Gdzie dwóch się bije tam...

Organizowany przez Teatr im. Wilama Horzycy w Toruniu 3. Festiwal Debiutantów Pierwszy Kontakt bezapelacyjnie należał do aktorki, która zagrała dziewczynę pojawiającą się w mrocznym, mrocznym domu, oraz młodej reżyser, która opowiedziała o miłości dwóch dojrzałych mężczyzn do jednej kobiety.

Festiwalowej publiczności trudniej było wytypować najlepszego debiutującego aktora: stawiano na kreację chorego na autyzm lub na nastolatka doznającego objawienia religijnego - decyzją Jury (Lena Frankiewicz, Kalina Zalewska i Remigiusz Brzyk) - wygrał ten drugi. Były jeszcze dwie nagrody, ale o nich nieco później.

Widz na scenie

Festiwal ma na celu wyłonienie i wypromowanie najciekawszych osobowości stawiających swoje pierwsze kroki na scenie i już trzeciego dnia można było podejrzewać, że kapitalna rywalizacja 40-latków o atrakcyjną kobietę, która może zagrozić ich wieloletniej przyjaźni, przyniesie nagrodę Małgorzacie Warsickiej - najlepszej reżyser spośród debiutujących w ostatnich dwóch sezonach na polskich scenach. Spektakl Hanocha Levina "Jakobi i Leidental" z Teatru im. Ludwika Solskiego w Tarnowie pokazał wyjątkową wrażliwość młodej reżyser, jej słuch muzyczny w kreowaniu dialogu na tyle żywego, że z salwy śmiechu widz niezwykle lekko przechodził w zadumę nad kwestią autentycznej potrzeby relacji z drugim człowiekiem, samotności i miłości. Przy tym Warsicka w swym spektaklu wspaniale poprowadziła troje aktorów: kawiarnianego nudziarza Jakobiego (Bartosz Woźny), zażywnego i naiwnego Leidentala (Jerzy Pal), który myśli, że wygląda jak z obrazka, i zachwycającą obu Ruth (Matylda Baczyńska). To nie jedyne atuty tego przedstawienia: niebanalny sposób śpiewu, bazujący na średniowiecznej technice hoketowej (szybkiego dialogowania instrumentów) oraz bardzo udane angażowanie publiczności w akcję spektaklu wpłynęły na to, że to właśnie Małgorzata Warsicka była najlepszym reżyserem tej edycji, bezdyskusyjnie pokonując Grzegorza Gołaszewskiego ("Elsynor"), Tomasza Szczepanka ("Anarchistka"), Borysa Lankosza ("Kolacja Kanibali"), Agatę Dyczko ("Mały ma dziewczynę") i Wojciecha Pitalę ("Niewinni postczarodzieje").

Ona kontra wielkie emocje

Najlepsze na Festiwalu role: męska i kobieca wyraźnie pokazały skrystalizowane we współczesnym teatrze metody prowadzenia młodych aktorów przez wybitnych reżyserów - i to na bardzo przeciwległych biegunach. W "Męczennikach" (Teatr Współczesny w Szczecinie / Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu) [na zdjęciu] reżyser (Anna Augustynowicz) swojemu debiutantowi wskazała konsekwentną i zaangażowaną grę psychologiczną na tle zimna pozostałych postaci; podczas gdy Marcin Hycnar zupełnie odwrotnie: w "Mrocznym, mrocznym domu" (Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie) swoją debiutantkę, grającą z wielkim dystansem, wrzucił w piekło tarć i ataków szału jej scenicznych partnerów. Cała czwórka (reżyserzy i aktorzy) pokazała toruńskiej publiczności, stęsknionej bardzo za PRAWDZIWYM (niekomercyjnym) teatrem dramatycznym, jak w pełni i wiarygodnie oddać można emocje na scenie - i to było największą siłą tegorocznego Pierwszego Kontaktu.

