Gdzie ci dorośli?

Potwornie smutne jest miasto, w którym nocą mała dziewczynka szuka swojego tatusia. Jej towarzysze to pluszowy miś i lalka Barbie. Tatę porwało wielkie czarne ptaszysko do bladej czarownicy, która wszystkich tatusiów trzyma w szklanym pałacu. Tu, gdzie dorośli są dziećmi, dziecko musi stać się dorosłym, zmierzyć się ze swoim lękiem i uratować ojca

Zatem ojca ratuje miłość córki. Ale czy miłość do córki? Dlaczego jedynym dorosłym, od którego dziecko jest w stanie otrzymać wsparcie jest chuligan Krwawy Zenek? Dlaczego, kiedy dziewczynka wychodzi sama w ciemną noc matka mówi jej tylko „Nie zapomnij szalika”? Dlaczego filozof mieszkający w najmądrzejszej książce ma dla niej tylko kilka zużytych frazesów, nijak nieprzystających do życia? Dlaczego nie ma dorosłych? To nie tak, że siedzą wszyscy w szklanym pałacu. Ci, którzy tam siedzą to też duże dzieci. Cóż, łatwo mieć bobasa. Trudniej być rodzicem. W rzeczywistości nocnej Warszawy jest deficyt dojrzałych dorosłych.

Atmosfera spektaklu sugeruje koszmarny sen dziecka. Urzeczywistnia się tu to, czego dziecko najbardziej się boi. Ojciec zostaje porwany, jak we „Wrońcu” Dukaja. Ale w „Ostatnim tatusiu” dziecko nie tyle jest wybrańcem, osobą powołaną do tego, żeby pomóc, żeby zwyciężyć, ale jedyną osobą odpowiedzialną, jedyną, której chce się walczyć o rodzinę. To bardzo smutna diagnoza współczesności. Dziecko zawsze będzie pragnęło pełnej, szczęśliwej rodziny, rodziców, którzy będą je kochać i wychowywać, a nie kupować. Ale walka o tę rodzinę będzie kosztowało je więcej, niż może dać. We śnie, w fantazji dziecko może wraz z pluszowym misiem i lalką walczyć i zwyciężyć z ciemnymi mocami, które chcą zniszczyć jego szczęście i poczucie bezpieczeństwa. Ale w rzeczywistości spektakl jest krzykiem do rodziców. Wołaniem o ratunek. Dziecko nie jest w stanie być dorosłym. Może czas, żeby rodzice dorośli? Koszmarną wizją jest Dom Rodzica. Kolega bohaterki – milioner adoptował sobie nowych rodziców z Domu Rodzica. Poprzedni się nie sprawdzili. Nie kochali? Czy dorośli w tej rzeczywistości są w ogóle zdolni do miłości? Chyba nie są. Jak dzieci mają być zdrowe emocjonalnie, jak mają czuć się bezpiecznie, jeżeli muszą szukać swoich ojców w szklanych pałacach, u Bladych czarownic?

Ostatni tatuś Michała Walczaka nie zachwyca stroną formalną. Ale sens chwyta nie tyle nawet za serce, ile za gardło. Dzieci śmieją się z lalki, z misia, ze śmiesznych postaci. Dorosły może dostrzec w tej historii prawdę bolesną, brutalną. Prawdę o mieście, w którym żyjemy, które nie jest dobrym miejscem dla dzieci. Prawdę o naszej cywilizacji, w której nie ma miejsca na rodzinę, na miłość, a tylko na robienie pieniędzy. I wreszcie prawdę o sobie, o tym, że nie wystarczy mieć dziecko, żeby być rodzicem. Bo ta historia wcale nie kończy się dobrze. Tatuś zostaje uratowany przez córeczkę. Ale czy staje się przez to zdolny do tego, żeby być tatusiem? Szczerze w to wątpię.



Judyta Berłowska
Teatrakcje
26 marca 2011
Spektakle
Ostatni tatuś