Gdańsk przyjazny dla wszystkich?

Spektakle poświęcone historii polskich Żydów trójmiejscy widzowie oglądać dotąd mogli tylko podczas gościnnych pokazów teatrów z innych części Polski. Teatr Miniatura przygotował przejmujący spektakl poświęcony relacjom Żydów z mieszkańcami Wolnego Miasta Gdańsk.

"Każdy przyniósł co miał najlepszego" opisuje Gdańsk jako sielankowy, wielokulturowy raj na ziemi, który brutalnie przerywa nazizm, rozumiany jako przejaw wynaturzonego nacjonalizmu. Książka Mieczysława Abramowicza, znanego gdańskiego pisarza i działacza społeczności żydowskiej, to zbiór opowiadań, obejmujący niemal sto lat historii Żydów na terenie Gdańska. Spektakl wyreżyserowany przez Marka Branda (reżysera i aktora, prowadzącego Teatr w Blokowisku w Klubie Plama) ogranicza się do sześciu opowiadań z okresu przed i w trakcie II wojny światowej.

Już pierwsza scena, podczas której widzowie wpuszczeni są na widownię Sali Prób Teatru Miniatura, sugeruje wydźwięk całego spektaklu. Trójka Żydów pakuje walizki, zastanawiając się co się do nich zmieści, a co trzeba pozostawić. Z kolei w następnej scenie przyjezdni Żydzi w Wolnym Mieście Gdańsk w latach 30. zastaną niechęć ze strony mieszkańców miasta i elementy antysemickie (jak obraźliwe plakaty z hasłami typu: Żydzi wszy). Tutaj Rudolf Zasławski (postać autentyczna) postanawia zorganizować teatr żydowski i wystawiać sztuki w jidysz. Jego listy do Idy Kamińskiej (dyrektorki teatrów żydowskich - w Łodzi, Wrocławiu i Warszawie) oraz scenki rodzajowe, odgrywane przez aktorów jego teatru (choć granice między "teatrem w teatrze" a "rzeczywistością" sceniczną są rozmyte), porządkują spektakl, ukazujący sześć niezwiązanych ze sobą opowiadań.

Reżyser i zarazem autor adaptacji scenicznej Marek Brand z książki Abramowicza wybrał m.in. wątek miłosny Dawida i Rutki, rodzące się uczucie pochodzącego z rodziny ewangelickiej Ottona i Żydówki Hany, walki Artura Izraela Bronera z urzędami niemieckimi o prawo do nienoszenia gwiazdy Dawida i mieszkanie poza gettem żydowskim czy ukrywanie żydowskiej dziewczyny Wandy przez polską rodzinę Gutkowskich w czasie II wojny światowej.

Spektakl nawiązuje do przedwojennych i wojennych realiów Gdańska, również dzięki wizualizacjom Andrzeja Dudzińskiego - migawkami materiałów filmowych z Gdańska tamtych czasów. O dobrą, dyskretnie wmieszaną w akcję spektaklu muzykę zadbał Ignacy Jan Wiśniewski. Z kolei Anna Molga przygotowała funkcjonalną, prostą scenografię, złożoną z umieszczonej na niewielkim podeście drewnianej konstrukcji, zawierającą troje drzwi, otwierane okienko, rozkładany stół i drabinę. W przedstawieniu posłuży ona za wystawy sklepowe, kamienicę, czy wnętrza mieszkalne. W tej przestrzeni dobrze czują się aktorzy, którzy rozgrywają się z opowiadania na opowiadanie.

Świetne, wyraziste i niejednowymiarowe role buduje Jacek Gierczak, wcielający się w sfrustrowanego instrukcjami żony Żyda Riesenfeld, antysemitę sklepikarza, ojca Chany, targanego wątpliwościami aktora zespołu Rudolfa Zasławskiego czy Alfons Gutkowskiego, najciekawszej z postaci Gierczaka - łączącego w sobie odwagę i tchórzostwo mieszkańca kamienicy, ukrywającego na strychu Żydówkę, za co przyjdzie mu zapłacić najwyższą cenę.

Najlepsze swoje role w Teatrze Miniatura odgrywa Magdalena Żulińska - precyzyjna i skupiona na każdym aktorskim zadaniu, przekonująca jako roześmiana Rutka, ciekawie kreśląca budzące się zainteresowanie sobą i swoimi kulturami Chany z Ottonem (Piotr Kłudka) czy pełna goryczy Wanda. Żulińska jest powściągliwa w dawkowaniu emocji, nie szarżuje i nie przerysowuje postaci, co dodaje jej bohaterkom wiarygodności. Role zbolałej matki z wyczuciem gra Agnieszka Grzegorzewska, a Andrzej Żak tworzy szereg zapadających w pamięć postaci drugoplanowych (z farsową rolą szpiega Riesenfelda na czele). Obok Piotra Kłudki nieco mniej widoczny jest Jacek Majok, który ma swoje pięć minut w roli Artura Izraela. Warto dodać, że aktorzy Miniatury bardzo dobrze wypadają również w partiach śpiewanych.

Spektakl ma wymiar edukacyjny, jego przekaz jest jasny - przybliżyć nieznane lub zapomniane losy kultury żydowskiej jako części wielokulturowego Gdańska, która była silnie obecna w Gdańsku przed II wojną światową. W przedstawieniu obserwujemy powracające niczym refren przejawy antysemityzmu - m.in. zakłócenie przebiegu Chanuki (opowiadanie o Ottonie i Chanie, pojedynek na szopki oraz wzajemne poznawanie kultury chrześcijańskiej i żydowskiej to najlepszy fragment spektaklu).

Klarowne historie, umiejętnie budowana dramaturgia spektaklu (jedynie podczas pierwszych scen jest z tym problem), dobre aktorstwo i mądry przekaz to największe atuty przedstawienia. Jednak momentami drastyczne treści niekoniecznie dostosowane są do młodzieży gimnazjalnej (jak chcą organizatorzy spektaklu, ustalając dolną granicę wieku widzów na 13 lat), choć z pewnością spektakl może być świetnym punktem wyjścia do zajęć poświęconych kulturze żydowskiej. Oprócz niefortunnej, puszczanej z offu, drażniącej anachronizmem wykonania pieśni nienawiści antysemitów, wątpliwości budzi przekaz finałowej sceny, uniwersalizującej problem na szereg ogólnoświatowych konfliktów.

Przejmujące wykonanie po hebrajsku piosenki-modlitwy "Avinu Malkeinu" Magdaleny Żulińskiej jako portest-songu wsparte jest wizualizacjami, wyświetlającymi hasłowo daty i miejsca tragicznych zdarzeń na tle kulturowym, rasowym, etnicznym czy religijnym. Stawianie symbolicznego znaku równości między powstaniem tybetańskim (1959), puczem wojskowym w Chile (1973), walkami w Afganistanie w latach 80., wybuchem wojny bałkańskiej w Bośni (1992), ludobójstwem w Rwandzie (1994), I wojną czeczeńską (1994) z pogromami Marca 1968 czy niepokojami i niszczeniem mienia diaspory Romskiej w Mławie (1991) wydaje się co najmniej dyskusyjne.



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
18 marca 2014