Fortepian jak narkotyk

Julia Kociuban pianistka, zaprasza na recital, który zagra w ramach trwającego w Krakowie Festiwalu "Wawel o zmierzchu"

Studiujesz u prof. Piotra Palecznego na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Wyprowadziłaś się z Krakowa?

Tak. Opuściłam dom rodzinny i zaczęłam samodzielne życie. Na początku nie było łatwo, spadło na mnie wiele codziennych obowiązków. Ale już się przyzwyczaiłam. Poza tym od dwóch tygodni mam wreszcie swój fortepian, wspaniałą yamahę, którą kupiłam dzięki stypendium "Młoda Polska".

Masz 19 lat, a już od dwóch lat Twoją karierą zarządza impresariat Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena.

To dla mnie wielka sprawa. Inaczej wyglądają koncerty, gdy poleca mnie tak znany impresariat. Niemniej jeszcze trudno mi mówić: "Proszę się skontaktować z moim menedżerem"; czasem chyba nie mogę uwierzyć, że go mam.

Wracasz właśnie z zagranicznych występów. Jakie wrażenia?

Wspaniałe. Najpierw wystąpiłam we Francji na największym festiwalu pianistycznym w Europie w La Roque d\'Antheron, gdzie grają niemalże wszystkie sławy światowej pianistyki. Koncert w tym miejscu był dla mnie ogromnym zaszczytem. Rok temu zagrałam tam po raz pierwszy i kompletnie się nie spodziewałam, że mnie ponownie zaproszą. Ale zaprosili. Dla takich chwil warto żyć! Dwa dni przede mną grał na tym samym festiwalu Grigorij Sokołow!

I może na tym samym fortepianie?

Tak. Stroiciel dając mi instrumenty do wyboru, pokazał, na który fortepian zdecydował się Sokołow. Wybrałam ten sam.

Czy to znaczy, że Grigorij Sokołow jest Twoim idolem?


Jest dla mnie wielką inspiracją. Ma ogromną energię, potrafi tak wiele przekazać muzyką. Pierwszy raz słyszałam go na żywo właśnie na tym festiwalu we Francji. Po każdej części jego koncertu wychodziłam i pisałam do mamy albo brata sms-y, że Sokołow to geniusz współczesnego świata.

A potem pojechałaś do Berlina.

Gdzie zagrałam recital w drugiej co do wielkości sali koncertowej tego miasta, mieszczącej ponad tysiąc osiemset osób, czyli w Konzerthaus. Jestem w szoku, gdy dostaję zaproszenia na takie występy. Nie sądziłam, że się ziszczą moje marzenia. A jednak - spełniają się!

Co grałaś na tych recitalach?

- Kompozycje Chopina i Liszta. Utwory tych samych twórców zaprezentuję także w Krakowie w ramach Festiwalu "Wawel o zmierzchu"... Mój koncert nosi tytuł "W muzycznej podróży pod znakiem Chopina i Liszta".Zagram Andante Spianato i Wielkiego Poloneza Es-dur, trzy piękne i bardzo polskie mazurki Chopina, a także Sonatę h-moll Liszta, jeden z moich ukochanych utworów.

Chopin był dla Ciebie bardzo ważny, gdy byłaś dzieckiem. Czy nadal jest ważny?

Tak, to pozostało i dojrzało we mnie. Chopin nie jest kompozytorem, którego utwory wykonuję dlatego, że gram je od dziecka, lecz staram się go coraz lepiej zrozumieć. Próbuję przekazać to, co miał na myśli i co czuł pisząc swoją muzykę.

Jakie masz dalsze plany artystyczne po koncercie w Krakowie?

Następnego dnia gram ten sam recital na zamku w Dębnie. A potem zabieram się za ciężką pracę, ponieważ 15 października rozpoczyna się konkurs European Piano Competition w Normandii, do którego zostałam zakwalifikowana po dwuetapowych eliminacjach; znalazłam się wśród 25 pianistów, którzy walczyć będą o zwycięstwo. Konkurs jest wieloetapowy: trzy etapy i dwuczęściowy finał: solowy i z orkiestrą. Repertuaru do grania jest bardzo dużo. Muszę więc usiąść i ćwiczyć. Wcześniej, jeszcze przed Normandią, z powodu otrzymania w tym roku nagrody jury na konkursie koncertów w Genewie, wystąpię w tym mieście z recitalem. Mam więc co robić.

Widać, że masz bardzo pracowite wakacje.

Granie to dla mnie wakacje. W końcu wybrałam sobie ten zawód dlatego, że jest on także moją pasją. Fortepian jest dla mnie jak narkotyk. Nie potrafię bez niego funkcjonować; jeżeli nie gram, to czegoś mi brakuje. W końcu, kto mnie lepiej wysłucha niż mój ukochany instrument. Można mu wszystkie swoje smutki i radości opowiedzieć, a on odpowie ze zdwojoną miłością.



Agnieszka Malatynska-Stankiewicz
Dziennik Polski
22 sierpnia 2011