Genialny aktor, tym razem w roli reżysera, Marcin Hycnar, w spektaklu "W mrocznym, mrocznym domu" - ów złowrogi "dom" umieścił na drzewie, wśród zieleni, z tymże ta ostatnia, w scenografii Julii Skrzyneckiej, na krakowskiej scenie nie afirmuje życia, a raczej jego demony przeszłości. To domek na drzewie, w którym przed laty zdarzyło się coś potwornego: dwaj chłopcy, bracia - dziś dorośli mężczyźni zostali wykorzystani seksualnie przez starszego kolegę. Z początku dowiadujemy się, że tego strasznego aktu doświadczył tylko młodszy z nich, Drew (Marcin Sianko), ale z czasem nad ten bardzo precyzyjnie skonstruowany spektakl napływają kolejne ciemne chmury. Starszy Terry (fenomenalny Grzegorz Mielczarek) chciał chronić brata w dzieciństwie przed znajomym, ale przyznaje, że pożądał przy tym oprawcy brata, gdzieś się pogubił, zamknięty do dziś w żalu i niechęci do świata. Nad Wisłą temat do niedawna tabu, ciągle nieprzerobiony, nieposprzątany - wydawałby się tylko tanią publicystyką na scenie, gdyby nie mistrzostwo amerykańskiego autora tego thrillera psychologicznego, Neila LaBute'a. Kto jest ofiarą, kto katem? Drew czy Terry? Do końca nie wiemy, przyduszeni emocjami między braćmi skaczącymi jak po zagęszczonej sinusoidzie - ale nagle skoki te przerywa Jennifer, jak się okazuje, córka mężczyzny, który skrzywdził braci. Odważna i przebojowa, prowokująco naturalna dziewczyna, także świetna partnerka na scenie - Karolina Kamińska, nagrodzona przez Jury za "aktorską dojrzałość, wdzięk i bezpretensjonalność w sportretowaniu nastoletniej bohaterki". Jej rola, mimo swej lekkości, wyjątkowo zwielokrotniła grozę tej niesamowitej historii, pełnej pułapek tkwiących między wierszami, dramatycznych przejść, od molestowania, przemocy psychologicznej po niepogodzenie się z własną orientacją seksualną. Spektakl ten zapamiętam również z najbardziej emocjonującego na Pierwszym Kontakcie spotkania z zespołem po przedstawieniu w klubie festiwalowym "Wejściówka", podczas którego w wirze dyskusji, starsza pani z publiczności, zachwycona rolą Grzegorza Mielczarka, wyznała, że zmienia swój dotąd negatywny pogląd o homoseksualistach!

Niemiecki Ordnung i dmuchana lala

Nielekkie zadanie miał natomiast najlepszy debiutujący aktor - Konrad Beta, który otrzymał nagrodę "za rolę Benjamina w spektaklu "Męczennicy" Teatru Współczesnego w Szczecinie w koprodukcji z Teatrem Dramatycznym w Wałbrzychu za "zaufanie językowi teatralnemu reżyserki oraz konsekwentne budowanie postaci w ramach zaproponowanej konwencji". Nie zdarza się często, by teatry obsadzały w głównej roli debiutanta, jednakże Anna Augustynowicz w styczniu 2014 roku zaufała studentowi wówczas IV rokowi krakowskiej PWST i dzięki swej intuicji oraz klarownej wizji stworzyła na scenie niezwykle sugestywnego fanatyka religijnego. Konrad Beta w roli ucznia Benjamina Südel'a celowo gra postać przerysowaną, ale nie ma w nim krzty agresji kojarzącej nam się z muzułmańskimi ekstremistami, ścinającymi głowy "niewiernym". Benjamin zbyt dosłownie odczytuje Biblię, ślepo oddany swej wierze przejmująco nakłania, naciska i buntuje się dla idei, przerywając dialogi z matką, nauczycielką (bardzo ciekawa kreacja Sary Celler-Jezierskiej) czy księdzem długimi biblijnymi cytatami. Benjamin Konrada Bety odrzuca widza tylko trochę i w tym aspekcie widać wielowymiarowość jego świetnej roli: choćby w relacji z niepełnosprawnym kolegą Georgiem (Maciej Litkowski) czy nauczycielką. W spektaklu Augustynowicz wyraźnie czuć niemiecki porządek, rytm kroków na schodach (ascetyczna scenografia Marka Brauna), zapisywanie "tytułów" kolejnych scen na szkolnej tablicy - to wszystko to szwung Mariusa von Mayenburga, dla jednych zachwycający, dla innych ciężkostrawny.

