Filmowy debiut Jacka Głomba

Wieść gminna niesie, że w sierpniu 1968 roku, podczas inwazji wojsk Układu Warszawskiego, w tym Polski, na Czechosłowację, czołg z czterema rodakami nieopatrznie wjechał w gospodę w jednej z miejscowości u naszych południowych sąsiadów.

Dziś nie do końca wiadomo, czy ta opowieść jest prawdą, czy należy ją włożyć między bajki, ale stała się punktem wyjścia do opowiedzenia, przez scenarzystów "Operacji Dunaj" [na zdjęciu] Jacka Kondrackiego i Roberta Urbańskiego, historii o relacjach polsko-czeskich. I pokazania niechlubnego epizodu z polskiej historii w krzywym zwierciadle. 

Udało się. Debiut filmowy reżysera teatralnego i dyrektora legnickiego teatru Jacka Głomba to lekka komedia, zrobiona z dystansem i bez zadęcia, ze świetnym aktorstwem i zabawnymi dialogami. Polsko-czeska koprodukcja, nad którą opiekę artystyczną sprawuje zdobywca Oscara za "Pociągi pod specjalnym nadzorem", aktor i reżyser Jiří Menzel (i gra w niej rolę kolejowego dróżnika o imieniu, nomen omen, Oskar), to powiew świeżości w polskim kinie, które lubi ze śmiertelną powagą i patosem traktować historię własnego kraju. To film w duchu "CK dezerterów" Janusza Majewskiego czy "Jak rozpętałem II wojnę światową" Tadeusza Chmielewskiego. 

Jest ich czterech. Zupełnie jak czterech pancernych, do których w "Operacji Dunaj" pojawiają się aluzje. Student Florian (Maciej Stuhr), rekrut Janek (Maciej Nawrocki), Romek (Przemysław Bluszcz) i dowodzący nimi Edek (Bogdan Grzeszczak). 

Swój czołg nazywają Biedroneczką, a po zderzeniu ze ścianą gospody bardziej od naprawienia czołgu i ruszenia interesują ich wdzięki miejscowych piękności i kufel piwa. Do galerii postaci należy dołączyć małżeński duet, który wyrusza motocyklem na poszukiwania Biedroneczki. Przaśna major Czesława Grążlowa (Joanna Gonschorek) i kapitan fajtłapa Czesław Grążel (Zbigniew Zamachowski) bez przerwy kłócą się o skoki w bok niewiernej małżonki. 

"Operacja Dunaj" nie jest filmem wojennym - raczej zgrabnym, pełnym absurdów komentarzem do ówczesnej socjopolitycznej rzeczywistości. Wielką jego zaletą są dialogi. Trudno zachować powagę, kiedy Czesi mówią o Władysławie Gomułce: "Polacy nerwowi są, szczególnie ten łysy, co się tak rzuca", albo kiedy w chwilę po wjechaniu w gospodę Polacy komentują: "Aleśmy syfu narobili, kultywujemy tradycje narodowe". 

Jedynym smutnym akcentem, który przypomina widzowi, że ma do czynienia z działaniami wojennymi na dużym ekranie, jest śmierć niewidomej i niesłyszącej Czeszki, która ginie od kuli Rosjanina. Poza tym jest dowcipnie, swojsko, piwo leje się strumieniami, a pod koniec filmu polsko-czeskie towarzystwo wyrusza do swojego Eldorado, czyli do Wiednia, zacząć nowe życie. 

"Operacja Dunaj" powalczy we wrześniu m.in. z "Wojną polsko-ruską" o główną nagrodę na festiwalu filmowym w Gdyni. Film jest w kinach od piątku. W weekend we wrocławskim Heliosie przy ulicy Kazimierza Wielkiego 19 na seansach były komplety. 

We Wrocławiu film można zobaczyć w tym tygodniu w Heliosach (ul. Kazimierza Wielkiego 19 i przy ul. Legnickiej 58 w Magnolii Park) i w Cinema City (ul. Krzywoustego 126). Grają go też w Heliosach w Legnicy (ul. Najświętszej Marii Panny 9) i Lubinie (ul. Sikorskie-go 20), a w Wałbrzychu w kinie Apollo (ul. Armii Krajowej 42).



Marta Wróbel
POLSKA Gazeta Wrocławska
18 sierpnia 2009
Portrety
Jacek Głomb