Firestarter

To może teatr jeszcze nie umiera, jeżeli główną europejską nagrodę teatralną, która z racji swej główności nazywa się po prostu Europejska Nagroda Teatralna, dostaje twórca tak totalnie teatralny? Teatralny w starym stylu, nawet bym powiedział: old school.

Mowa oczywiście o Janie Klacie, tak, o naszym! Obstawiam w wyobraźni, kogo bardziej pokręci od tej informacji. A na pewno będą tacy, w branży i poza nią, bo im bardziej Klata staje się prorokiem, tym bardziej nie w swoim kraju.

Debiutował w Polsce Z, w poniemieckim i poprzemysłowym mieście Wałbrzychu, który wtedy jeszcze nie był teatralną Mekką. Stał się nią po tym debiucie (Rewizor). Tydzień nie minął (!), a już druga premiera w nieodległym większym mieście (Wrocław, Uśmiech grejpruta). The rest is history: po dwuletniej „wysłudze lat" kopnął go zaszczyt w stolicy, przegląd urobku reżyserskiego (Klata Fest), w 2006 pierwszy spektakl w Starym Teatrze, w 2013 jest już jego dyrektorem, no i mamy rok 2018, dzień dobry.

Premio Europa per il Teatro ma dwie kategorie: 1. za całokształt, że tak powiem „old boys", i 2. Nowe Rzeczywistości Teatralne, czyli co na kontynencie obecnie najbardziej hot. Nagroda cierpi na pewną arytmię, ale kiedy już się zdarza, to Brookowi, Müllerowi, Nekrošiusowi, Hermanisowi, Warlikowskiemu, Castellucciemu, Sieriebriennikowi, Pinie Bausch, Katie Mitchell, Isabelle Huppert, Patrice'owi Chéreau, Rodrigowi Garcíi, Krystianowi Lupie. Cieszę się, że teraz Klacie (kategoria hot), który jest jednym z dwojga wielkich polskich reżyserów UMIEJĄCYCH W TEATR, niebojących się teatru, nieznudzonych medium, nieporzucających medium, nieidących w perfo. Drugim „polskim wielkim" jest Monika Strzępka (Warlik i Lupa już dostali swe „Europy"). Nagroda dla Klaty znaczy poza wszystkim, że doceniamy indywidualność, że praca w teatrze to nie musi być kołchoz zwany „kolektywem". Jakoś przełkniemy ten obiektywny feler, jakim jest płeć Klaty.

Jak Krystian Lupa jest swym własnym dizajnerem (od czego Klata ma żonę lub Mirka Kaczmarka), tak Jan Klata jest własnym didżejem. Jego soundtracki, aranżacje, zestawienia, playlisty, setlisty są mocno kultowe, jak u Tarantino albo u Kubricka. Do jutra byśmy siedzieli, gdybym miał wymieniać, zatem jeden tylko przykład: Shanzhai Fatimy Al Qadiri, utwór otwarcia w jego Królu Learze, tło dla hołdu przed papieżem. Kto widział i słyszał, teraz kiedy spojrzy na tron Piotrowy Gianlorenza Berniniego, ołtarz główny w Bazylice św. Piotra, będzie słyszał w głowie ten chiński cover Nothing Compares 2 U, jak przed meczem UEFA słyszy się cover marszu koronacyjnego Händla.

O tym, że część twórców "Mazurka Dąbrowskiego" pozostaje anonimowa i o tym, jak szczęście pechowo uśmiechnęło się do Władysława Reymonta. Adam Węgłowski

Jako że głównie siedzę i oglądam, i „wszystko" widziałem, mam osobiste nabożeństwo do tego reżysera, bo on UMIE PRZEGIĄĆ – do opadu szczęki. Czasem jest to opad podziwu (choćby Oresteja), a czasem... Na jego Wielkim Fryderyku pierwszy raz myślałem, że naprawdę umrę. Szokująca totalność tego reżysera, że jak już, to już, dead or alive, i że nigdy nie wiesz, co cię dzisiaj czeka – czy nie zarzynanie... W towarzystwie to się nazywa „metoda na Klatę": cokolwiek robisz, zrób to osiem razy bardziej, na przykład promptery. Dosłownie jutro, 8 września, idę na jego premierę w Gdańsku, Trojanki z Figurą, i tym bardziej idę, im mniej wiem, jak będzie.

