłoby świetnie, gdyby więcej mówił o sztuce aktorskiej niż... seksualnej.

Dziennikarce udało się nagrać wiele nieprzyzwoitych wypowiedzi padających z ust szefa teatru. Kolejne przytaczają bohaterki reportażu. Bo dyrektor w słowach nie przebiera i można odnieść wrażenie, że ćwiczenia aktorskie są dla niego jedynie pretekstem do czynienia dwuznacznych propozycji.

W czasie indywidualnych konsultacji, które miały zgodnie z jego deklaracjami służyć pracy przygotowawczej do spektaklu, potrafił na przykłada zapytać młodą dziewczynę, czy nie ma ona rzeżączki, doradzać jej w sprawie wyboru bielizny itd. Czasu na pracę nad tekstem nie było za wiele, bo tracił go na wypytywanie o doświadczenia seksualne i nakłanianie do spożywania alkoholu.

W czasie jednego z takich spotkań, które zostało zarejestrowane ukrytą kamerą, Ryszard A. opowiadał młodej aktorce o swoich metodach pracy. Zachęcał do otwartości na takie eksperymenty, jak praca z nim, kiedy jest obnażony, czy opowiadanie o emocjach doświadczanych w czasie doznawania bólu. Ryszard A. obrazowo opisywał jej także, jak powinna ćwiczyć swój tekst w czasie odbywania stosunku ze swoim chłopakiem. I zapewniał, że jako partner seksualny sprawdziłby się lepiej niż młody mężczyzna.

Inna jego podopieczna tak relacjonowała prowadzone przez Ryszarda A. zajęcia: - Mówił na przykład, że wyglądam, jakbym lubiła połykać, że mam piękne usta, więc na pewno mam piękną c***ę. Pytania o orgazm, czy przeżyłam orgazm, żebym mu to opisała. Przekraczał wszystkie granice.

To, co mieliśmy okazję oglądać na ekranach telewizorów, wydaje się jednak zaledwie wierzchołkiem góry lodowej. Bo w udzielonym kilka dni temu wywiadzie, autorka szokującego reportażu przyznała na przykład, że była przy tym, jak dyrektor sugerował, że prawdziwie lojalne aktorki Teatru Akademickiego powinny przyczynić się do pozyskiwania pieniędzy od biznesmenów. I opowiedział, jak to jedną ze swoich podopiecznych wysłał takiemu bogaczowi na jacht. Cel tej wyprawy wydaje się wiadomy, ale Ryszard A. przyznał, że nie został zrealizowany, bo aktorka okazała się nielojalna i nie chciała "promować" Teatru Akademickiego.

Rotacja w zespole była dość duża, wiele osób odchodziło, ale chyba żadna z nich nie zdecydowała się dotąd głośno zaprotestować i zgłosić sprawy policji. A przynajmniej nic o tym nie wiadomo. Trudno też powiedzieć, jak często zdarzały się takie sytuacje w przeszłości. Wiemy natomiast, że po emisji reportażu w prokuraturze zarejestrowane zostało postępowanie sprawdzające, które potrwa przez 30 dni. Do 7 października w Prokuraturze Okręgowej w Warszawie przy ul. Chocimskiej 28 można złożyć zeznania w sprawie Ryszarda A.

Wygląda więc na to, że pojawił się kamień mogący zapoczątkować lawinę. Czy tak będzie? Przekonamy się pewnie za jakiś czas, ale poruszające jest to, że kobieta, która poinformowała Iwonę Poredę-Łakomską o szokujących metodach pracy dyrektora, wyznała reporterce, że okropna jest dla niej świadomość, że pan Ryszard nadal w ten sam sposób zachowuje się wobec kolejnych dziewczyn. Motywacją do podjęcia działania było więc nie tyle poczucie osobistej krzywdy i chęć odwetu, ale świadomość, że przez brak protestu cierpieć mogą kolejne osoby. Jak wynika z relacji nie tylko bohaterek tego reportażu, ale i innych skrzywdzonych kobiet, to w momencie uzmysłowienia sobie, że przebywający na wolności oprawca jest realnym zagrożeniem dla naszych przyjaciółek, sióstr, znajomych, rodzi się w ofiarach gotowość do stawienia czoła prawdzie. I traumie.

W Polsce prawie 90 proc. kobiet doświadczyło różnych form molestowania:

1. nieprzyzwoite dowcipy i rozmowy z podtekstem seksualnych
2. obnażanie się przed kobietą w miejscach publicznych
3. obsceniczne zachowania
4. obraźliwe uwagi na temat ciała i seksualności.
Źródło OKO.press



Daria Bruszewska-Przytuła
Gazeta Olsztyńska
18 września 2018