Five Men Show

Mimo, iż tekst dramatu powstał blisko 25 lat temu, jego tematyka wcale nie straciła na aktualności. Orkiestra „Titanic" to uniwersalna opowieść o człowieku zagubionym w rzeczywistości, o blokującym poczuciu winy, o tęsknocie i marzeniach, o zmaganiach z życiem.

Zrujnowana stacja kolejowa. Brudne szyby. Odrapane framugi. Chwiejące się w zawiasach drzwi. Zaśmiecony chodnik. Szaro. Buro. Poza miejscem. Poza czasem. Zupełne zapomnienie i opuszczenie.

Ale to tylko pozory. W rzeczywistości stację zamieszkuje czworo przybłędów - Ljubka, Meto, Doko i Prodan. Jak długo tu są i dlaczego się tu znaleźli, nie wiadomo. Ale znamy ich cel - chcą wydostać się ze stacji, wsiadając w pierwszy przejeżdżający pociąg. Problem w tym, że żaden ze składów od dawna nie zatrzymał się na ich stacji. Pociągi przejeżdżają w pośpiechu, zdaje się tylko po to, by kpiarsko zrzucić na stację nową porcję śmieci, pozostawiając po sobie cień lepszego życia i poczucie zupełnej bezradności. Wraz z każdym kolejnym pociągiem odjeżdża szansa na zmianę losu, a bohaterowie pogrążają się w codziennym trwaniu - snuciu planów ucieczki, czekaniu, zadręczaniu się przewinami z przeszłości, próbom zapomnienia. I tak trwaliby w nieskończoność, gdyby któregoś razu ze składu nie zrzucono wielkiej walizki, z której wyłonił się, a właściwie wytoczył, tajemniczy iluzjonista.

Łódzka Orkiestra „Titanic" to kolejna polska inscenizacja dramatu Christo Bojczewa, jednego z najlepszych współczesnych bułgarskich dramatopisarzy. Spektakl powstał w ramach Sceny Inicjatyw Aktorskich ProScenium, a reżyserią zajął się Mariusz Siudziński, który wcielił się również w postać samozwańczego przywódcy Meto. Na scenie partnerują mu Robert Latusek (Prodan) oraz Mariusz Słupiński (Doko). W roli Ljubki wystąpiła Elżbieta Zajko. Pod względem aktorskim największą uwagę zwraca Mikołaj Chroboczek, odgrywający postać iluzjonisty Harry'ego. Zdecydowanie odcina się od groteskowej grupy mieszkańców stacji, momentami stapiających się w bohatera zbiorowego. Wykreowany przez niego niezwykle charyzmatyczny showman, od pierwszych chwil budzi sympatię, a jego słowom nietrudno dać posłuch. W na pozór błahych, lekko pijanych anegdotkach porusza problemy filozoficzne i przemyca metafory o sensie istnienia.

Dramaty Bojczewa utrzymane są w duchu teatru absurdu, dla którego charakterystyczna jest ubogość formalna. Takie też cechy można dostrzec w scenografii zaprojektowanej przez Grzegorza Nowaka, w dużej mierze ograniczającej się do budynku zrujnowanej stacji. Staje się ona symbolem lepszych czasów, które i dla niej i dla bohaterów minęły, być może bezpowrotnie. Stacja kolejowa to miejsce kojarzone w ruchem, gwarem, dlatego tym mocniej uwypukla ona marazm bohaterów, od dawna tkwiących w martwym punkcie. Zarówno fizycznie, jak i duchowo. Mieszkańcy stacji starają się tę mentalną pustkę ukryć, wypełniając sobą chociaż przestrzeń, są głośni i chaotyczni. Ale to pozór - nad ruchem scenicznym czuwał Tomasz Dajewski. Należy wspomnieć również o charakteryzacji Kariny Zienkiewicz, która maskami tragicznych błaznów dobrze dookreśla charaktery postaci oraz odsyła do skojarzeń z teatrem absurdu. Niegdyś szczęśliwi, dziś złamani, śmieszni, groteskowi. Z których los zakpił, a oni słabi jak marionetki, nie mają siły i woli, by cokolwiek zmienić.

Mimo, iż spektakl dotyka poważnych tematów i ukazuje zagubionych psychicznie bohaterów, jest w swojej formie stosunkowo lekki - sporo w nim czarnego humoru i błyskotliwych dialogów, a akcję co jakiś czas rozbija Mikołaj Chroboczek wprowadzając elementy rodem z telewizyjnego show, zmuszając oglądającego do śmiechu. Widz nawet nie zauważa, gdy podsuwane są mu ciężkostrawne, egzystencjalne treści i pytania. To jest właśnie siła spektaklu Mariusza Siudzińskiego. Zmusza do myślenia, lecz bardzo nienachalnie i bezboleśnie.



Kamila Pietrzak
Dziennik Teatralny Łódź
25 lutego 2023