Falstart z Hłaską

W grupie Centrala można pokładać nadzieje, ale wystawiona przez nią adaptacja "Wszyscy byli odwróceni" Marka Hłaski to sceniczne kuriozum

Informacja, że pod przewodem Michała Zadary skrzyknęła się grupa artystów, którzy chcą robić coś swojego poza wielkimi teatralnymi instytucjami, a jedynie korzystając z ich wsparcia, pozwalała liczyć na zdarzenia niepowszednie. W dodatku w grupie znalazły się postaci istotne - scenograf Robert Rumas, kompozytor Jan Duszyński, aktorka i reżyserka Barbara Wysocka, no i sam Zadara, przeplatający ostatnio spektakle świetne ("Wielki Gatsby" w Bydgoszczy, "Aktor" w Narodowym) ze skleconymi naprędce i zgoła niepotrzebnymi

Centrala zadebiutowała głośnym już projektem Zadary i Wysockiej "Chopin bez fortepianu", który po jednym czy dwóch krakowskich pokazach zyskał miano sensacji, a niedługo zostanie pokazany w Warszawie podczas festiwalu "Chopin i jego Europa". Adaptacja Hłaski to drugie przedsięwzięcie grupy. Przyciąga uwagę choćby obsadą, bo znaleźli się w niej aktorzy na co dzień niemający okazji się spotykać. Oskar Hamerski grał u Zadary ("Aktor") i Wysockiej (w świetnym "Lenzu") w Narodowym, Arkadiusz Brykalski spotkał się z nim w gdańskim Wybrzeżu, a dziś należy do zespołu Starego Teatru w Krakowie. Anna Cieślak zamieniła Kraków na Warszawę, gra w Teatrze Polskim w odległych zwykle od eksperymentu konwencjach. Jeszcze Edward Linde-Lubaszenko, Barbara Wysocka jedynie jako aktorka (niezmiernie cenię jej reżyserie - "Filokteta" w Polskim we Wrocławiu, wspomnianego "Lenza", "Medeamaterial" w Operze Narodowej) oraz młodzi Mateusz Janicki i Michał Kruk. Zestawienie frapujące. Dawało nadzieję, że artyści ci w Centrali znajdą świeżość, której czasami brakuje na szacownych scenach. Poczują wolność, by uderzyć mocno i powiedzieć coś od siebie, bez trzeciego dyrektorskiego oka.

Po premierze "Wszyscy byli odwróceni" wiadomo już, że owego dodatkowego spojrzenia zabrakło. Nie sądzę, by w macierzystych teatrach Cieślak czy Hamerskiego dopuszczono do premiery.

Marek Hłasko niezasłużenie znalazł się w literackim czyśćcu i dobrze, że ktoś postanowił go stamtąd wydobyć. Powieść "Wszyscy byli odwróceni" przenosi zależności polsko- i niemiecko-żydowskie, przenosząc je na grunt uczuć, erotyki, codzienności. Zadara może wciąż patrzeć na nie bez typowych u nas obciążeń. Choć działa w polskim teatrze od niemal dekady, gdy trzeba, zachowuje spojrzenie przybysza z innego świata, W konfrontacji z prozą Hłaski mogło ono okazać się szczególnie cenne.

Sam spektakl budzi jednak najpierw dezorientację, a potem zażenowanie. Znana jest w polskim teatrze zasada "gramy, że nie gramy", ale Zadara i jego ludzie doprowadzają ją do ostateczności Czujemy się jak na trzeciej próbie przedstawienia, a nie na jego oficjalnej premierze. Aktorzy skandują tekst Hłaski, czasem wplatając weń autorskie opisy. Krzyczą, a nie rozmawiają z sobą nawet wtedy, gdy powinni prowadzić dialog. Powie ktoś, że to taka konwenqa. Tyle że owa konwencja unieważnia sens całej inscenizacji Wydaje się bowiem, że wykonawcy manifestują w ten sposób dystans do tekstu, biorą go w nawias, a nawet z niego kpią. Po co w tej sytuacji zajmować się Hłaską?

Laboratoryjna przestrzeń sceny w Muzeum Historii Żydów Polskich podkreśla wszystkie absurdy spektaklu. Czasem aktorzy nie wiedzą, gdzie stanąć, jakby sekwencji jeszcze nie przećwiczyli. Notorycznie wchodzą sobie w słowo, choć partner jeszcze nie skończył kwestii O tym, że mało który pamięta tekst, nie wspominam szerzej. Ani też o kłopotach technicznych rozbijających przebieg przedstawienia. Ktoś nie potrafi zapalić lampek, partnerka głośno go instruuje. Może to ma być śmieszne? Nie jest.

Kiepski to początek Centrali. Młodzieńczy luz nie oznacza lekceważenia widzów. Tym razem zostaliśmy nabici w butelkę.



Jacek Wakar
Dziennik Gazeta Prawna
27 lipca 2013
Teatry
Muzeum POLIN