Drugi (i zarazem ostatni) kandydat do nagrody - Paweł Peterman, zagrał w debiucie reżyserskim Agaty Dyczko "Mały ma dziewczynę", będącym także jej autorskim przedstawieniem dyplomowym w Studio Teatralnym Koło w Warszawie. Jakże inny to spektakl od szczecińskiego rytmu Augustynowicz! Agata Dyczko postawiła na wydawałoby się luźną improwizację, pokazując jednocześnie temat bardzo poważny: życie pod jednym dachem z chorym na autyzm. Dla Pawła Petermana, jak i pewnie innych debiutantów, to rola wymarzona; rola chłopaka funkcjonującego w swoim świecie, z miłością do dmuchanej lali, ale niezamkniętego - wokół niego kręci się "normalny" świat brata i jego żony, czy jak w "Miasteczku Twin Peaks" , przewija sąsiadka - mentalna kosmitka (równie oryginalny debiut aktorski Ewy Jakubowicz). Takie spektakle się pamięta, publiczność nagradza je długą owacją i stąd cieszy, że organizator Pierwszego Kontaktu zaprosił Agatę Dyczko do zrealizowania spektaklu w Teatrze im. Wilama Horzycy w przyszłym sezonie.

Chłopcy Konta Basia

Tuż po ogłoszeniu repertuaru tegorocznego Pierwszego Kontaktu zniknęły bilety na głośną w całym kraju inscenizację powieści "Morfina" Szczepana Twardocha w reżyserii Eweliny Marciniak (Teatr Śląski im. Stanisława Wyspiańskiego w Katowicach). Na Festiwalu spektakl pokazano po raz pierwszy w sali wspinaczkowej nowej Hali Widowiskowo-Sportowej, co okazało się strzałem w dziesiątkę, gdyż dla widzów zbudowano wygodną i wielką widownię, z której w pełni można było podziwiać to wielkie widowisko. O samej inscenizacji "Morfiny" napisano już tak wiele, że pozostaje mi tylko przyłączyć się do głosów zachwytów nad świetną grą wielkiego zespołu, cały czas obecnego na scenie, gdy wraz z nim na ponad dwie godziny można było przenieść się w czasie i śmiać głośno, czego nie zauważyłem przy lekturze powieści. Podróż w lata czterdzieste ubiegłego wieku ułatwił debiutujący w tym spektaklu zespół muzyczny "Chłopcy Kontra Basia", który Jury nagrodziło za "twórcze udźwiękowienie i odważny gest performatywny współtworzące tkankę przedstawienia".

Za cicho, za nudno - postteatr?

Jak na każdym festiwalu nie obyło się bez rozczarowań czy totalnych wpadek: w komercyjnym przedsięwzięciu Teatru Polonia "Kolacja Kanibali" - debiutujący w teatrze reżyser filmowy, Borys Lankosz, zapomniał zwrócić uwagę aktorce filmowej, Justynie Grzybek, że na scenie akustyk nie trzyma nad nią mikrofonu, przez co wraz z nią głośność całego ośmioosobowego zespołu skręcała się w finale coraz bardziej, publiczność irytowała i nie pomógł spektaklowi nawet Rafał Mohr w hitlerowskim mundurze. Inne gwiazdy: Jadwiga Jankowska-Cieślak i Dorota Landowska w przedstawieniu "Anarchistka" (debiut reżyserski Tomasza Szczepanka w warszawskim Teatrze Studio im. Stanisława Witkiewicza), niezbyt zainteresowały godzinnym dialogiem prokurator i oskarżonej, choć dyskretnie towarzyszyła im dawno niewidziana na scenach sympatyczna pani suflerka. Gwiazdorski honor uratowała za to wspaniała Halina Skoczyńska w roli starszej Hanny Arendt w "Rzeczy o banalności miłości" z Teatru Dramatycznego w Warszawie (debiutant, Mateusz Weber, wypadł poprawnie). Do publiczności nie trafiło za to zupełnie zapowiadające się ciekawie przedstawienie dyplomowe Wojciecha Pitali "Niewinni postczarodzieje" z Teatru Collegium Nobilium w Warszawie. Debiutujący reżyser próbował stworzyć sceniczną diagnozę pokolenia hipsterów, miało być śmiesznie, ale wyszło nie tak.

