Farsa to machina zespołowa, czyli słów kilka o „Hotelu Westminster"

„Hotel Westminster" na deskach Teatru Rozrywki w Chorzowie! Po wielu latach do łask wraca farsa. I to skreślona ręką mistrza gatunku, bo komediopisarza Raya Cooneya. Reżyseruje Jerzy Bończak, a scenografię stworzył Wojciech Stefaniak. Będzie przebojowo i z pazurem! Premiera już w sobotę, 1 czerwca.

Brytyjski humor objawi się tu w pełnej krasie. Nie zabraknie też gagów, gonitwy z czasem i intryg. Akcja spektaklu została osadzona we współczesności. W jednym z londyńskich hoteli zjawia się przystojny dżentelmen, który umawia się na tajemniczą randkę. Szybko okazuje się, że to znany polityk, wiceminister Partii Konserwatywnej. Co ciekawe, w tym samym miejscu zameldowała się jego...żona, która ulega czarowi pewnego sekretarza. Tak zaczyna się maraton intryg, zabawnych pomyłek i qui pro quo wieszczących nieuchronnie zbliżającą się katastrofę.

Słynący z produkcji musicalowych Teatr Rozrywki zdecydował się na wprowadzenie do repertuaru farsy. W chorzowskiej wersji została ona okraszona muzyką graną na żywo przez pięcioosobowy zespół. To nowe rozwiązanie zastosowane przez Bończaka. - Farsa traktowana jest przez krytykę teatralną jako podgatunek. Jest to na ogół spowodowane tym, że recenzenci na temat „Hamleta" mogą powiedzieć bardzo dużo, ponieważ przeczytają opracowania z różnych teatrów i się do tego ustosunkowują, a o farsie się nie pisze, więc nie ma się do czego odnieść. Dlatego recenzenci starają się unikać recenzowania farsy. Moim zdaniem jest to najtrudniejszy gatunek teatralny zarówno do wyreżyserowania, jak i do zagrania przez aktorów. Aby się udało, musi być bardzo dobry zespół. Przydałby się też niezły reżyser – zdradził Jerzy Bończak, reżyser „Hotelu Westminster" podczas konferencji prasowej zorganizowanej w katowickim hotelu Monopol.

Reżyser ma już na koncie jedną realizację tego tytułu. Trzy lata temu podjął się wystawienia „Hotelu Westminster" w Teatrze Komedia. – W Chorzowie mam ułatwioną sprawę, ponieważ sprawdziłem wszystkie błędy, które moglibyśmy popełnić już 3 lata temu, kiedy reżyserowałem ten tytuł w innym teatrze – mówi reżyser.

Praca nad spektaklem trwała zaledwie dwa miesiące. W środę, 29 maja, odbyła się pierwsza próba generalna, a premiera planowana jest na sobotę, 1 czerwca. Farsa posiada lekkie zabarwienie polityczne. - Z reguły farsy są o stosunkach międzyludzkich i pieniądzach. Ta jest o kondycji polityki. Mamy tu ministra aktualnego rządu w Anglii i polityka partii opozycyjnej. Jeśli widz zechce to sobie przenieść w inne rejony świata, to bardzo proszę. Obsada jest znakomita, znakomicie też realizująca to, co napisał Cooney, z niezwykłą dyscypliną – podkreśla Bończak.

W głównych rolach zobaczymy Jarosława Czarneckiego (minister Richard Willey), Huberta Waljewskiego (George Pigden) oraz dyrektor Teatru Rozrywki – Aleksandrę Gajewską (Pamela Willey). Sztuka stanowi olbrzymie wyzwanie dla aktora. - To widownia ma się bawić, a nie my. Farsę gra się śmiertelnie poważnie, bo tylko wtedy jest ona śmieszna dla widza. Musimy być też dobrzy technicznie i precyzyjni, ale to fantastyczne zadanie i genialna przygoda. Mamy świetny zespół, z którym cudownie się pracuje, więc zapraszamy państwa na spektakl – mówiła Aleksandra Gajewska.

Chorzowska wersja „Hotelu Westminster" odbiega w wielu miejscach od oryginału. - Cooney pisząc spektakl zaplanował akcję na scenie obrotowej, natomiast scenograf zaproponował mi inne rozwiązanie, które nie wymaga takiej sceny, choć w Teatrze Rozrywki takowa się znajduje i można ją wykorzystać. Jednak pomysł ten był na tyle ciekawy, że się nim zachwyciłem – mówił reżyser. Zapowiedział też, że pokaże teatralne kulisy. Mają pojawić się kilkunastosekundowe zmiany dekoracji. – Jak nie zanudzić widza blackoutami? Pomyślałem sobie, że dobrze będzie pokazać teatr od kuchni i montażystów, którzy zmieniających scenografię. Aby uatrakcyjnić spektakl wprowadzimy muzykę graną na żywo. Gdyby przedstawienie się nie udało, to muzyka jest piękna – żartował Jerzy Bończak. Usłyszymy m.in. kwartet smyczkowy. – Jest to chyba jedyna na świecie farsa grana z orkiestrą – dodała Aleksandra Gajewska.

Aktorzy zgodnie podkreślają, że najtrudniejsze i najważniejsze do opanowanie są drzwi oraz kolejność ich zamykania i otwierania, a tych w spektaklu mamy aż 6. – Nie chciałbym, żeby drzwi zostały najważniejszym bohaterem spektaklu, ale one dodają mu motoryki, rytmu – przyznaje Hubert Waljewski.

Co o farsie sądzą aktorzy występujący w spektaklu? – Ja jestem nowicjuszem, jeśli chodzi o farsę. Pierwszy raz mam do czynienia z tym gatunkiem scenicznym. To maszyna zespołowa. Musimy współpracować, bo inaczej nic z tego nie wyjdzie. Trzeba być bardzo skupionym na tym, co się robi, uważać na punktowania, bez tego wszystko się rozwala. Gdy zabraknie jednego puzzla w układance, nie dobiegniemy wspólnie do mety – zaznacza Hubert Waljewski.

Z kolei Jarosław Czarnecki, wcielający się w postać głównego bohatera Richarda Willey'a podkreśla, że z farsą miał do czynienia bardzo dawno temu, bo jeszcze w szkole teatralnej. - Farsa udaje się wtedy, kiedy aktorzy zaczynają mieć „głupawkę". Atmosfera musi być luźna. Jeżeli zespół jest spięty, nic z tego nie wyjdzie. Bardzo brakuje nam prób z publicznością. Wiadomo, że realizatorzy, którzy przyglądają się próbom i widzą te same sceny po raz któryś, nie będą się już śmiać. Potrzebujemy interakcji z żywą publicznością, która wyrazi swoją opinię na temat spektaklu. To publiczność będzie ustawiała rytm spektaklu – mówi Jarosław Czarnecki.
Premiera „Hotelu Westminster" już w sobotę, 2 czerwca.



Magdalena Mikrut-Majeranek
Dziennik Teatralny Katowice
31 maja 2019
Portrety
Jerzy Bończak