Fakty, wizje, sny

Opera Elżbiety Sikory, która specjalnie przyjechała na XIX Bydgoski Festiwal Operowy, by obejrzeć swoje dzieło na scenie Opery Nova, nie do końca przekonuje, czy wybór Marie Curie na bohaterkę dzieła muzycznego był wyborem słusznym i właściwym.

Emocjonalny świat wydaje się być w tym przypadku zbyt chłodny i mało rozwibrowany, zarówno w sensie muzyczno-inscenizacyjnym, jak również na poziomie samego libretta, które w połowie nie dociera do widza, zagłuszane przez orkiestrę, którą na potrzeby tego przedstawienia usadowiono z tyłu sceny. A rzecz to bez wątpienia dla percepcji utworu szalenie ważna, jako że Agata Miklaszewska zawarła w tekście wiele faktów i wątków z życia słynnej Noblistki, które stają się przez to nieczytelne i mało wyraziste. Całość, próbująca łączyć dramat rodzinny, społeczno-obyczajowy z naukowym i egzystencjalnym, robi zatem wrażenie dość chaotyczne, mało spójne, bardziej gmatwające niż objaśniające przebieg wydarzeń, a pokawałkowana rzeczywistość sceniczna nie składa się na obraz klarowny, jasny i sugestywny; ginie w chaotycznie skonstruowanej narracji, próbującej przywoływać także takie postaci jak Eistein czy Matka Boska w scenie modlitwy. 

Nowoczesna muzyka Elżbiety Sikory, ciekawie wykorzystująca brzmienia elektroniczne, będąca udramatyzowanym dialogiem Madame Curie z pozostałymi bohaterami, też nie jest najmocniejszą stroną gdańskiego spektaklu; drażni raczej monotonią, niekiedy nawet irytuje sposobem artykułowania emocji zawartych w muzycznej partyturze wciąż na tym samym patetycznie-egzaltowanym poziomie dynamicznym.

Niestety, reżyseria Marka Weissa również nie pomaga w odbiorze dzieła, które w mało przejrzysty i czytelny sposób próbuje łączyć elementy czysto werystyczne z poetyką snu, czy poezją w ogóle. W rezultacie nie do końca wiemy, kiedy mamy do czynienia z przywołaniem scen z przeszłości; konfrontacja świata realnego z retrospektywnym, tak samo duszy, serca z umysłem nie znajduje swojego przełożenia na język sceniczny sprowadzony do pustych zejść i wejść solistów na scenę. Samo operowanie światłem, a także angażowanie w akcję sceniczną chóru, który siedzi po bokach sceny i niekiedy wstaje, również niewiele w tej materii wyjaśnia.

Jedyne, co każe nie zapomnieć o spektaklu Opery Bałtyckiej, to dramatyczny sopran Anny Mikołajczyk, która postać Madame Curie próbuje wykreować od początku do końca na najwyższym diapazonie emocji. I to jej śpiew jako jedyny przekroczył rampę bydgoskiej Opery Nova, której publiczność mogła oklaskami podziękować także samej kompozytorce za podjęty trud, w tym przypadku ze względu na specyfikę biografii Skłodowskiej-Curie dość niewdzięczny.



Wiesław Kowalski
Teatr dla Was
4 maja 2012
Spektakle
Madame Curie