Klata lubi na bogato: wielki tekst, wielka scena, wielka oprawa, wielka obsada. By wspomnieć choćby Wesele. Jego WIDOWISKA nie są głębinową psychodramą, niszowym arthouse'em, do ich opisu użyłbym raczej słów „show" i „pop", które można wypowiadać z podniesioną głową. A nawet „cyrk"! Najśmieszniejsza scena? Król Ubu był jedną wielką najśmieszniejszą sceną, puszczeniem bąka na salonie w stylu Ricky'ego Gervaisa, wspaniałą przeginką. Wśród moich znajomych toczy się od lat dyskusja, czy on jest twórcą kampowym, sam powiem, że nie wiem, ale że w ogóle taka kwestia powstała, to już wyróżnienie. Strzępka na przykład jest za bardzo ze wsi na takie wyżyny.

Premio Europa per Klata jest też nagrodą dla jego aktorów! Zwłaszcza dla aktorów Narodowego Starego Teatru, bo z nimi statystycznie pracował najwięcej. Oni są na przodku i oni biorą na klatę, gdy widownia ich obraża (Do Damaszku, Wróg ludu) lub nosi na rękach (Wróg ludu, Wesele). Klata dyrektor był, że tak powiem, rzeźbiarzem zespołu, i jak wyszła mu ta rzeźba, widzimy obecnie: zespół się trzyma, a nie było łatwo, wolne elektrony zaś, które odbiły od promu, robią wspaniałe kariery.

Nie widziałem jego przedstawień z Wrocławia, ale wiem, że były: Lochy Watykanu, Nakręcana pomarańcza, Sprawa Dantona, Ziemia obiecana, Utwór o matce i ojczyźnie... Sprawdzą Państwo na e-teatrze, poczytają. Na Ninatece są do obejrzenia dwa jego tytuły: gdański H. (od „Hamlet") i wrocławski Transfer! Z wałbrzyskiego Rewizora nakręcono teatr telewizji. Pisze się książki o tym reżyserze (Pytanie o wspólnotę Moniki Kwaśniewskiej i Polski teatr po upadku komunizmu Olgi Śmiechowicz), ale niestety są to rzeczy naukowe, teatrologiczne, więc średnio polecam. Lepiej po prostu pójść do teatru, na przykład Starego, i zobaczyć Wroga ludu, zamiast jeździć na to dzieło do Chin albo Petersburga, gdzie był i będzie pokazywany.

Przy takiej okazji, która często się nie zdarza, można chyba się powołać na Harolda Blooma, pana od kanonu. Klata jest „silnym poetą" w jego rozumieniu (por. Lęk przed wpływem), czyli się nie patyczkuje i nie bawi się we „wrażliwość", robi za to grubą, tłustą, imperialną, „opresyjną", boską sztukę, i myślcie, co chcecie. Ma w sobie zniewalającą asercję, wielkie Es muss sein! Nawet jeśli mu wychodzi jakaś totalna masakra, jest właśnie totalna. W sztuce, na całe szczęście, nie ma demokracji i takie wielkopańskie numery, które nie przysparzają mu sympatyków, przysparzają mu wyznawców – i, jak się okazuje, nagród. „Piękne" nie musi być „dobre" ani tym bardziej „prawdziwe", skoro przebywa, jak powiada Nietzsche, „poza dobrem i złem".

W tyle głowy słyszę, oprócz kawałka Shanzhai, głosy próbujące wytłumaczyć sobie ten jaskrawy despekt dla kultury polskiej – że KOMUŚ TAKIEMU przyznano honory bez pytania się o zdanie Wandy Zwinogrodzkiej. Zaraz się okaże, że to tylko nagroda pocieszenia za odstrzał w Starym Teatrze. Cóż ja mogę na to? Kto nie widział jego spektakli, ten może tak myśleć.

Tegoroczny Nagrodzony to artysta polityczny – tylko czemu od razu pomyśleliście, że „partyjny"? Nie wiem, gdzie to było, piszę bowiem na gorąco, ale gdzieś powiedział, że politykę na scenie widzi jako detonację. Bierzesz problem i wysadzasz. A potem się dziwić! „Nie jestem człowiekiem, jestem dynamitem" (Fryderyk Nietzsche). Klata jest teatralnym hellraiserem, firestarterem, no i potem ma, co chciał, hell i fire, ogień piekielny buchający w sali. W tym właśnie znaczeniu jest czynnym twórcą – tak jak roztwór żrący jest roztworem czynnym. Ma tak chyba od zawsze, bo za młodu wyleciał ze szkoły teatralnej w Warszawie, a tę, z której nie wyleciał (obecne AST Kraków), zwieńczył dyplomem magisterskim dopiero po latach.

Nie chciałbym, by mu jedną rzecz wlepiono: łatkę „ważnego" artysty, któremu o „coś" chodzi, najlepiej o Polskę. Jest zbyt wypasiony estetycznie, żeby uchodzić za inną wersję dziennikarza.

Gratulacje, Panie Janie.



Maciej Stroiński
Przekrój
10 września 2018
Portrety
Jan Klata