Gdy serca pękają – jedynie muzyka...

Czas izolacji skłania nie tylko do podążania za kulturalnymi nowościami, ale również daje przestrzeń do nadrobienia lub odświeżenia sobie starszych pozycji. Taką możliwość daje Ninateka – baza m.in. teatralnych „perełek”. Jedną z nich bez wątpienia jest Saksofon Izabelli Cywińskiej.

Choć sztuka nie jest nowa – powstała w 2013 roku – może zawstydzić niejedną dzisiejszą produkcję z rozbudowaną scenografią lub efektami specjalnymi. U Cywińskiej broni się słowo, co staje się oczywiste, kiedy zorientujemy się, że spektakl jest sceniczną interpretacją nagrodzonego Literacką Nagrodą Nike "Traktatu o łuskaniu fasoli" autorstwa Wiesława Myśliwskiego.

Sztuka udowadnia, że do zbudowania poruszającej i mądrej adaptacji wystarczy w zasadzie dobry tekst i fantastyczni aktorzy – bo tacy są Janusz Gajos i Jerzy Radziwiłowicz. Saksofon to opowieść wielopoziomowa, choć pozornie opiera się na luźnych przemyśleniach starszego dozorcy letniska (w tej roli Gajos), który na co dzień pogrążony w samotności, zarzuca potokiem słów pojawiającego się w jego domu przypadkowego rozmówcę – kupca fasoli? widza? wyobrażonego człowieka z przeszłości bohatera? Z podejmowanych i szybko porzucanych wątków wyłaniają się spójna opowieść bohatera o jego dzieciństwie i szereg życiowych mądrości. Jednak bezimienny bohater Gajosa nie sili się przesadnie i nie pretenduje do roli mędrca – jego prawdy wynikają z umiejętności obserwowania świata i refleksji nad nim. Mówi, żeby lepiej poukładać sobie wspomnienia i odnaleźć w nich siebie. Jego zajęcie – odnawianie nagrobnych tabliczek - ale też miejsce, do którego powrócił po latach, nie są przypadkowe. Odgrywają symboliczne role w spektaklu. Bo właśnie taka jest ta sztuka – bardzo oszczędna w środkach, jeżeli chodzi o scenografię, więc każdy pojawiający się przedmiot - na scenie i we wspomnieniach (fasola, wspomniane tabliczki, rzeka, a w dalszej części zdjęcie czy srebrna taca) - pełni swoją funkcję.

Postać Pana w Kapeluszu (Radziwiłowicz) poszerza kontekst historyczny. Jednocześnie jest to postać nieoczywista. Widz nie wie, czy bohaterowie spotkali się kiedykolwiek w rzeczywistości, może to jedynie alter ego postaci Gajosa? Po krótkiej, pełnej uprzejmości wymianie zdań swój monolog rozpoczyna tajemniczy mężczyzna w kapeluszu. Opowiada historię ojca-żołnierza i jego relacji z rodziną po powrocie z wojny. Z ust rozmówcy nie padają głośno pytania, a jednak druga strona zdaje się je słyszeć i odpowiada. Pozornie dwie oderwane od siebie przemowy starszych panów zaczynają mieć punkty styczne, tworzą dialog o sile pamięci, dziedziczeniu win poprzednich pokoleń, szukaniu i odnajdowaniu wybaczenia.

Konfesyjny klimat budowany jest na wielu poziomach. W obu częściach spektaklu bohaterowie otrzymują wydzieloną, ograniczoną stolikiem intymną przestrzeń, chociaż jednocześnie jest to za każdym razem miejsce trochę „niczyje". Domek letniskowy, którym opiekuje się bohater, nie jest jego domem rodzinnym czy nawet prywatnym, kawiarnia jest ogólnodostępna dla obcych ludzi. Mimo tego publiczność nie czuje się zagrożona, nikt nie przerwie opowiadanej historii – to wszystko dzieje się być może tylko w wyobraźni jednego z mężczyzn.

Przygaszone, ale ciepłe światło wskazuje na wieczorną porę akcji, która sprzyja wypowiadaniu na głos myśli ukrytych przed słonecznym dniem. Warto zwrócić uwagę na czynny udział widza w sztuce. Dzięki przemyślanej pracy kamery w letniskowym domku, ma się wrażenie podglądania bohaterów. W kawiarni to odczucie znika - zostajemy wpuszczeni do tej przestrzeni - zbliżenia na twarze aktorów podkreślają wagę mimiki, która szczególnie dużą rolę odgrywa u słuchającego Gajosa.

Muzyka jest istotna zarówno na etapie oprawy spektaklu, jak i samego scenariusza i wreszcie – tytułu. Bohaterowie rozmawiają o niej, dla obu ma ona wartość metaforyczną. Pierwszy z mężczyzn zauważa nadchodzącą starość – reumatyzm nie pozwala dłużej grać na saksofonie, Panu w Kapeluszu matka zabroniła grać na pianinie, żeby nie drażniło to ojca, a przecież przed wojną to właśnie muzyka była spoiwem relacji syna z ojcem – coś symbolicznie umarło w domu już w tamtym momencie. W tle snutych opowieści wielokrotnie słyszymy delikatne dźwięki saksofonu dopełniające ciepły klimat utworu.

Spektakl Cywińskiej to aż siedemdziesiąt pięć minut dziwnego dialogu starszych mężczyzn z traumami. Jednak to jedynie siedemdziesiąt pięć minut aktorstwa na najwyższym poziomie i mądrej opowieści o wolności, sile słowa i radzeniu sobie ze starością.



Izabela Pięta
Dziennik Teatralny Kraków
18 maja 2020
Spektakle
Saksofon