Generał i cienie przeszłości

Marek Kalita porusza się, mówi, akcentuje zdania, gestykuluje, nosi mundur jak Generał. Nie jest to żadne przedrzeźnianie, ale precyzyjna robota aktorska, sugestywny rysunek postaci, której obecność w najnowszej historii Polski budzi wiele dobrych i złych emocji

A jednak wysiłek aktora nadmiernie skupia się na cechach zewnętrznych, z pola widzenia ginie to, co najciekawsze w dramacie Jarosława Jakubowskiego i co deklarowali twórcy przedstawienia, odżegnujący się od intencji sądzenia gen. Wojciecha Jaruzelskiego czy też powoływania na scenie psychologicznego wizerunku bohatera. Autor zapewniał, że odtwarza swoje sny o Generale, na poły rzeczywistym, na poły wyimaginowanym, a Kalita i Aleksandra Popławska, reżyserujący sztukę, zapowiadali zamiar ukazania koszmaru, z jakim zmaga się Generał. Nie udało się potwierdzić tego na scenie, realizacja grzęzła w psychologizmie, czasem w kabarecie, nie przekraczając bariery mrocznego nastroju, za którą można było się spodziewać grozy, tajemnicy, ludzkiego zwątpienia i udręki. Dopiero w finale, kiedy Generał odtwarza kilkakrotnie z taśmy swoje słowne zapiski o poniechanym wyborze drogi nie pod prąd oczekiwań większości narodu, aktor zbliża się do wielkości – ta scena przywołuje klimat „Ostatniej taśmy Krappa” Becketta.

Zdarzają się tu epizody czy sekwencje wysokiej próby (świetna rola Krzysztofa Ogłozy jako oślizłego sekretarza Generała), ale zabrakło mocnego węzła dramatycznego i rytmu, który sprawiłby, że koszmarny sen Generała udzieliłby się widowni. Po brawurowym „Wodzireju” druga odsłona „Projektu PRL” wydaje się emocjonalnie letnia, choć nie sposób nie przyklasnąć poszukiwaniom prywatnego teatru Tomasza Karolaka, który wyznaczył sobie tak ambitne cele.



Tomasz Miłkowski
Przeglad
19 maja 2011
Spektakle
Generał