Początek i koniec

Nie można jednak powiedzieć, że w polskich teatrach brakuje zdolnych i interesujących adeptów tej sztuki. Uwagę widzów już w pierwszym dniu Festiwalu zwrócił spektakl Teatru Nowego im. Tadeusza Łomnickiego "Elsynor" w reżyserii debiutanta, Grzegorza Gołaszewskiego. Takie pokazanie świata gier komputerowych w teatrze - to novum, zapewne również dzięki scenografii Agaty Uchman i muzyce Marcina Partyki nawiązującej do "prastarych" gier na pierwszych komputerach. Swojego zdolnego debiutanta zaprezentowali w konkursie także gospodarze. Na deskach Teatru im. Wilama Horzycy swą pierwszą zawodową rolę w spektaklu "Królowa ciast" Beli Pintera (reż. Ula Kijak) świetnie zagrał Maciej Raniszewski. Za to w finale Pierwszego Kontaktu zobaczyliśmy przedstawienie, po którym długo nie można było ochłonąć i którego sam tytuł przyprawia o dreszcze: "Droga śliska od traw. Jak to diabeł wsią się przeszedł" z Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy. Konwencja ludowej ballady, w której małżeństwo - Paweł Wolak i Katarzyna Dworak-Wolak (PIK), próbują odpowiedzieć na pytania o pochodzenie zła, samo zło w człowieku, czy potrzebujemy diabła, by być złymi ludźmi? To przejmująca inscenizacja, wprawdzie nieco nierówna, jednakże wyjątkowo poruszająca lucyferycznym rytmem i prostym grafikami Małgorzaty Nowak na tle pociętej w pasy kurtyny. Tu Diabeł (porażająco-demoniczny Grzegorz Wojdon), raz po raz tupie w drewnianą scenę, a widz siedzący z jej trzech stron aż podskakuje! Tu od początku wiadomo, że narrator i wodzirej intonujący kolędy podczas pasterki (!) jest synem ciemności - czuć wręcz jego puls i tętno. Tylko czy on istnieje, czy może jest czarcim wymysłem na usprawiedliwienie zła wyrządzonego bliźnim? Obcym, tym razem nie Żydom, a rodzinie Pawełka, świadka Jehowy (w tej roli debiutant Albert Pyśk). Wydaje się, że tu nic nie jest prawdziwe: w jednej scenie ktoś świntuszy, a zaraz w innej wyciąga z piwniczki łańcuch, na końcu którego tkwi zaczarowany nóż palący dłoń mordercy żywym ogniem. I na pewno nie można zapomnieć sceny, w której wiedziona intuicją Matka/ Mega Baba (wspaniała Joanna Gonschorek), z trudem powłócząc nogami, ratuje Jaśka (sam Paweł Wolak) przed okrutną śmiercią wisielca. Tu złość się rodzi, a widz truchleje

Festiwal Debiutantów Pierwszy Kontakt stworzony przez odchodzącą po 18. latach dyrektorowania toruńskiemu Teatrowi Jadwigę Oleradzką nie jest w stanie pokazać choćby przekroju tego, co interesującego dzieje się u debiutantów na wszystkich polskich scenach. To pewna forma impresji dotyczącej tego, co ciekawego wydarzyło się podczas ostatnich dwóch sezonów, festiwal sprofilowany na osobowości uwierzytelnione słynnym nazwiskiem reżysera lub znanym teatrem. Ta edycja pokazała bardzo różne style uprawiania teatru, w których podstawą jednak zawsze będą konsekwentne budowanie postaci przez młodych aktorów i niekonwencjonalny pomysł reżyserski. Podczas tegorocznej, bardzo dobrej edycji Pierwszego Kontaktu, w trakcie spotkań w Wejściówce, dało się odczuć napiętą atmosferę spowodowaną problemami z wyborem następcy dyrektor Oleradzkiej. Jakich debiutantów zobaczymy w Toruniu w 2017 roku? O tym zdecydują już inni.



Aram Stern
Teatr dla Was
30 lipca 2015